Wpis z mikrobloga

Mój #niebieskipasek wpadł wczoraj w poślizg, zebrał pobocze, dachował i wylądował w rowie. Na pierwszy rzut oka, nic mu się nie stało, mimo że samochód wygląda strasznie - cały dach jest uszkodzony. Więc naciskałam na badanie u lekarza.
Ok. 23:00 weszliśmy na izbę przyjęć z pytaniem, gdzie mamy się zgłosić. Pielęgniarka patrzy na niego i pyta "ale coś pana boli? Jakieś rany?".
W ogóle nie był chętny jechać do szpitala więc od razu wypalił, że nic go nie boli.
Na co ona odpowiedziała, że nie może ściągnąć lekarza z oddziału, jak nie ma po co, jak on się nie uderzył w nic.
Mówię więc, że samochód dachował. Dach jest cały zgnieciony, więc jest duże prawdopodobieństwo, że w coś przyłożył, ale np. o tym nie pamięta. Mogły go pasy chociażby szarpnąć.
"No ale boli coś pana? Gdzieś pan ma jakieś uszkodzenia ciała? Ja nie mogę ściągać lekarza, jak nie ma po co".
W końcu mówię, że no spoko, że teraz wygląda ok, ale co jak mi się rano nie obudzi?
Po kolejnym tym samym pytaniu w końcu zadzwoniła do lekarz, który był na piętrze: "mam tu pana po dachowaniu, mówi, że nic mu nie jest".
Mija kilka sekund, rozmówca mówi w słuchawce coś, po czym ona odkłada i mówi: jak nic pana nie boli to badanie jest niepotrzebne.
Jeszcze chwila dyskusji i w końcu wysłała nas do lekarza ogólnego, który miał dyżur w drugiej części szpitala.
Ucieszyłam się, ogólny przecież go obejrzy, poświeci latarką w oczy, zada kilka pytań.
Idziemy, a tam pani doktor pierwsze zdanie "ale to proszę iść na izbę przyjęć". No to mówimy, że odmówiono nam tam pomocy. To ona dzwoni gdzieś i mówi "mam pana po dachowaniu, co mam z nim zrobić?"
Mówiłam, że to była to pani doktor?
Okazało się, że musimy poczekać, aż oddzwonią z izby przyjęć. W końcu słychać dzwonek - to ortopeda, z którym rozmawiała babka z izby przyjęć kilka chwil wcześniej. Kazał podać telefon i przeprowadził badanie:
- Coś pana boli?
- Nie.
- Uderzył się pan w coś?
- Nie.
- Pan chciał dokumenty do ubezpieczenia.
- Nie.
- Do widzenia.
- Do widzenia.
Tak się w dzisiejszych czasach bada pacjentów?

#zalesie #wypadek #szpital
  • 33
@Debriss: No i co z tego, że w tym wypadku brał udział tylko on? Wpadł w poślizg, dachował, dach jest poważnie uszkodzony. Tutaj powinna być natychmiastowo wezwana karetka.

To, że dobrze się czuł nie ma nic do rzeczy. Człowiek w takich sytuacjach jest wypełniony adrenaliną i może nie czuć bólu. Poza tym, mało to już było historii, gdzie ludzie po wypadkach tak samo olewali kontrole u lekarza, a potem śmierć w
@Debriss: Ja pierdyle, ja jak do lekarza POZ poszedłem bo mnie zaczęło ćmić w plecach po "wypadku" (dzban za mną nie ogarnął, że na stopie trzeba się zatrzymać, ale przywalił z prędkością góra 10km/h) na tekst "Pani doktor stłuczkę NIEWIELKĄ miałem i mnie w plecach coś boli" Druczek skierowania na SOR wypełniła mi niemal w locie ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Jeśli pacjent sam mówi, że nic go nie boli i w nic się nie uderzył, to o co chodzi?


@Horkheimer: @Tylko_do_hoteli: U mnie w okolicy, dwie zimy temu, w poslizg wpadl gosc, na oko 25-30 lat. Wypadl z drogi, scial znak i skasowal fure na mostku. Do kasacji. Ktos zadzwonil na bagiety, zanim przyjechali, kierowca jeszcze smieszkowal z gosciem z naprzeciwka, ktory prowadzi firme pod tytulem pomoc drogowa. Przyjechaly bagiety.
Sam się powinien zmartwić i przebadać


@iEarth: Tu się kompletnie nie zgadzam, po to masz partnera życiowego, żeby w takich sytuacjach się Tobą zaopiekował. I tak, powinien mieć zrobione badania, bo może nic nie czuć przez szok, zresztą jest wiele poważnych obrażeń, których można doznać w czasie takiego wypadku, a których nie czujesz.