Wpis z mikrobloga

Ania nie Anna (Anne with an E) jest Anią z Zielonego Wzgórza na miarę naszych czasów.

Bardzo szanuję podejście twórczyni serialu, która po pierwszym bardzo bezpiecznym sezonie poszła na całość dzięki czemu jej Ania nie wygląda tak samo jak te dziesiątki filmów i seriali z lat 70-2000, nie gdyż jej Ania jest dużo bardziej surowa prawdziwa i naturalna.

Wykopki ostatnio zaczęły pisać, że serial stał się L E W A C K I, że #!$%@? Netflix #!$%@? znowu wrzucił wszędzie tych #!$%@? #!$%@? czarnych i #!$%@? #!$%@? gejów i #!$%@? lesbijki. I OK jest tak, ale.
No właśnie, ale nie jest to w cale jakieś bardzo nachalne, a postaci Sebastiana, Cole'a i ciotki Józefiny nie robią z siebie jakiś ludzi poszkodowanych przez los (ok Cole trochę, ale ma prawo do tego) i są na tyle dobrze napisane, że nie sposób ich nie polubić, a zwłaszcza ciotkę, która jest po prostu złotą kobietą, a jeśli kogoś boli ten cały wątek lesbijski to sobie odpuści 7 odcinek cały poświęcony imprezie na cześć jej miłości i po sprawie. Te uwspółcześnienie nadal jest trzymane w ryzach i nie ma tu jakiś niezgodności z epoką i małomiasteczkowym klimatem mieszkańców, którzy gdy widzą kobietę której mężczyzna zaproponował podwózkę dorożką od razu plotkują, że chcę komuś zniszczyć małżeństwo.

Ok to nie jest zgodne z książkowym pierwowzorem i z poglądami autorki, ale uwspółcześnia tą ponadczasową historię życia Ani, a poza tym nikt nie mówił, że ma to być dokładna adaptacja książki w formie serialu tylko serial inspirowany sagą książek.

Drugi sezon jest dużo bardziej odważny, cięższy, ale też jeszcze bardziej prawdziwy, a problemy bohaterów nie są już tak błahe jak w pierwszym.

Więc spokojnie wykopki nie ma co płakać to wciąż bardzo mądry serial skierowany do całe rodziny.

#netflix #anianieanna #annewithane #seriale
  • 2