Cześć, tytułem wstępu. Bliżej mi do 30-tki. W telegraficznym skrócie jako nastolatka władowałam się w tzw. złe towarzystwo i używki, czego efektem były pobyty w ośrodkach wychowawczych i ponad rok Monaru, który opuściłam w wieku 18 lat. O ile używki były sporadycznie, tak wyszła depresja, nerwica lękowa. W późniejszym okresie dwie próby samobójcze. Był terapie, z mniejszymi lub większymi efektami, jednak uzależniłam się od benzo. Kto przechodził, wie jakie to piekło. Jeszcze rok temu czułam się w pułapce, niby człowiek coś tam ze sobą robił (paradoksalnie udało mi się uzyskać specjalistyczny zawód, ale z pracą w takich stanach nie zawsze dawałam radę), ale wciąż - pustka, kilkanaście razy dziennie myśli samobójcze, ataki paniki itd. itd. Piszę, że rok temu, bo pewna sytuacja zaczęła odmieniać ten stan. Na jesień 2017 roku, to był całkiem względny okres jak na mnie - chodziłam regularnie do pracy - zarzuciłam LSD, nie pamiętam dawki. Trip był wyjątkowy - dosłownie spojrzałam na całe swoje życie z boku i jakkolwiek to dziwnie zabrzmi, odkryłam piękno świata. Cieszyłam się kolorami liśćmi, zapachem drzew, zamglonymi tramwajami. Na drugi dzień czułam, że chcę zmiany, ale wiecie, tłumaczyłam sobie, że nadal jestem pod wpływem, motywacja minie, a ja nadal będę w dupie, jak byłam. Zimą przerzuciłam się na microdossing, dosłownie zniknęły ataki paniki, uczucie kłucia i duszenia w klatce piersiowej, a ja po raz pierwszy naprawdę czułam, że... chcę żyć. Jakoś w tym czasie odstawiłam całkowicie benzo. Rano budziłam się nie z jakąś ogromną przyjemnością, ale po prostu czułam się normalnie, bez natłoku emocji i wymienionych wcześniej objawów. Microdossing trwał jakoś do końca lutego, potem dwa miesiące przerwy bez jakichkolwiek kwasów, leków. Nie osiągnęłam spektakularnych efektów może dla kogoś z boków, ale dla mnie to jak osiągnięcie Mont Everestu - pracowałam (i pracuję) regularnie od jesieni, rozpoczęłam kurs żeby się doszkolić. Nie jestem szczęśliwa non stop, ale po raz pierwszy coś robię ze sobą, mam konkretne plany, zaczęłam też rozwijać swoje pasje. Jakby coś w głowie się poprzestawiało, na dobre. :)
Od kwietnia sporadycznie wrzucam karton (max dwa razy w miesiącu), nie żeby osiągnąć maksymalnego tripa, zarzucam max do 100 mikrogramów, jeżdżę wtedy na rowerze, cieszę się światem, rozmyślam dużo o sobie i życiu :) Nie namawiam nikogo spod tagu #depresja czy #nerwica do podobnych sposobów, chciałam jedynie podzielić się swoją historią.
@imarid: nie chodzi o LSD ale o całokształt, UUUUUUU nie wiem jak działa LSD UUUUUU jak mogę się wypowiadać w ćpuńskich tematach jak sam nie ćpam UUUUUUU
OP: @goly8622 pomijam kwestię, że nie da się uzależnić od tego, zdaję sobie sprawę, jak to może wyglądać, ale serio, wolę już to co teraz, przy tych środkach niż ładnych kilka lat depresji poprzeplatanej benzo i terapiami, które przyniosły mi jedynie problemy. Dodam jeszcze, że osoby, które znają mnie kilka lat, zauważyły zmianę, ale mam też świadomość, że niektóre z nich nie zrozumiałyby przyczyny, bo samo słowo psychodelik czy LSD jest
@AnonimoweMirkoWyznania dwa razy miesiącu to nie rzadko LOL, przecież tolerancja się żeruje dopiero po dwóch tygodniach, taki odstęp to najkrótszy mozliwy, bez zwiększania dawek
@AnonimoweMirkoWyznania: doświadczenia na LSD to ułuda. Żeby przepracować swoje problemy, trzeba mieć u boku terapeutę. Teraz ci się wiedzie dobrze (oby tak zostało), ale jak się zrobi nieco gorzej, to rzeczywistość cię #!$%@? w łeb. Tak wiec ja bym kontynuował drogę u terapeuty.
