Wpis z mikrobloga

Jakiś czas temu, gdy jeszcze mieszkałem w akademiku miałem pewną przygodę, którą chciałbym się z wami podzielić.
Był środek lata i temperatury szalały. W cieniu było jakieś 35 stopni, a w pokoju pewnie 48, głównie ze względu na wiszącą za oknem wielką płachtę reklamową zwaną przez mieszkańców pieszczotliwie "szmatą". Dodatkowo szmata owa pod wpływem temperatury nadtapiała się i śmierdziała, wtedy logicznym pomysłem było zamknięcie okna - super pomysł przy 48 stopniach.
Pewnego dnia musiałem zrobić pranie. Pralnia w akademiku miała plusy i minusy - plusem było to, że znajdowała się w podziemiach i w korytarzu było wyraźnie chłodniej. Minusem był smród pralek i hałas. Wziąłem swoje brudy i udałem się na dół. Zapakowałem wszystko do pralki i wsunąłem w otwory dwa razy po dwa złote. Niektórzy mieszkańcy oszczędzali na cebulę, więc do opłaty za pranie używali takiego sprytnego druta, ale ja raczej nie byłem fanem tego pomysłu. Wybrałem program, nacisnąłem start i pralka zaczęła wydawać odgłosy startującej radzieckiej ciężarówki. Zawsze było też ryzyko, że do puli detergentów użytych do prania doda trochę smaru, ale na szczęście jakoś mi się to nigdy nie przydarzyło.
Wyszedłem z pralni i chłodnym korytarzem wracałem do pokoju z piekielną szmatą. Wtedy usłyszałem ciche piski. Rozejrzałem się i zobaczyłem tekturę, zza której te jęki dobiegały. Odsłoniłem ją i zobaczyłem małego czarnego kota, przy którym leżał kawał kiełbasy. Pomyślałem sobie, że super karmienie, ktoś rzucił kotu kawał kiełby cztery razy grubszy niż jego głowa. Muszę dodać, że było to takie bardzo małe kocię, z ledwo otwartymi oczami. Kot z początku nic sobie nie robił z moich obserwacji. Porozglądałem się, ale nie wyglądało na to, żeby jego matka była w pobliżu. W końcu niewiele myśląc wpakowałem go do pudełka po praniu i zaniosłem do pokoju.
W pokoju zastanowiłem się drugi raz. W sumie zawsze chciałem mieć kota. Podjąłem decyzję, że zostanie u mnie i będę go dokarmiał. Powiedziałem do niego „he he trzeba by cię nakarmić mały koleżko” i wtedy kociak się obudził, zasadził mi plaskuna w dziąsło przy pomocy niewidzialnej ręki rynku i powiedział ludzkim głosem „o ty lewacki degeneracie, najpierw mnie porwałeś, zostawiłeś moje ciężko zarobione zapasy a teraz chcesz wpakować mnie w patologiczny roszczeniowy schemat, w którym nic nie będę robić i dostanę za to miskę wątpliwej jakości karmy?” Wtedy zrozumiałem, że to nie był zwykły kociak, tylko marianbaczal, legenda prawicowej myśli w internecie, nieokiełznany piewca wolnego rynku i liberalizmu gospodarczego. Zacząłem przepraszać Mariana za zaistniałą sytuację i zaproponowałem, że przedyskutujemy możliwe rozwiązanie problemu. Ponieważ jak już napisałem, zawsze chciałem mieć kota, zapytałem Mariana czy nie zostanie u mnie chociaż na jakiś czas. Zgodził się, pod warunkiem, że będzie mi płacił czynsz i sam kupował jedzenie, a ja nie będę mu przeszkadzał w prowadzeniu własnej działalności gospodarczej. Podpisaliśmy zatem umowę i Marian zamieszkał w pudełku koło szafy (wpłacając z góry kaucję za miesiąc wynajmu).
Doprawdy nie wiem na czym ta działalność polegała ale Marian był bardzo gospodarny i mimo, jak on to mówił „reżymu podatkowego” zarabiał całkiem nieźle, cały czas przynosił sobie świeżego tuńczyka, płacił czynsz i dużo rozmawialiśmy o poglądach Janusza Korwin-Mikke. Czasami tylko Marian korzystał z mojego komputera (ale płacił mi stawkę godzinową obliczoną jak dla typowej kafejki internetowej) i przeglądał portal ze śmiesznymi obrazkami Wykop.pl. Nie przeszkadzałem mu w tym, słyszałem tylko ciche pomruki. Mruczał coś o całkowaniu w rosyjskim mieście Perm, czy o tym co zamiast liści powinno wisieć na drzewie i coś o steku. Nie rozumiałem sensu tych słów, ale też nie chciałem zbytnio opresyjnie ingerować w wolność słowa i wolność poglądów mojego współlokatora. W końcu zresztą za zarobione pieniądze kupił sobie laptopa i nie musieliśmy współdzielić komputera
W końcu lato się skończyło i Marian wręczył mi wypowiedzenie umowy najmu. Z żalem przyjąłem dokument, ale wiedziałem, że mój przyjaciel musi iść dalej, aby krzewić wolność, sprawiedliwość i liberalizm gospodarczy. Na pożegnanie uścisnęła mnie niewidzialna ręka wolnego rynku. Marian odszedł w nieznane, zaś ja założyłem konto na portalu ze śmiesznymi obrazkami wykop.pl żeby śledzić wpisy i komentarze mojego byłego współlokatora. Ta przygoda była krótka, ale nie zapomnę jej do końca życia

#pasta #marianbaczal
hehenuanek - Jakiś czas temu, gdy jeszcze mieszkałem w akademiku miałem pewną przygod...
  • 7