Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Może Ameryki nie odkryję, ale coraz częściej dochodzę do wniosku że #przegryw jest w dużej części stanem umysłu. Ale zanim przejdę dalej, może małe przedstawienie mojej osoby - lvl 19, zawsze raczej wycofany z życia towarzyskiego (dlaczego to zaraz przedstawię), wygląd - twarz to w sumie bym tak powiedział że 5, w porywach do 6/10 (ostatnio zauważyłem że, przynajmniej u mnie, duży wpływ ma fryzura), zawsze moim największym atutem był wzrost - 194 cm (wbrew pozorom przekroczenie tych magicznych 180 cm nie gwarantuje instant wyjścia z przegrywu ( ͡° ʖ̯ ͡°)), natomiast największym minusem waga i jej konsekwencje - najwięcej w historii 155 kilogramów, aktualnie dzięki diecie i siłce - 144. Rodzinnie to wychowuje mnie tylko mama, ojciec był #!$%@? wzorcem i na szczęście od ponad dwóch lat nie mam z nim kontaktu.

Źródeł swojego przegrywu poszukiwałbym w podstawówce. Niewiele mówiąc byłem ofiarą klasycznego bullyingu. 6 lat po średnio 5-6 godzin dziennie w tak toksycznym środowisku nie mogło mieć oczywiście zerowego wpływu na moją młodą psychikę. Szkoła oczywiście na wszystko miała wywalone, a główny prześladowca był niemal nietykalny ze względu na rodziców. W gimnazjum pierwsze półtorej roku też było różne i z pewną dozą nieciekawych epizodów, ale w ostatecznym rozrachunku wspominam je całkiem dobrze. W każdym razie wspomniana podstawówka wyrobiła u mnie kompletną nieufność wobec obcych, bardzo długie przekonywanie się do nowo poznanych ludzi, a wręcz mogę powiedzieć że paranoję. To wpędziło mnie w nieustanne analizowanie wydarzeń i zachowań innych w celu szukania najdrobniejszych przejawów złych zamiarów. I tak ostatnimi czasy rozmyślając sobie widzę jak taka nieustanna analiza i wyczekiwanie ataku ma okropny wpływ na życie społeczne. Skłonność do analizy powoduje też coś, poznałem takie ładne określenie, jak paraliż analityczny. W skrócie niezdolność do podjęcia żadnej decyzji bo każda ma zły rezultat i bezskuteczne poszukiwanie idealnego rozwiązania. Plus raczej ostrożność w podejmowaniu decyzji i generalnie unikanie ryzyka jeśli na czymś mi zależy. A ta paranoja i nieufność w obce zamiary największy wpływ miała wobec dziewczyn. O ile raczej nie miałem problemów by dogadywać się z nauczycielkami czy generalnie kobietami, tak kontakt z rówieśniczkami był zawsze okraszony ogromną dozą nieufności. Powiedziałbym że wynikało to z tego że byłem praktycznie niemal zawsze przekonany że chcą mnie wyśmiać albo że jestem celem jakiejś zabawy i podś#!$%@? - głównie ze względu na moja aparycję i raczej ogólny brak tematów do rozmawiania z nimi. Jednakże w tym czasie poznałem taką jedną dziewczynę z innej klasy która mi się bardzo spodobała, wręcz można powiedzieć że podkochiwałem się w niej. Ale wiadomo, zupełnie nie moja liga. Wykształcił się u mnie także mechanizm zajadania stresu. Baton był jak taki papieros jak niektórzy - zjadłem i stres malał. A problem wagi - rósł.

No dobrze, ale po co tak właściwie o tym piszę? Ano celem wprowadzenia w obecną sytuację. Trafiłem do technikum i generalnie klasa całkowicie męska. Zawód spoko, pieniądze po nim są, nauka mi jakoś idzie, zapatruję się na studia. I muszę przyznać że trafiłem raczej do fajnej klasy, bo chłopaki których generalnie można zaliczyć do wygrywów, starają się też mnie trochę wprowadzić w życie społeczne. Ale w dużej mierze wychodzenie z przegrywu jest zadaniem które wykonać możecie tylko i wyłącznie wy. To naprawdę tylko od was zależy. Zdaję sobie też sprawę że mój przypadek na moje szczęście nie jest tak beznadziejny jak niektóre tutaj opisywane. Ale liczę że ten post może pomóc komuś kto jest w podobnej sytuacji a nie widzi możliwości jakie ma by ją poprawić.

