Wpis z mikrobloga

Z kolegami z pokoju często bawiliśmy się w piratów. Oczami wyobraźni widzieliśmy nasze piętrowe łóżka jako najznakomitsze okręty wojenne. Ja i Marcin, nasz statek nazwaliśmy "Zemsta Królowej Anny" na cześć postrachu Karaibów z XVIII wieku, czyli okrętu Czarnobrodego.
Statek Rudego i Wojtka nie mógł się równać przy tym naszym: brakowało mu barierek na górnym piętrze i kilku sztachet pod materacami. Lubiliśmy z Marcinem głośno śmiać się z tej ich rozpadającej się łajby... Zazwyczaj reagowali natychmiastowo. Uniesieni honorem i dumą porzucali wszystkie zajęcia i gotowali się do potyczki. Wytaczali najcięższe działa. Kiedy, któraś załoga podniosła banderę (która zazwyczaj była po prostu gaciami rozwieszonymi na sznurku) to obie drużyny stawały natychmiast w gotowości. Tak zaczynała się bitwa z prawdziwego zdarzenia!
Przez pokój latały poduszki i plastikowe naczynia. Nieraz zdarzało się, że ktoś rzucił kołdrą tak, jak to robili w starożytności gladiatorzy z sieciami rybackimi i trójzębem. Jeśli nikt nie zwracał nam uwagi, to zabawa kończyła się zazwyczaj abordażem. Jedna z drużyn przeskakiwała wtedy na drugie łóżko i starała się obezwładnić przeciwników.Należało przy tym uważać, żeby nie wypaść za burtę. Upadek na podłogę kończył się utonięciem i natychmiastowym wykluczeniem z rozgrywki. W praktyce wszystko było już wtedy przesądzone, wiadomo: 2 na 1. Jedynie Rudemu zdarzyło się parę razy wyjść z takiej opresji, bo od młodego trenował Judo. Oczywiście nie chcieliśmy wyrządzić nikomu krzywdy podczas tej zabawy. W końcu jesteśmy dorosłymi ludźmi!
Różne były sposoby radzenia sobie z nudą w więzieniu... Kiedy Marcin wyszedł na warunkowe, to przydzielili nam do celi jakiegoś dwumetrowego draba, który nie chciał się w to bawić. Szkoda bo z takim kompanem wygrałbym każdą bitwę...

#pasta #heheszki #opowiadanie #piracizkaraibow #humor