Wpis z mikrobloga

#dieta #odchudzanie

Miraski, muszę się czymś z Wami podzielić. Od zawsze byłem trochę ulany, tak średnio 15kg powyżej dobrej wagi, od czasów podstawówki aż do studiów. Przez długi czas byłem aktywny sportowo: codzienne bieganie, rower na 50 km to nie problem (raz nawet 300 zrobiłem w jeden dzień), ale to w sumie nic nie dawało, oprócz rozwijania się mięśni pod tłuszczem. Niestety nie miałem dobrych nawyków żywieniowych, nawet jak starałem się jeść "zdrowo", to teraz widzę, że zawsze znalazło się tam coś, czego było za dużo, lub myślałem, że mogę sobie na to pozwolić po treningu.

W te wakacje stwierdziłem, że trzeba coś w końcu ze sobą zrobić i poszedłem do dietetyka. Nie żaden polecony, wszedłem na znanylekarz peel czy coś w tym stylu i wybrałem jednego z proponowanej dwudziestki. Poszedłem, wizyta minęła jakby miał w sumie trochę #!$%@? na to co mówię, ale może takie miałem wrażenie (było też późno, mógł być zmęczony). Po tygodniu dostałem dietę, dostosowaną do mnie: 2000 kcal, posiłki do zrobienia w pudełka na cały dzień w ciągu godziny wieczorem. Obraca się ona wśród tych samych składników, w różnych kombinacjach, mega się do niej przyzwyczaiłem. Przejście na nią nie było też trudne, bo wykorzystał te zdrowe nawyki, które gdzieś tam miałem. Pierwsze wrażenia z diety: proste, jak się przyprawi dobrze to smaczne i porcje obiadowe (główny z 5 posiłków) tak duże, że nie jestem w stanie ich zjeść na raz. Nie chodziłem głodny, było spoko, przez wakacje pochodziłem na basen. Wtedy, w końcu, po tylu latach, waga zaczęła spadać jak głupia (przynajmniej dla mnie). Od początku mi powiedział, że będę chudnąć około 0,5-1 kg na tydzień, bo wtedy będzie zdrowo. Po kilku miesiącach, widzę, że miał rację w ch*j.

Na początku był to kilogram na tydzień, bo dużo ćwiczyłem. Potem nadszedł rok akademicki i sport zamienił się w codzienne picie alkoholu, imprezy (ale dietę trzymałem w 95 procentach). Żyję już tak miesiąc na codziennym piciu i braku sportu, ale trzymając się diety i tempo chudnięcia zeszło do 0,5kg/tydzień.

Reasumując: żadne diety cud, żadne dziwne węglowodanowe/węglowodorowe/tłuszczowe i inne pierdzielniki - zwyczajna, prosta, zbilansowana dieta z wszystkimi składnikami, z ujemnym bilansem kalorycznym. I tyle. Przez lata próbowałem różnych sposobów, a okazało się, że najprostsze i najpopularniejsze sposoby są najlepsze.

Trochę #chwalesie ale polecam wszystkim, którzy utknęli w podobnej stagnacji co ja kiedyś: "no kurczę, przecież ćwiczę nawet codziennie, staram się jeść zdrowo, ale to nic nie daje :(" - po latach takie myślenie potrafi załamać, ale warto wydać te kilka stówek i zmienić coś w swoim życiu. Warto w ch*j.

Jestem 10 kg na minusie, zostało mi jakieś 5-7 do prawidłowej wagi, ale już czuję się bardzo dobrze. Dało mi to też dużo na #tinder i podobnych, bo coś zaczęło się w tym temacie kręcić ( ͡° ͜ʖ ͡°) taka trochę transformacja z #przegryw na #normictwo ()
  • 6
@Parszyw: Gratuluję :)
może też mi się tak kiedyś uda, chociaż ja mam troszkę inny problem. Chciałabym przybrać na masie mięśniowej nie przybierając na tłuszczowej. Mimo diety i treningów waga i %tłuszczu/mięśni u mnie stoi i nie ma zamiaru drgnąć. Da się tak w ogóle?
@gaaraddz: nie, nie wliczam alkoholu do dziennego zapotrzebowania na kcal. Czasami zdarzy się, że po alkoholu dłużej śpię i nie zdążę zjeść jakiegoś posiłku, wtedy mam jedyne ograniczenie. Minimalną ilość kcal na dzień mam określoną na 1800 (analiza składu ciała), więc moje 2000 na dzień to i tak bardzo blisko minimum, widocznie to co dostarczam w alkoholu nie przewyższa średniego dziennego zapotrzebowania