Może to zabrzmi jakby to mówił typowy normik, ale mi osobiście siłownia bardzo pomogła zdobyć pewność siebie. Jak chodzę od początku czerwca, tak jeszcze ani razu nie trafiłem na kogoś kto by mnie wyśmiewał czy się nabijał ze mnie. Jak już, to podchodzili obcy ludzie z dobrą radą aby pomóc ćwiczyć. To nie jest naprawdę takie straszne miejsce jak się wydaje że może być. I nie uczęszczają tam tylko same napakowane koksy, dużo widzę osób wątłej postury lub grubych jak ja którzy też chcą coś zmienić. Ćwiczę co najmniej 3 razy tygodniowo i nawet jakoś specjalnie diety nie musiałem zmieniać - ot, czipsy raz w miesiącu albo wcale, kebs raz w tygodniu, wyeliminowanie słodyczy i batonów. Wszystko z umiarem. Plus spacery z psem, ale też nie jakieś super długie na wiele kilometrów. Jeśli obawiacie się że nie będziecie wiedzieli jak zacząć, wiem że niektóre sieciówki mają startery w których jest godzina z trenerem. I przynajmniej ja trafiłem na takiego który rzeczywiście chciał mi pokazać co i jak i zachęcić mnie.

Siłka zwiększyła pewność siebie, ale to tylko część ogólnej pracy jaką muszę wykonać nad swoją psychiką. Poszedłem do psychologa, trochę pogadałem, psycholog uświadomił mi atuty mojej osobowości od strony technicznej. Mi osobiście to pomogło. Pewną pomoc udzielili mi koledzy z klasy - można z nimi normalnie pogadać, raz mnie nawet wyciągnęli do miejsca które wówczas uznawałem za siedlisko zła - klubu. I powiem szczerze, że nawet całkiem dobrze się bawiłem. Żadnej loszki nie wyrwałem, ale co wytańczyłem to moje.

Zawsze się obawiałem, tak jak wspomniałem, że jak wyznam dziewczynie że coś do niej czuję to ona mnie wyśmieje/zbeszta czy cokolwiek. Że to się obróci przeciwko mnie, ona rozsieje plotki w moim środowisku i potem będą ze mnie śmieszkować że "he he patrzcie jaki przegryw, myślał że z taką laską się umówi". No i generalnie całkowita paranoja i paraliż jeśli chodzi o relacje z płcią przeciwną.

Jednak jako że moje uczucie do tamtej koleżanki, z którą mimo że nie byliśmy razem w klasie, to się znaliśmy z różnych szkolnych aktywności, wciąż było i jest żywe, stwierdziłem że raz kozie śmierć, przecież teraz i tak nie ma komu nawet ewentualnie rozpowiedzieć, więc najwyżej mnie wybrechta, urwę kontakt i tyle. I napisanie do niej czy chce wyjść na kawę, powiem wam moi drodzy, błędem nie było. Chętnie przywróciła kontakt i od kilku miesięcy tak jakoś się spotykamy. Ale że mentalność przegrywa nadal we mnie jest, to nigdy nie odważyłem się powiedzieć co do niej czuję. Problem stanowi to że mimo iż generalnie jest miła, fajnie nam się rozmawia, raczej chętnie się spotyka ze mną (wyszła nawet z inicjatywa częstszych spacerów) to ja dalej szuka drugiego dna i nie jestem w stanie w 100% uwierzyć że rzeczywiście mnie polubiła mimo że realnych przesłanek ku temu że tak nie jest - nie ma. I tak myślę sobie, że skoro za dwa tygodnie umówieni jesteśmy na wyjście na koncert zespołu który oboje lubimy (i to też była jej inicjatywa), to po koncercie chyba powiem co do niej czuję. Mam nadzieję że jak już z nią będę, to mentalność przegrywa nie weźmie góry. W każdym razie Mirki i Mirabelki, dzierżyjcie kciuki ( ͡° ͜ʖ ͡°) I powodzenia wszystkim którzy także próbują wyjść z przegrywu bądź w nim tkwią.

#wychodzimyzprzegrywu #tfwnogf

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: kwasnydeszcz
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy dla młodzieży
  • 9
OP: @Don_Martinio_De_La_San_Escobar: oczywiście :)

Chociaż największe obawy ogólnie mam że po prostu mnie sfriendzonuje.

Taki mały offtop: pierwszy raz korzystam z mirkowyznań, pisałem już jeden komentarz i użyłem kodu autoryzacyjnego w miejscu pseudonimu lecz potem dostałem jeszcze jeden kod autoryzacyjny a komentarza nie ma. Plus zniknęło mi wyznanie z moich wyznań, ktoś coś podpowie co robić jak żyć?

Ten komentarz został dodany przez osobę dodającą wpis (OP)
Zaakceptował: Eugeniusz_Zua}
OP: @manjobanjo - dzięki bardzo. Myślę że jak wrócę do domu to zdam relację. Zobaczymy co to wychodzenie z przegrywu jest warte ( ͡° ͜ʖ ͡°)

@wjtkk - otyłość burzy jakąkolwiek pewność siebie, cieszę się więc Mirku że też bierzesz się za siebie. Ja ze swojej strony mogę z siłek polecić Calypso, jest karta BeActive która działa jak karta do telefonu, żadnych umów tylko jak chcesz to