Wpis z mikrobloga

#iiwojnaswiatowawkolorze

Podporucznik Janina Błaszczak przesłuchiwana przez żołnierzy KG ''Reinefarth'', 23 września 1944 roku. Dzisiaj wpis, który obiecałem komuś już bardzo dawno temu. Będzie więc dzisiaj wyjątkowo długo - rekordowo wręcz.

''Po co się tam pchacie? - krzyczał na nas oficer polityczno-wychowawczy - Tam faszyści biją się z faszystami. Niech się sami pozabijają''.

Mijały dni i tygodnie, gdy stojąca po prawej stronie Wisły Armia Czerwona bezczynnie przyglądała się, jak Niemcy miażdżą powstańców. Kaprys wąsatego Gruzina nie pozwolił nawet na lądowania amerykańskich i brytyjskich samolotów, zrzucających zaopatrzenie. Tak to, jeszcze jeden raz Sowieci i Niemcy byli zgodni co do tego, że ''bandytów z Warszawy'' trzeba zniszczyć, wypalić do ziemi...

Dopiero na początku września, dowiadując się, że Komenda Główna AK rozpoczęła rozmowy z Niemcami, prowadząc negocjacje co do kapitulacji, Stalin natychmiast kazał przygotować ''pomoc''. Bynajmniej nie chodziło o ratowanie powstańców, lecz o przedłużenie agonii miasta. Wtedy walki w Warszawie przejęły na siebie frontowe oddziały Wehrmachtu, które zamiast zajmować się pacyfikacjami i mordem, jak siepacze Dirlewangera, przystąpiły do metodycznego niszczenia oporu. 10 września 1944 r. Stalin nakazał zająć prawobrzeżną Warszawę, udzielił też wreszcie zgody na lądowania samolotów i pozwolił na loty z zaopatrzeniem do Warszawy. Te wykonywał m.in. polski 2. Pułk Nocnych Bombowców ''Kraków''. Sytuacja w Warszawie była już bardzo zła - upadła Starówka, a jeden, wąski pas brzegowy utrzymywano na Górnym Czerniakowie, wybity rozkazem płk Mazurkiewicza ze Zgrupowania ''Radosław''. Tam walczyły najlepsze powstańcze jednostki: ''Czata 49'', ''Zośka'', ''Parasol'', ''Miotła''. 15 września 1944 r. wyparto Niemców z Pragi, a grupa sowieckich i polskich zwiadowców przedostała się na Saską Kępę - ok. 60 żołnierzy, kierowanych latarkami przez powstańców. Dwie różne Polski płynęły sobie na spotkanie... Wtedy to poległ słynny por. Andrzej Romocki ''Morro'', legenda Szarych Szeregów i batalionu ''Zośka''. Zginął w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach - najpewniej zastrzelony omyłkowo, wzięty za Niemca przez swoją panterkę.

Zwiadowcy porozumieli się z pułkownikiem Janem Mazurkiewiczem ''Radosławem'' i wrócili na prawy brzeg z kilkoma łącznikami oraz pismem od pułkownika, proszącym o pomoc.

Pomoc nadeszła w nocy z 15 na 16 września, gdy na Czerniaków przeprawiło się 400 żołnierzy 9. pułku 3. Dywizji Piechoty im. Romualda Traugutta. Ze sobą dostarczyli 14 ckm, 16 rusznic, 4 moździerze i jedno działko ppanc. Chociaż dowódca 1. Armii, gen. Zygmunt Berling, sobie przypisywał do końca życia próbę udzielenia pomocy powstańcom, to jest to nieprawda. Zachowały się rozkazy gen. Malinina, szefa sztabu 1. Frontu Białoruskiego, wskazujące cele Polakom. Najpewniej był to kolejny z elementów perfidnego planu czerwonego satrapy z Kremla - by przedłużyć agonię powstania i wykrwawić polskie oddziały...

Chociaż pomoc nie była duża, to podziałała bardzo optymistycznie na powstańców. Przez kolejne noce przypłynęło dalszych 500 żołnierzy. „Plecak ciąży. Zawisam na burcie, lecz ktoś wciąga mnie do środka. Saperzy ciężko pracują przy wiosłach. »Prawa mocniej, prawa mocniej!« – krzyczy sternik. Wszędzie, po bokach i z tyłu, majaczą w zasłonie pontony. Pomagam saperowi wiosłować. Ponton o dno – raz, drugi. Przed nami łacha. Wyskakujemy do wody'' - wspominał Wincent Tucholski.

