Wpis z mikrobloga

#miud #pasta #heheszki

W podstawówce i gimnazjum, gdy mieliśmy tylko ku temu okazję, lubiliśmy nocować w namiocie. Rodzice Kamila zawsze służyli tutaj pomocą, oferując miejsce w swoim ogródku i obiecując opiekę (o czym dalej).
Ogólnie, pomysł bardzo szybko przypadł do gustu innym dzieciakom z okolicy – w okresie wakacyjnym widywaliśmy więc inne namioty w ogródkach, a późnymi wieczorami widać było palące się ogniska. Byliśmy z tego powodu nieco niezadowoleni – bo z założenia, chcieliśmy trzymać się z dala od cywilizacji, zamiast wysłuchiwać żałosnych żartów posłyszanych na religii dochodzących zza płotu.
Tolerowaliśmy to jednak, przynajmniej dopóki, dopóty Michałek nie rozłożył u siebie własnego namiotu. Wtedy miarka się przebrała.
Powinniście wiedzieć, że domy Kamila i Michałka praktycznie ze sobą sąsiadowały – działki znajdowały się może sto metrów od siebie i wychodząc tylną furtką na jednej z nich, można było dostać się na drugą, przechodząc przez nieuczęszczaną ścieżkę, snującą się między dwiema równoległymi ulicami przy których owe domy stały.

Podczas wieczornego ogniska, słyszeliśmy odgłosy dochodzące z ogródka Michałka – „wrogowie” bawili się w dom. Tak jest, gimnazjaliści bawili się w dom, a Michałek robił za ojca. Paranoja.
- Ej, nie wiem jak was, ale mnie #!$%@?ł ten pedał. – Zaczął Sperma, zagryzając pieczoną kiełbaskę.
- No, #!$%@?ł nasz pomysł z namiotowaniem (xD). – Dodał Kamil.
- Mniejsza o namiotowanie. Słyszeliście, w co oni się tam bawią? – Powiedziałem z zażenowaniem.
- Dobra, to co robimy? – Zapytał dotąd cichy Emil.
Nastała chwila niezręcznej ciszy.
- #!$%@?, nie mam pojęcia. – Rzekł w końcu Sperma. – No ni #!$%@?, nie wiem. Przecież nie zrobimy mu przekopki, bo będziemy mieli mekeke (potocznie przechlapane).
- No, jak mu #!$%@?, to będzie ogień i smalec (takie samo znaczenie jak mekeke). Musimy zrobić to z ukrycia. – Kontynuował Kamil.
- #!$%@?ć tego pedała, ciśnie mnie sraka. Idę do kibla. – Podsumował dyskusję Emil i wstał. Całą naszą trójkę nagle olśniło.
- Emil! Czekaj! – Krzyknąłem do niego.
I tu nastąpiła prezentacja planu.

Jak się okazało, Emil wcale nie żartował – przez kilka następnych godzin, po prostu wił się i produkował gazy, nie mogąc wytrzymać parcia. Ale wizja dokuczenia Michałkowi była silniejsza.
W tym czasie ja, Sperma i Kamil opróżniliśmy butelkę wody i napełniliśmy ją świeżym moczem – z tym akurat nie było problemu. Ukryliśmy broń pod namiotem i postanowiliśmy zabić czas, grając w karty.

Gdy zapadł zmrok, przyszła do nas matka Kamila – czyli oczywiście Milena. Sprawdziła, czy dogasiliśmy ognisko i czy nie zostawiliśmy jakichś brudnych naczyń. Potem, tak jak za każdym razem, kiedy biwakowaliśmy w ogrodzie, powiedziała, byśmy w żadnym wypadku nigdzie nie wychodzili, a w razie jakiejś potrzeby, żebyśmy zadzwonili do drzwi domu.
Znaliśmy doskonale tą procedurę.
Kobieta wzięła talerze i sztućce, po czym wróciła do domu, kręcąc biodrami.
- Stary, jakbym miał taką starą, to bym ją upił i wydupczył. Z całym szacunkiem xD – Zażartował Sperma.
Emil spojrzał na idącą w oddali ciocię.
- Milena, #!$%@?łbym cię w tą blond kapę. – Chłopak pomacał się po kroczu i oblizał, gdy Milena zniknęła za rogiem.
- #!$%@?, Emil! Jesteś #!$%@?! I ty Sperma też! – Oburzył się Kamil. – Odjebcie się od mojej starej, co?
- Stary, ale oni mają rację. – Dodałem. Emil i Sperma wybuchnę li śmiechem, a z tym drugim skleiłem żółwia (bro fist).
Kamil wszedł do namiotu, mrucząc coś, że wszyscy jesteśmy #!$%@?.