@skrajnaa: fajnie, tylko nie w Polsce. Były tez testy terapii z empatogenami. Działanie psychodelików jest silnie zależne od set&settings, wiec zażywanie ich mając problemy psychiczne to proszenie się o kłopoty.
Mi się nie udalo: Jaka metoda? Tniesz karton czy rozpuszczasz w wódce/ wodzie destylowanej? Próbowałem z wódką ale dostałem tylko sraczki. 10ug czy więcej?
tl;dr LSD zmieniło mi życie
Cześć, tytułem wstępu. Bliżej mi do 30-tki. W telegraficznym skrócie jako nastolatka władowałam się w tzw. złe towarzystwo i używki, czego efektem były pobyty w ośrodkach wychowawczych i ponad rok Monaru, który opuściłam w wieku 18 lat. O ile używki były sporadycznie, tak wyszła depresja, nerwica lękowa. W późniejszym okresie dwie próby samobójcze. Był terapie, z mniejszymi lub większymi efektami, jednak uzależniłam się od benzo. Kto przechodził, wie jakie to piekło. Jeszcze rok temu czułam się w pułapce, niby człowiek coś tam ze sobą robił (paradoksalnie udało mi się uzyskać specjalistyczny zawód, ale z pracą w takich stanach nie zawsze dawałam radę), ale wciąż - pustka, kilkanaście razy dziennie myśli samobójcze, ataki paniki itd. itd. Piszę, że rok temu, bo pewna sytuacja zaczęła odmieniać ten stan. Na jesień 2017 roku, to był całkiem względny okres jak na mnie - chodziłam regularnie do pracy - zarzuciłam LSD, nie pamiętam dawki. Trip był wyjątkowy - dosłownie spojrzałam na całe swoje życie z boku i jakkolwiek to dziwnie zabrzmi, odkryłam piękno świata. Cieszyłam się kolorami liśćmi, zapachem drzew, zamglonymi tramwajami. Na drugi dzień czułam, że chcę zmiany, ale wiecie, tłumaczyłam sobie, że nadal jestem pod wpływem, motywacja minie, a ja nadal będę w dupie, jak byłam. Zimą przerzuciłam się na microdossing, dosłownie zniknęły ataki paniki, uczucie kłucia i duszenia w klatce piersiowej, a ja po raz pierwszy naprawdę czułam, że... chcę żyć. Jakoś w tym czasie odstawiłam całkowicie benzo. Rano budziłam się nie z jakąś ogromną przyjemnością, ale po prostu czułam się normalnie, bez natłoku emocji i wymienionych wcześniej objawów. Microdossing trwał jakoś do końca lutego, potem dwa miesiące przerwy bez jakichkolwiek kwasów, leków. Nie osiągnęłam spektakularnych efektów może dla kogoś z boków, ale dla mnie to jak osiągnięcie Mont Everestu - pracowałam (i pracuję) regularnie od jesieni, rozpoczęłam kurs żeby się doszkolić. Nie jestem szczęśliwa non stop, ale po raz pierwszy coś robię ze sobą, mam konkretne plany, zaczęłam też rozwijać swoje pasje. Jakby coś w głowie się poprzestawiało, na dobre. :)
Od kwietnia sporadycznie wrzucam karton (max dwa razy w miesiącu), nie żeby osiągnąć maksymalnego tripa, zarzucam max do 100 mikrogramów, jeżdżę wtedy na rowerze, cieszę się światem, rozmyślam dużo o sobie i życiu :) Nie namawiam nikogo spod tagu #depresja czy #nerwica do podobnych sposobów, chciałam jedynie podzielić się swoją historią.
#narkotykizawszespoko #lsd
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy studenckie - bogata oferta przez cały rok
@AnonimoweMirkoWyznania: Mount.
Zaakceptował: Eugeniusz_Zua}