Nawiązano kontakt z powstańcami z ''Zośki'': „Nie zapomnę nigdy pierwszego spotkania z powstańcami. Brudni, obdarci, z wyglądu u kresu sił – bardzo byli rozczarowani, że oddaliśmy im tylko tę broń, którą mieliśmy przy sobie, że nie przywieźliśmy więcej. Ale skąd mieliśmy ją wziąć? Niewiele więc mogliśmy pomóc, a sami ponieśliśmy ogromne straty. Z powrotem na nasz brzeg wróciło nas tylko czterech czy pięciu, już dobrze nie pamiętam”. Z kolei Andrzej Wolski ''Jur'' z batalionu ''Zośka'' tak wspominał spotkanie z berlingowcami i panią porucznik ze zdjęcia: „No, to już niedługo. Rusznice ppanc., cekaemy, wprawdzie stare Maximy, ale piorą, nawet działka ppanc. i mnóstwo ludzi. Żołnierze, dowódca major, kapitan zwiadu artyleryjskiego, dwie radiostacje, telefoniści, chłopaki z pepeszami i amunicji do cholery. No i dziewczyna, oficer.''

Żołnierze Wojska Polskiego jednak nie potrafili walczyć w mieście. Wielu z nich pochodziło z Kresów, z małych miejscowości. Ponosili duże straty w walce z Niemcami. Tadeusz Targoński wspominał: „Nasi z nawyku próbują na zajętych pozycjach okopywać się, a tu wszędzie bruk i asfalt. Powstańcy śmieją się i dziwują, że nie umiemy walczyć w mieście tak jak oni. Chłopcy ze Wschodu gubią się w zajętych domostwach i nie potrafią się sprawnie po nich poruszać. Początkowo miotają się to tu, to tam w panicznym podnieceniu, gdyż wróg jest wszędzie, a tu trudno trafić tam, gdzie trzeba”.

Jednak nie tylko niedoświadczenie ich powstrzymywało. Wielu przeżyło szok bestialstwem hitlerowskich okupantów. Trwała przecież pacyfikacja Czerniakowa, prowadzona przez bandytów Dirlewangera i Reinefartha. Podczas tej operacji hitlerowcy wymordowali tysiąc osób. „Chłopaki nie wytrzymywali nerwowo. Przez siedemset metrów słyszeliśmy – to był chyba park Krasińskiego – bez przerwy straszne krzyki, rozpacz. Podobno tam się działy wielkie gwałty i mordowanie młodych ludzi, co wychodzili”...

Mimo to, samego 17 września Niemcy przypuścili 11 szturmów na polskie pozycje. Wszystkie zostały odparte. Zacięcie walczono o każdy dom i każdą pozycję.

Czerniaków był straconym przyczółkiem, dlatego obmyślono kolejny plan, gdzie się przeprawić. Berling wybrał miejsce - pomiędzy mostami Średnicowym a Poniatowskiego, na niemieckich tyłach, by odciążyć przyczółek czerniakowski i powstańców.

19 września 1944 r. ruszył drugi desant . Lotnictwo - w tym słynne szturmowiki i kukuruźniki - oraz artyleria ostrzeliwały cele po zachodniej stronie Wisły. Celami były Ogród Saski, Dworzec Główny, Muzeum Narodowe oraz okolice mostów. O 15:30 wojska chemiczne i samoloty zaczęły stawiać zasłonę dymną. O 15:45 rozpoczęła się nawała ogniowa, osłaniająca desant 1. i 2. batalionu 8. pułku 3. DP. Niemcy jednak nie spali. Nad Wisłą posiadali artylerię i umocnienia przy brzegu. Gdy desant ruszył, rozpoczęli morderczy ostrzał. Już wtedy zaczęły się problemy - dramatycznie brakowało środków przeprawowych. Desant obserwował płk Antoni Frankowski, dowódca artylerii 3. DP: ''„Zaatakowali naszych żołnierzy z dwóch stron, w dość krótkim czasie, bez większych trudności, wyszli na brzeg Wisły i okrążyli pierwszy batalion. Potem zaczęli strzelać do nadpływającego drugiego rzutu. Żołnierze odpowiadali chaotycznym ogniem, łodzie szły na dno. Topili jedną po drugiej. Znikały z powierzchni jak bańki mydlane”.