Dla bezpieczeństwa, poczekaliśmy mniej więcej do północy. Wyłączyliśmy latarkę zaczepioną u góry i zaczęliśmy cicho rozmawiać – tak, by ktoś niewtajemniczony pomyślał, że śpimy. Jak to grzeczne dzieci.
Gdy byliśmy pewni, że wokoło wszyscy już spali, po cichu wyszliśmy na zewnątrz. Sperma wyjął spod namiotu butelkę.
- Dobra, ruszamy? – Zapytał Emil. – Już długo tak nie pociągnę. Zesram się #!$%@? w spodnie i tyle.
- Spoko, już idziemy. – Zakomenderował Kamil. – Tylko najpierw sprawdzimy, czy moi rodzice już śpią. Może są w salonie.
- To ja pobiegnę. Jakby coś, to powiem Milence, że złapała mnie sraka.
Emil pobiegł, cicho stąpając po trawniku i chowając się w cieniu. Wrócił dosłownie po upływie sekund.
- #!$%@?, jebią się xD
- Co? Kto? – Pytaliśmy.
- Ciocia i wujek, słyszałem jakieś jęki z sypialni!
Mimo protestów Kamila, czym prędzej pobiegliśmy za Emilem, aż pod sam dom. Ponad nami znajdował się balkon sypialni. Rzeczywiście, dochodziły z niego ciche, miarowe jęki – ale nie było to właściwie nic specjalnego. Poza Emilem, nikt z nas specjalnie się tym nie podniecił – sądziliśmy zapewne, że Milenka będzie krzyczeć jak jedna z aktorek porno w filmach, które oglądaliśmy.
Ku radości Kamila, olaliśmy jego rodziców i pobiegliśmy w stronę ogrodu Michałka.

Aż trudno opisać, jak ogromne wrażenie zrobiła na nas wszechobecna pustka i cisza. Zero świateł w oknach, zero dźwięków silników samochodów – z oddali dochodziło jedynie wycie psa lub dwóch, ale nic więcej.
Przeszliśmy cicho przez zamkniętą furtkę do ogrodu Michałka – kolejno ja, Kamil, Sperma i Emil – w kolejności zwinności, by w razie czegoś pomóc pozostałym.
Namiot znajdował się w cieniu dwóch drzew – otoczony różnymi krzewami (ku naszemu fartowi, znalazł się też jeden nieco oddalony, za którym się schowaliśmy).
Kucnęliśmy i zaczęliśmy nasłuchiwać, czy przypadkiem nasze niedoszłe ofiary nie śpią. Okazało się, że na szczęście wszystko idzie po naszej myśli.
Zdecydowaliśmy, że ja prześlizgnę się bliżej i ukradnę jeden z butów Michałka, leżący przed wejściem do namiotu. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, to Sperma przeprowadzi natarcie z butelką.
Praktycznie na czworaka, przebiegłem do namiotu – dochodziły z niego odgłosy oddychania. Przy wejściu były starannie ułożone cztery pary butów – trampki Michałka, jakieś sandały (z koziej pały, jak to skwitował później Sperma), bazarowe adidasy i buty młodszej siostry Michałka – Marlenki.
Wziąłem jeden z przerośniętych trampków i wróciłem za krzew, za którym schowana była reszta naszej brygady operacyjnej.
- Emil, sraj waść, wstydu oszczędź xD – Powiedziałem.
Dałem znak Spermie, który z butelką w dłoni, pobiegł na miejsce. Odkręcił ją i zaczął powoli wylewać na plac przed wejściem namiotu – całe półtorej litra moczu.
W tej samej chwili, Emil kucnął nad trampkiem Michałka i próbując się nie śmiać, zaczął się wypróżniać. Kamil położył się na trawie, ze świeczkami w oczach, przygryzając przedramię, by tylko nie wybuchnąć śmiechem.
Kilkunastocentymetrowy stolec wylądował w bucie, końcówką zahaczając o język i sznurówki. Emil podciągnął spodnie i potrząsnął trampkiem – gówno opadło w głąb.
Bez słowa wziąłem but i trzymając go za końcówki sznurówek, pobiegłem do Spermy, który akurat skończył rozlewać mocz. Placyk przed namiotem przypominał małe bagienko.
Położyłem trampek, po czym uciekliśmy.

