Wpis z mikrobloga

Ostatniej nocy pierwszy raz musiałem użyć resuscytacji na człowieku, a nie na manekinie. I to nie jakimś randomie, a na osobie mi bliskiej. Nie gdzieś na ulicy, a we własnym mieszkaniu.
Wpadł do mnie kumpel na wódeczkę. Mój różowy był w tym czasie u sąsiadki. Pijemy sobie kulturalnie połóweczkę i dostajemy informację, że u sąsiadki robi się większa impreza i żebyśmy wpadli. No to poszliśmy. Tam jeszcze więcej alkoholu. W końcu czas się zbierać. Idziemy we trójkę (ja, różowy i kumpel) do mnie, ale u kumpla jest słabo z koordynacją ruchów. Gdy już dotarliśmy do mnie kolega od razu udał się do łazienki (w czym musiałem mu pomóc). Znam go od lat i tak wymiotującego jeszcze nie widziałem.
Kolega nie ma siły utrzymać się na kiblu, osuwa się na podłogę. Obracam go na bok, wymiotuje na podłogę. Przyszła sąsiadka, razem z różowym próbują wezwać pogotowie, bo widać, że to już poważna sprawa. Dyspozytor odmawia wysłania zespołu, telefon przejmuję ja i drę się na dyspozytora (lub dyspozytorkę, za cholerę nie mogę sobie przypomnieć z kim rozmawiałem). Potem drę się na sąsiadkę, bo się wkurzyłem na brak karetki.
Kolega przestaje wymiotować, zaczyna szybko i głośno oddychać, ale można jeszcze z nim pogadać - nie jest to jakaś inteligentna dyskusja, ale jakoś odpowiada na pytania. Trwa to chwile, może kilka minut i nagle cisza. Nic nie mówi i nie słychać żeby oddychał. "Piotrek, nie śpij", uderzam go lekko z liścia w twarz żeby go ocucić, ale nic to nie daje. Przykładam ucho do jego ust i cisza. Robię dwa wdechy i nic... No to zaczynam uciskać klatkę. Ucisnąłem może 10 razy i jest! Zaczął się krztusić, obróciłem jego głowę w bok tuż przed tym jak zwymiotował. Potem już był przytomny tylko oddychał nietypowo przez jakiś czas. Na szczęście tym razem karetka została wysłana. Ratownicy przyjechali, zbadali kolegę, ten odmówił udania się na SOR i chłopaki pojechali. O dziwo jak już ratownicy przyjechali to kolega czuł się dobrze, dał radę nawet siedzieć i próbował podać fałszywe dane dla ZRM.
Ktoś kiedyś pisał, że jak się odzyska człowieka po resuscytacji to jest to wspaniały uczuć. Dla mnie to była najstraszniejsza noc życia i jak mi kolega wrócił to w ogóle nie zrobiła się mniej straszna.
Jakoś tak odeszła mi ochota na wódkę na jakiś (pewnie dłuższy) czas.
Przepraszam dyspozytora (dyspozytorkę) z CPR Olsztyn na którego nakrzyczałem.
#alkohol #wodka #ratownikmedyczny (daję ten tag, bo mocno obserwowany) #ratownictwo #pierwszapomoc
  • 8
@decorum: Po prostu ten jeden szczegół (z kim rozmawiałem) wypadł mi z nerwów z głowy. Pamiętam całą noc - kto w jakiej kolejności wyszedł z imprezy, co jadłem itd. Tylko tego jednego nie pamiętam. Co do przywrócenia oddychania - uczono mnie, że jeżeli z jakiś powodów nie chce wykonywać oddechów ratowniczych to można tylko masować klatkę i w ten sposób uratować poszkodowanego. Działałem zgodnie z moją wiedzą i to poskutkowało.
No
@MarMac mówię tylko jak to wygląda z boku, jeśli dać Ci wiarę to wyślij kumpla na jakieś badania, być może czas przystopować z piciem, zdrowi ludzie nie przestają sobie od tak oddychać nawet po alkoholu