Wpis z mikrobloga

#poityka #szkolnictwowyzsze #ustawagowina

i co ważne #niemoje ##!$%@?

CZEMU POPIERAM PROTEST PRZECIW USTAWIE JAROSŁAWA GOWINA

W poniedziałek odwiedziłem Pałac Kazimierzowski, w którym od 5 czerwca trwa protest przeciw projektowi ustawy o nauce i szkolnictwie wyższym [1]. Projekt ten, określany jako Konstytucja dla Nauki, ustawa 2.0 albo ustawa Gowina, jest jednym z najgorętszych tematów ostatnich dni.

Po tej wizycie postanowiłem poprzeć protest, a to ze względu na sposób prowadzenia prac nad ustawą. Bo miało być pięknie, a nie jest.

===

Zacznijmy od przykładu, którym będzie jedno z najbardziej zdumiewających rozwiązań w historii projektu. Otóż w pierwotnej wersji ustawy, ogłoszonej 19 września 2017 roku [2], zapisano, że nauczycielem akademickim może być osoba, przeciw której nie toczy się postępowanie o przestępstwo ścigane z oskarżenia publicznego (art. 120 pkt 3). Już samo rozpoczęcie takiego postępowania miało skutkować zwolnieniem z pracy (art. 131 pkt 1). W uzasadnieniu projektu jednak o tym nie wspomniano – pojawiła się wyłącznie ogólnikowa wzmianka na temat „przesłanek wygaśnięcia umowy o pracę z nauczycielem akademickim w przypadku zaprzestania spełniania przez niego wymagań dotyczących zatrudniania nauczycieli akademickich” [3].

Na szczęście rzecz wychwycili dziennikarze. Między innymi Mikołaj Iwański mówił w „Krytyce Politycznej” o „ewidentnym ukłonie w stronę Zbigniewa Ziobry” [4], a Tomasz Kamiński pisał w „Liberté”: „Jeśli […] na blogu zrobię literówkę w nazwisku Prezydenta, albo też na demonstracji krzyknę coś, co nie spodoba się władzy, to jakiś usłużny władzy prokurator może wszcząć postępowanie przeciwko mnie. Automatycznie wygaszając przy tym moją umowę o pracę z Uniwersytetem Łódzkim. Absurd? Tak, ale ilu będzie takich odważnych, którzy zaryzykują całą swoją karierę akademicką, krytykując władzę?” [5]. Dopiero pod wpływem nieprzychylnych reakcji ministerstwo ogłosiło, że wycofa się z tego rozwiązania [6].

===

Ta historia nie byłaby jeszcze tak niepokojąca, gdyby nie to, że pół roku później w projekcie umieszczono kolejny wariant tych samych przepisów – złagodzony, ale wciąż niebezpieczny. W dokumencie z 26 marca czytamy, że „umowa o pracę z nauczycielem akademickim wygasa” m.in. „w przypadku […] orzeczenia kary pozbawienia wolności lub ograniczenia wolności” [7]. We fragmencie tym nie ma warunku prawomocności orzeczenia, na co zwrócono uwagę w ostatnim postulacie na stronie Nauki Niepodległej [8]. Innymi słowy, po wyroku ogłoszonym w pierwszej instancji uczelnia musiałaby zwolnić daną osobę z pracy – na długo przed końcem ewentualnej procedury odwoławczej, która przecież może zakończyć się uniewinnieniem.

W odpowiedzi na postulat ministerstwo ogłosiło: „Zawód nauczyciela akademickiego jest zawodem zaufania społecznego, a nauczyciele akademiccy odgrywają istotną rolę w kształtowaniu młodego pokolenia. Zatem ich postawa i zachowanie nie powinny budzić wątpliwości, także w zakresie zasad godności zawodu. Jednak w związku z tym, że różne środowiska akademickie – podobnie jak protestujący – zwracają uwagę na surowość tego przepisu, resort nauki planuje podjąć tę kwestię w ramach II czytania w Sejmie i zawęzić ten przepis” [9]. Po raz kolejny niezbędne okazało się wyszukanie szkodliwego artykułu (w dwustustronicowym pliku) i wywołanie MNiSW do tablicy.