Następnego ranka, nim zdążyliśmy się obudzić, do naszego namiotu wtargnęła matka Kamila, z zatroskanym, ale surowym wyrazem twarzy.
Powiedziała, żebyśmy wyszli na zewnątrz – tak zrobiliśmy, rozczochrani, z podpuchniętymi oczyma.
Przed nami stał zapłakany Michałek (w klapkach xD), jego wściekły ojciec i przestraszona Marlenka.
- Który z was urządził taki numer mojemu synkowi?! – Ryknął.
Milena stanęła w naszej obronie.
- Proszę na nich nie krzyczeć! Skąd pomysł, że to któryś z nich?
- Bo te łobuzy nienawidzą Michała! Dokuczają mu!
Michałek jeszcze bardziej się rozpłakał. Łzy ciekły po jego policzkach. My zaś, udawaliśmy zaskoczonych tak samo, jak on, choć trudno było nam zachować powagę, myśląc o tym, jak Michałek wkłada stopę wprost w gówno Emila.
- Nawet, jeśli z jakichś powodów za sobą nie przepadają, to żaden z chłopaków nie posunąłby się do takiego obrzydlistwa! – Milena rzeczywiście się wściekła, ale nie na nas. – Znam ich odkąd bawili się razem w piaskownicy i jestem pewna, że są niewinni!
- To kto zesrał się do buta Michała?!
Teraz już nie wytrzymaliśmy. Jak jeden mąż, ryknęliśmy śmiechem. Zaraz potem zaczęliśmy dopytywać się, jak to możliwe, dlaczego ojciec Michała chce zwalić winę na nas i tak dalej, i tak dalej.
- Może to jakieś zwierze? – Zapytała w końcu zmęczona Milenka. Dopiero teraz zauważyliśmy, że ona też miała niezapowiedzianą pobudkę – pod szlafrokiem miała jedynie krótką koszulę nocną, a jej krótkie włosy sterczały we wszystkich kierunkach, jak u nas.
- Jakie zwierze?! To był ludzki stolec! Ludzki!
Kolejna salwa śmiechu. O dziwo nawet Milena nieco się uśmiechnęła. Ojciec szarpnął za rękę szlochającego Michałka i odszedł bez słowa.
- Ciociu, czy my dobrze słyszeliśmy?
Kobieta przestąpiła z nogi na nogę, poprawiając japonki.
- Niewiarygodne – żeby od razu posądzać sąsiadów? Co za ludzie…
Przytaknęliśmy, co wzbudziło wątpliwości Milenki.
- Ale to nie wy, co? Bardzo bym się na was zawiodła.
- My? Skądże znowu! Przecież byłaś całą noc w domu i nas pilnowałaś (xD), więc wiesz, że nigdzie się nie ruszaliśmy. – Bronił się Emil, przy okazji żartując hermetycznie.
- No… Tak. Rzeczywiście, miałam na was oko. Zaraz przyniosę wam jakieś śniadanie, chłopaki.
  • 27
@miud O rany człowieku. To zgromadzone przez ciebie pasty zaciagnely mnie ostatecznie na wykop XD Nie wiem czy ci za to podziękować czy gonić z widlami XD za to pasty niejeden raz poprawiały humor. Dzięki mirku:) Jesteś też autorem?