Wpis z mikrobloga

#thelongdark
Mam dwie bazy: Chata Trapera oraz Farma w Milton. Po krótkim, acz przyjemnym, pobycie w Mystery Lake, Autostradzie i Dolinie postanowiłam wrócić do do domu - na farmę. Tam po krótkim rozgoszczeniu się i przywitaniu z królikami oraz wrednym wilkiem, którego odstrzeliłam dla spokojności, postanowiłam odkryć ostatni kawałek Milton, którego nie zdołałam do tej pory odwiedzić - czyli miejsce rozbitego samolotu.

Licząc na dodatkową amunicję i narzędzia ruszyłam w podróż. Wyminęłam spacerującego niedźwiedzia i udałam się do jaskini. Kolejny dzień spędziłam na miejscu katastrofy. Ale niestety - niewiele się ostało. Może ktoś już tu był? Pozabierał najciekawsze rzeczy i zostawił tylko te stare rękawiczki i złom?

Ruszyłam w podróż powrotną. Gdy wyszłam z jaskini usłyszałam jak coś wlecze się w moją stronę. To ten sam niedźwiedź, który mnie mijał na moście! Nie chciało mi się spędzać w jaskini kolejnej nocy. Szkoda czasu. Udało mi się wspiąć na skały i miałam widok na niebezpiecznego spacerowicza. Niestety, chociaż nie chybiłam, kula nie powaliła drapieżnika. Ranny niedźwiedź zaczął biegać spanikowany po okolicy nadal blokując mi zejście. Noc w jaskini stała się koniecznością.

Rankiem przywitały mnie kruki. Ruszyłam za ich krakaniem i na moście znalazłam pana Niedźwiedzia. Martwego. Oskórowałam go i ruszyłam dalej.

Widocznie obfitość flory była mi dana, bo po drodze zauważyłam łosia. Już raz minęłam go, wiele tygodni wcześniej, ale wtedy byłam na wykończeniu i bardzo się spieszyłam. Teraz miałam więcej czasu i świetną kondycję. Okrążyłam go, wspięłam się po cichu na powalone drzewo i wyciągnęłam łuk. W stronę łosia poleciały dwie strzały - obie doszły celu. Ale to wielkie bydlę ani myślało umierać i krążyło cierpliwie wokół mnie, pewnie mając chrapkę na pogruchotanie mi żeber. Gdy tylko zbliżył się wystarczająco wpakowałam mu kulę w łeb.

W odstępie jednej doby powaliłam dwa takie wielkoludy. O ile niedźwiedzie mięso olałam (wciąż truję się od niego, i nie jest wcale takie smaczne), to mięso łosia postanowiłam zabrać na Farmę.

Chcieć to sobie mogłam. Pewnie z trzy nawroty by mnie czekały by zabrać te 30 kilogramów mięcha pod farmę. Postanowiłam zredukować to do dwóch nawrotów, a ostatnią porcję mięsa zostawić pod kościółkiem.

Nie doszłam z pierwszym ładunkiem za daleko. Nadeszła śnieżyca, która usadowiła mnie na miejscu. Na szczęście obok była jaskinia. Teraz siedzę w niej, gotuję to co przyniosłam i zastanawiam się co dalej.
Pobierz
źródło: comment_l1VzgStkcfw2giykGh7kY7Sqp46nbKEj.jpg