Przeciwnikami Polaków był batalion grenadierów pancernych z dywizji ''Hermann Goering'' - z miejsca wyprowadził kontrataki z dwóch stron. Mimo, że Polakom udało się wydostać z plaży i zająć dwie linie niemieckich okopów na nabrzeżu, a także przekroczyć ul. Solec, a nawet dotrzeć w rejon Muzeum Narodowego, to Niemcy wprowadzili do walk wozy pancerne, których Polacy - z oczywistych względów - nie mieli... Co gorsza, Polacy nie posiadali łączności, bo jedyna radiostacja przepadła. Już 19 września Niemcy zaczęli rozcinać polskie pozycje i je izolować. Uniemożliwiono połączenie się punktów oporu 8. i 9. pp. Adam Czyżowski z 8. pp wspominał: ''Rano, po prawie nieprzespanej nocy wyszedłem z budynku, by się rozejrzeć i ewentualnie okopać. Znajdowałem się akurat w wykonanym uprzednio przez Niemców, a może powstańców okopie, gdy nagle posypały się strzały. W lewej ręce miałem nagan, w prawej granat, który rzuciłem, ale niezbyt daleko, bo rękę miałem już niesprawną. W pewnej chwili nagan wypadł mi z ręki, bo trafił w nią nieprzyjacielski pocisk. Usłyszałem: - Hande hoch! Z trudem podniosłem obie ręce do góry. Przy obu bokach poczułem lufy karabinów i po chwili zostałem powierzchownie obszukany."

21 września przyniósł koniec walk 8. pułku. Niemcy metodycznie wybijali polską obronę, dzieląc ją na małe, odizolowane od siebie grupki. To, co było kompaniami, stawało się plutonami. Oba bataliony 8. pułku przestały de facto istnieć - zginęło, bądź zostało rannych lub wziętych do niewoli 660 żołnierzy. 60 ukryło się pod mostami. W nocy z 21 na 22 września resztki oddziałów - 164 ludzi, połowa ranni - wycofały się za Wisłę. W tym samym okresie żołnierze 6. pułku 2. DP sforsowali Wisłę i wylądowali na Żoliborzu, nawiązując kontakt z oddziałami podpułkownika Mieczysława Niedzielskiego ps. „Żywiciel”, jednak nie zdołali połączyć sił z oddziałami 3. DP. Desant został zmieciony - utracono 523 ludzi. Co ciekawe, 8. pułk miał być wsparty przez doświadczony w bojach o Stalingrad radziecki 226. pułk strzelecki 74. Dywizji, ale wobec katastrofy desantu, lądowanie jednostki sowieckiej odwołano 20 września.

9. pułk piechoty walczył do samego końca, nawet, kiedy powstańcy opuścili już rejon i wycofali się kanałami na Mokotów, a z brzegu trwała ewakuacja, dzień i noc. Na prawy brzeg przedostawano się jak tylko się dało - łodziami, pontonami, amfibiami, wpław. Niektórzy płynęli uczepieni kawałków drewna, czy pustych beczek. Osłonę wycofującym się zapewniało ponad 600 dział i moździerzy. Na lewym brzegu pozostało ok. 150-200 żołnierzy mjr Łatyszonka, kontynuując walki. Dramatycznie brakowało środków opatrunkowych, amunicji, a nawet wody i żywności. Niewiele dostarczono zza Wisły, a zrzuty nie wystarczały. Zresztą te zrzucano byle jak, bez spadochronów, w workach, więc mało co nadawało się do użytku. Ciekawostką może być fakt, że na sam koniec powstania wielu powstańców dysponowało sowiecką bronią.

Berlingowcy bronili się przy ul. Wilanowskiej i Zagórnej. ''Walczono już nie kulami, lecz kolbą i pięścią. Kto widział w owych chwilach ppor. Błaszczak, z rozwianym jasnym włosem wiodącą swych chłopców do kontrataku, lub rzucającą granaty – ten nigdy tego widoku nie zapomni. Zdawało się, że to jakaś grecka bogini zstąpiła nad brzeg Wisły, by bronić pięknego dzieła”, wspominał Henryk Baczko.