Ale to jeszcze nie koniec! Otóż w marcowej wersji projektu zapisano także: „Członkiem rady uczelni może być osoba, która […] nie była skazana prawomocnym wyrokiem za umyślne przestępstwo lub umyślne przestępstwo skarbowe” (art. 20 pkt 3). Tutaj pojawia się już słowo „prawomocny”. A więc jeżeli ktoś będzie należeć do jednego z najważniejszych organów uczelnianych, liczącego zaledwie 7 lub 9 członków (art. 19), to jego „postawa i zachowanie” mogą już „budzić wątpliwości”? Nauczyciel akademicki (albo nauczycielka) musiałby odejść z pracy po wyroku w pierwszej instancji, a osoba należąca do rady już nie?

===

Ile jeszcze takich skarbów można znaleźć w tej ustawie? Trudno powiedzieć, ponieważ nigdzie nie ma jej aktualnej wersji. Na stronie Konstytucji dla Nauki wciąż figuruje projekt z 26 marca, na stronie Sejmu – projekt z 5 kwietnia [10]. W maju do tego ostatniego wariantu wprowadzono szereg poprawek rządowych, których brzmienie wprawdzie znamy [11], ale które zostały przedstawione w takiej formie, jak w tym oto uroczym przykładzie: „W art. 34 w ust. 1 po pkt 3 dodaje się pkt 3a w brzmieniu: «3a) typy jednostek organizacyjnych uczelni»”. I tak 160 razy przez ponad 40 stron.

Żeby to wszystko prześledzić, musielibyśmy ślęczeć osobno nad każdą poprawką i własnoręcznie zestawiać ją z odpowiednim fragmentem głównej ustawy albo przepisów wprowadzających. Pierwszy z tych plików to 471 artykułów na 201 stronach (nie licząc 303 stron uzasadnienia, oceny skutków regulacji i rozmaitych załączników) [12], drugi plik to 344 artykuły na 188 stronach (nie licząc 117 stron dodatkowych materiałów) [13]. Powodzenia.

Jeszcze Was nie zniechęciłem? No to idziemy dalej. Otóż po wspomnianych poprawkach projekt trafił do Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży i został przez nią przyjęty [14], ale z kolejnymi zmianami [15]. Jak nietrudno się domyślić, mają one np. taką postać: „w art. 401 […] w ust. 2 w pkt 1 dodać lit. c w brzmieniu: «c) jakość i efekty dotychczasowych badań»”. I tak 90 razy przez 18 stron. Żeby to wszystko prześledzić, musielibyśmy… I tak w koło Macieju*.

===

Gdyby ministerstwu naprawdę zależało na przejrzystości procesu ustawodawczego, to ułatwiłoby nam zapoznanie się z obecnymi zmianami. Można byłoby np. przedstawić projekt z 5 kwietnia z dopisanymi do poszczególnych artykułów poprawkami rządu i komisji, które rozwijałyby się po kliknięciu. Strona Konstytucji dla Nauki stanowiłaby świetne miejsce na publikację takiego pliku – dotarłoby do niego znacznie więcej osób niż do materiałów dostępnych w witrynie Sejmu. Można byłoby też po pierwszym czytaniu zorganizować w parlamencie wysłuchanie publiczne, które zapowiadali w ubiegłym roku minister Jarosław Gowin [16] i wiceminister Aleksander Bobko [6], a z którego w maju Zjednoczona Prawica jednak zrezygnowała [17]. Oj, można by, można by było.

Niestety w kulminacyjnym momencie reformy nikt nie dba o to, aby osoby zainteresowane mogły zapoznać się z kształtem stanowionego prawa. W tym kluczowym aspekcie standardy legislacyjne Konstytucji dla Nauki nie różnią się od sposobu procedowania wielu innych ustaw, mimo że np. według wiceministra Piotra Müllera „proces prac […] był bardzo transparentny” [18]. Być może nie chodzi o prawdziwą przejrzystość, a jedynie o jej iluzję.

W czerwcu zeszłego roku Bohdan Widła mówił mi w wywiadzie dla „Kontaktu”: „Mam poczucie, że prawo coraz częściej powstaje w ukryciu” [19]. Było to jeszcze przed najbardziej spektakularnym wydarzeniem legislacyjnym tej kadencji, czyli ustawą o Sądzie Najwyższym, której projekt został opublikowany w środku nocy i w ciągu tygodnia przeszedł wszystkie trzy czytania [20]. Niewiele czasu dano wtedy suwerenowi na uważną lekturę 140 stron dokumentu, oj, niewiele.

