Wpis z mikrobloga

431395,48 - 21,18 = 431374,30

Dystans: 21,18 km
Czas: ◷02:13:27
Średnie tempo: 6:18 min/km

Drugi diament w Koronie czyli 11 PKO Poznań Półmaraton za mną. Było ciężko. Bardzo.

Zaczęłam za zającami na 2:05, ale po 6 kilometrze odpuściłam. Zrobiło mi się tak gorąco i duszno, że bałam się trzymać to tempo. Chciałam poczekać na zające z 2:10, ale kiedy minęli mnie około 11 kilometra, to i tak nie podjęłam się biegnięcia za nimi. Planeta żar zbyt mocno dawała mi się zbyt mocno we znaki. Tak naprawdę do 15 kilometra walczyłam sama z sobą, żeby się nie zatrzymać. Odliczałam każdy jeden kilometr, liczyłam co chwilę ile mi jeszcze zostało. Nawet drugi żel wzięłam szybciej, niż planowałam, marząc o jego kofeinowej mocy. No jakaś masakra. W głowie miałam myśl, żeby dać radę przebiec chociaż te 15 kilometrów, a później trochę pomaszerować. Nadszedł 15 kilometr... A ja pomyślałam, że do cholery jasnej, to Półmaraton do Korony. Jeżeli przejdę chociaż kawałek, to przed samą sobą będzie mi strasznie wstyd i uznam go za nieważny. I biegłam. Kolejny kilometr, kolejny. Aż w końcu zostało mi do końca tak mało, że głupio było się tak zatrzymać. I dobiegłam. I to dzisiaj mój sukces.

Zdecydowanie biegłam dzisiaj w dużej mierze głową. A pokonała mnie pogoda. Bo ani nogi mnie nie bolały, płuca i serducho ładnie pracowały i miały jeszcze moc, niczego nawet w małej mierze podobnego do ściany nie odczułam. Po prostu było mi gorąco, chciało mi się pić, marzyłam o odrobinie ochłody. I chociaż było mi ciężko, miałam wiele złych myśli, biegłam. Zwolniłam bardzo, ale biegłam. Słuchałam swojego organizmu, bo nie chciałam zasłabnąć gdzieś po drodze, ale się nie zatrzymałam. I dlatego, mimo że wyszło wolniej niż zamierzałam, to jestem z siebie bardzo dumna! Chyba nawet bardziej dumna, niż po połówce w Warszawie. Wtedy szło wszystko łatwo, a dzisiaj musiałam walczyć. I walczyłam. I wygrałam!

Miłej niedzieli Mirki! ʕʔ

  • 16
@Kinja: Co prawda jestem w trakcie przygotowań do IM ale Sam dziś poległem po 16km i ostatnie moje 5km nie miało nic wspólnego z bieganiem tylko chęcią przetrwania... (zawsze sobie powtarzam, że wszyscy mieli takie same warunki do biegania) ale coś u mnie nie poszło jak trzeba!
@Kinja: myślę że jesteś nieco zbyt wymagająca w swoim podejsciu: jeśli się przejdę kawałek to półmaraton nieważny. No kamą. Czasem chwila marszu podczas kryzysyu daje super energię i lepszy czas niż jak wciąż biegniesz :-) tak czy siak oczywiście gratki!
@Kinja: Według mnie bardzo dobrze, że nie szłaś ani chwili. Nie chodzi o dumę czy wstyd, ale dla mnie jak przejdę kawałek biegu to już jest przegrana walka - za chwilę myśli, czy znowu nie iść kawałek, rozregulowuje strasznie tempo i w ogóle najgorzej. Już lepiej zwolnić na chwilę do bardzo wolnego tempa, ale wciąż biegowego, niż iść przez chwilę. Takie moje doświadczenia. A na przyszłość na długie dystanse polecam camelbaka.
@Piotrek00: Dla mnie bardziej chodzi o to, że moim celem było przebiec. Zatrzymanie się byłoby dla mnie porażką treningową. Bo jednak zależy mi na tym, żeby być coraz lepszą. A pokonanie swojej słabości w takich ciężkich warunkach cieszy podwójnie. (ʘʘ) I zgodzę się całkowicie, że po takim zatrzymaniu się/marszu cały rytm biegu szlag trafia.
Co do camelbaka, to jednak uczę swój organizm korzystania z punktów odżywczych na