Wpis z mikrobloga

Komisja Przegrywu.

Jeszcze jeden i następny będę ja. Ze stresu dłonie spociły mi się tak bardzo, że bilet z numerkiem, który otrzymałem, wygląda jakbym wyprał go ze spodniami i właśnie wyciągnął z kieszeni. Nawet nie jestem już w stanie odczytać liczby, która na nim się znajdowała. Wtem otwierają się drzwi i wychodzi numer 125 ze spuszczoną głową. Cała poczekalnia wlepiła w niego wzrok, ktoś nawet odważył się spytać „i jak? Jaki werdykt?”.
Chłopak podniósł mętny wzrok, dotychczas wbity w podłogę, otrzeźwiał trochę i rozejrzał się.
- co? – wymamrotał
- jaka kategoria? – ponownie spytał ten sam ktoś z poczekalni
- lekki stulejman, nie przegryw. Kategoria D.
- na czym cię #!$%@??
- mam inżyniera, dodatkowo rodzice nie pili i stać ich było kupić mi konsolę za dzieciaka. Tak mi się przynajmniej wydaje sądząc po ich reakcjach.
Taaa… a do tego jeszcze taki wyszczekany, nie boi się publicznie odpowiadać na pytania.

Na poczekalni rozszedł się szmer, kilka osób… co ja wygaduję… kilku kolesi, bo nie było tutaj przecież żadnej dziewczyny, wyraźnie było niezadowolonych z tego, co powiedział stulejman.
- 126!
#!$%@?, zaraz moja kolej! Serducho wali jak oszalałe, aż mi się ściemniło przed oczami.
- 126!
Gdzie on jest? Rozbieganym wzrokiem szukam jakiejkolwiek oznaki, która zdradziłaby, do kogo należy ten numer.
- 126?! Dobra, wygląda na to, że jak na przegrywa przystało, obesrał zbroję i zwiał. No to następny.
NIE!
- 127!
NIEEEEEEE!
Nie jestem gotowy!
Zamroczyło mnie, z przerażenia ręce zaczęły mi się trząść, a całe ciało przeszył dreszcz. Z rąk wypadł bilet z numerkiem, którego i tak nie było widać. Ale kobieta z komisji nie potrzebowała go widzieć. Zobaczyła moją reakcję, lata doświadczeń upewniły ją z kim ma do czynienia.
- Zapraszam pana z numerem 127. – wskazała na mnie z uśmiechem
#!$%@?, dobra jest!

Następna rzecz jaką pamiętam, to że siedzę jak Bogusław Linda w „Psach” Pasikowskiego przed trzyosobową komisją, z tą różnicą, że ja siedzę jak zbity pies, z trudem mogąc się wysłowić. Nie zarejestrowałem nawet jakie wrażenie wywarł na nich mój 2/10 ryj.
- Dzień dobry panu – powiedział gość pośrodku.
- d-d-dobry.
- Dobra, nie przedłużajmy tego cyrku. Wykształcenie?
Gość się w tańcu nie #!$%@?, pewnie myśli, że mnie szybko załatwi.
- Niepełne średnie.
Pokiwał głową, coś odznaczył na formularzu, który leżał przed nim na stole.
- Rodzice?
No, tutaj też mnie nie zagnie.
- Matka bezrobotna, robiła prawie codziennie awantury, ojciec pił i przynosił tylko połowę pensji, w domu było pie…
- Wystarczy.
Znowu coś odznaczył, kiwając przy tym twierdząco głową. Chyba dobrze mi idzie.
- Jak pana życie towarzyskie?
- Moje co?
Przez jego twarz przemknął uśmiech, znów kiwnął głową i odznaczył pozycję na kartce.
Idzie mi zajebiście, może uda mi się skończyć przed czasem.
- Proszę wstać.
Wzrost. O to jestem spokojny.
- Proszę wstać powiedziałem! – powtórzył podirytowany.
- Ale… ale ja przecież stoję…
- Rzeczywiście…
No #!$%@?, teraz ich już mam! Nawet oni się tego nie spodziewali. Może już dadzą spokój z pytaniami i nie znajdą nic na mnie.
- A może ma pan pracę? – spytał siedzący po lewej gość, bez wiary, że uzyska odpowiedź, która mi może zaszkodzić.
- Mam.
Obejrzeli się po sobie i lekko zmarszczyli czoła. #!$%@?.
- Za 2000zł miesięcznie, na czarno.
- Brutto? – spytał przewodniczący komisji
Fuck.
- Netto.
Musiał o to spytać...
- Ale muszę #!$%@?ć po 10 godzin dziennie, pięć dni w tygodniu.
- O, czyli soboty wolne?
- Dalej nie za minimalną, albo poniżej – wtrącił drugi wyraźnie zniesmaczony.
- I dojeżdżam godzinę w jedną stronę.
- Czym?
Ja #!$%@?ę! Ale się #!$%@?łem…
- Samochodem, ale… ale nie swoim! Nie mam nawet prawa jazdy!
Poczułem uderzenie gorąca. Przewodniczący komisji zmrużył oczy i utkwił we mnie wzrok.
- Babcia w testamencie zapisała mi 1000 złotych na kurs prawa jazdy. Wykupiłem kurs, ale się obsrałem i nie poszedłem, zaprzepaszczając tym ostatnią wolę mojej nieboszczki babci, jedynej osobie, której kiedykolwiek na mnie zależało! – wydukałem z gulą w gardle.
Nastała chwila ciszy.
Członkowie komisji popatrzyli porozumiewawczo po sobie.
- Dobrze, a czy kiedykolwiek pan współżył?
- Tak, raz.
Przewodniczący westchnął i pochylił się nad formularzem, za pewne, by mnie przekreślić.
- Tak, ale nie do końca, zostałem zgwałcony przez dwóch kiboli wracających z marszu ONR.
TAK #!$%@?! MAM WAS!!!
Przewodniczący komisji podniósł na mnie wzrok i pokiwał z aprobatą.
- A więc wyszedł pan z piwnicy? Skoro pana zgwałcili.
Co jest? Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć.
- Tylko żartuję, niech się pan nie przejmuje.



Otworzyłem drzwi. Wychodzę ze wzrokiem wbitym w podłogę. KATEGORIA A!
- I jak? Jaka kategoria?
Wychodzę dalej, udając, że nie słyszę pytania.
W poczekalni rozległ się szmer, kątem oka spostrzegłem kobietę wywołującą kolejnych kandydatów do stanięcia przed komisją. Miała wzrok wlepiony we mnie i z podziwem na twarzy kiwała potakująco głową.
- Prawdziwy przegryw kategorii A…
Usłyszałem jeszcze z jej ust, nim zdążyłem czmychnąć.
#przegryw #heheszki #humor
  • 20
@beydock: dobre, dobre no teraz jest kilku czołowych zjebow na tagu, możesz mieć nie wiadomo jak #!$%@? dzieciństwo, inne większe bądź mniejsze problemy ze zrrowiem/rodzinne etc, ale jak tylko masz 180+ cm to ani się waż nazywać przegrywem (°°