23 września padł i ten punkt oporu. Do tego momentu starano się wycofać jak najwięcej ludzi na prawy brzeg. 3. DP w ciągu ośmiu dni walk poniosła potworne straty - 2383 ludzi, z czego 1762 zabitych i zaginionych. Setki dostały się do niewoli. Ogółem, WP poniosło straty 4892 ludzi w tym okresie. 9. pułk stracił niemal wszystkich dowódców - wspomniany major Łatyszonek dostał się do niewoli. Porucznik Błaszczak trafiła do niewoli wraz z 81 towarzyszami z ''Legionu Polskiego'', jak nazywali ich Niemcy, przy ul. Wilanowskiej. Wojnę przeżyła.

Tak to, na przekór krzykom sowieckich politruków, na przekór ich wasalom w polskich mundurach, na przekór dziwacznym kurom na czapkach, na przekór samemu diabłu i śmierci poszli niewątpliwie polscy żołnierze, wybiedzeni i wynędzniali, rzucając się desperacko na ratunek umierającej Warszawie. Ofiarnie walcząc i ginąc w głupiej, źle przygotowanej operacji sowieckiego ludobójcy i jego popleczników...

Jako komentarz pozostawię słowa Janusza Derezińskiego ze Zgrupowania ''Kryska'': „Dramaturgia tych oddziałów przybyłych zza Wisły (z wielką ochotą wśród żołnierzy) – z pomocą powstaniu warszawskiemu 1944 r. jest szczególnie tragiczna w tym, że ich walka w sumie trwała zaledwie jeden tydzień”.

Autor postu: II wojna światowa w kolorze

#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #zdjeciazwojny
Pobierz
źródło: comment_DdVqiDaHZ0M3qhNZOEzir6XD7vzs1pKS.jpg
  • 31
@dzidek_nowak:

Chcesz podyskutować merytorycznie czy będziesz sypał inwektywami? Wykaż, że @czekoladowy_kundel myli się pisząc W początkowym okresie powstania sowieci nie byli w stanie jakikolwiek pomoc - jedna kwestia - totalne wyczerpanie po Bagration, dwa - bitwa pod Wolominem i w zasadzie odrzucenie wojsk radzieckich spod Warszawy. Masz tu pole do popisu, bo teza jest mocno dyskusyjna. Ale jednak z czescią zgodzić się trzeba.
@dzidek_nowak: Polecam zapoznać się z książką Wojciecha Kempy - "Na przedpolach Warszawy"
Masz tam doskonale wytłumaczone dlaczego Armia Czerwona nie mogła pomóc powstańcom. Nie neguje faktu, że wykrwawienie powstania nie było im na rękę, bo było. Jednak błędne jest myślenie, że w 1944 Stalin nie walczył w ogóle i czekał tylko aż powstanie upadnie. Prawda jest taka, że walki toczyły się wszędzie na wschód od Warszawy. AC stoczyła naprawdę wiele bitew
@dzidek_nowak: O co Ci chodzi? Przecież napisałem, że wykrwawienie powstańców było Stalinowi na rękę. Do Ciebie nie może dojść jedynie to, że Stalin nawet jak by chciał pomóc powstańcom, to nie rzucił by żadnych sił, ponieważ armia czerwona potrzebowała reorganizacji i była zajęta walkami z Niemcami na wschód od Warszawy. Ale tak jak wspomniałem, wcale nie chciał im pomóc.
@dzidek_nowak: wciąż czekam na argumenty, wyzywanie ludzi od czegośtam niestety nie działa poza obrębem piaskownicy.

@ZupaPierwotna:

Nie dość, że nie chciał pomóc, to jeszcze dzięki Mikołajczykowi i KG AK - nie musiał. Nikt bowiem z sowietami nie ustalał żadnego współdziałania przed powstaniem. Taki to paradoks - z jednej strony, oczekiwanko od nich wsparcia, z drugiej - chciano postawić ich przed faktem dokonanym i zmusić do zaakceptowania władzy rządu londyńskiego w
"Tak to, na przekór krzykom sowieckich politruków, na przekór ich wasalom, na przekór samemu diabłu i śmierci poszli polscy żołnierze, wybiedzeni i wynędzniali, rzucając się desperacko na ratunek umierającej Warszawie. Ofiarnie walcząc i ginąc w głupiej, źle przygotowanej operacji sowieckiego ludobójcy i jego popleczników..."

Cooo? Powstanie Warszawskie było idiotyczną i glupią akcja Polaków, osoby odpowiedzialne za wybuch powstania chciano ukarać jeszcze przed końcem wojny. Pchnieto do powstania najwspanialsze pokolenie rodaków.

PS warto