Ustawa o nauce nie jest procedowana w sposób tak widowiskowy. Z wieloma jej założeniami mogliśmy zapoznać się już we wrześniu, z kolejnymi w marcu. Ale jak pokazują przepisy o zwalnianiu nauczycieli akademickich z pracy, diabeł tkwi w szczegółach. Jeśli tak trudno się w nie wgłębić, to wciąż powracać musi pytanie, które stawało przed nami raz po raz w przypadku Sądu Najwyższego: co jeszcze zaszyto w tym projekcie?

===

Napisanie tej notki zajęło mi dobre parę godzin. W sposób względnie szczegółowy przeanalizowałem w niej całe dwa artykuły, podczas gdy w obu drukach sejmowych, które składają się na obecną Konstytucję dla Nauki, artykułów jest 815. A ile jest stron po poprawkach, wiedzą tylko bóstwa świata podziemnego.

W dodatku nie zacząłem nawet mówić o tym, że „brakuje jeszcze kluczowych rozporządzeń ministra” albo że „nie wiemy, jakim budżetem na naukę i szkolnictwo wyższe będziemy operować” (jak to ujął Łukasz Niesiołowski-Spanò) [21]. Nie podniosłem też wątpliwości dotyczących długoterminowego rozkładu finansowania, w którym „zgodnie z najlepszymi polskimi zwyczajami politycznymi główne wzrosty wydatków zaplanowano na kolejne kadencje” (jak to ujęła Elżbieta Rżewska-Skłodowska) [22]. Gdybyśmy poświęcili tym kwestiom więcej czasu, a nuż okazałoby się, że nie tylko w szczegółach diabeł tkwi.

Nie mogę popierać ustawy, która pozostaje tak nieprzejrzysta. Dlatego też uznałem, że nie muszę mierzyć się tu z pytaniami dotyczącymi np. rad uczelni. Według mnie również zwolennicy i zwolenniczki zmian w tej dziedzinie powinni zadać sobie pytanie: czy ustawa 2.0 rzeczywiście będzie lekarstwem na bolączki polskiej nauki? Ten pacjent choruje, ale przecież nie umiera. Czy naprawdę należy mu podać pigułkę, w której może się kryć cyjanek?

Przed nami – w czwartek i piątek – posiedzenie Sejmu. Wcześniej, w środę, ogólnopolski protest przeciw ustawie Jarosława Gowina [23]. Nie mam jasnego zdania we wszystkich sprawach poruszanych przez organizatorki i organizatorów, ale to im zawdzięczamy w tej chwili najsilniejszy głos oporu. Dlatego zachęcam do udziału w proteście. Wiele może od niego zależeć.

[Przypisy i linki – w komentarzu poniżej].

===

* EDYCJA: W odniesieniu do poprawek z Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży Michał Goszczyński zwrócił mi uwagę, że są to niemal wyłącznie zmiany zgłoszone wcześniej przez rząd. Dziękuję za to uściślenie. Niemniej przykład przepisów o zwalnianiu nauczycieli akademickich pokazuje, że znaczenie może tu mieć literalnie każdy wyraz. Zatem jeżeli ktoś chce mieć pełen obraz ustawy, to i tak musi przebijać się przez te wszystkie poprawki raz jeszcze, sprawdzając, czy gdzieś nie dodano jednego słowa zmieniającego jakiś ważny artykuł.

* EDYCJA II: Jeszcze druga autokorekta: jest jednak dostępny publicznie ujednolicony tekst ustawy po pierwszych poprawkach rządowych i obradach Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży. Dokument ten znajduje się tutaj: http://www.sejm.gov.pl/sejm8.nsf/druk.xsp?nr=2563. Przeglądając go przed powstaniem wpisu, nie wyczytałem, że zawiera najświeższą wersję ustawy kierowaną bezpośrednio do drugiego czytania – niezależnie od wszelkich okoliczności obciąża to moje konto.

Równocześnie podtrzymuję tezę o niskiej przejrzystości tego etapu prac legislacyjnych, opierając swój pogląd na (1) braku precyzyjnych rozporządzeń, (2) niepełnych informacjach na temat finansowania, (3) niedostępności dokładnego brzmienia dalszych poprawek zapowiedzianych przez ministerstwo (http://konstytucjadlanauki.gov.pl/509-2), (4) obecnej na stronie Konstytucji dla Nauki aż do dziś sugestii, jakoby projekt z końca marca był aktualną wersją ustawy. Mając zaś na uwadze umieszczoną po cichu w pierwotnym projekcie możliwość wymuszania zwolnień naukowców przez prokuratorów, jestem zdania, że w tym wypadku do wszelkich niejasności trzeba podchodzić z dużą dozą sceptycyzmu.
  • 2