Wpis z mikrobloga

Łup.
Psssss. Klik.

Dno ciemnej, szklanej butelki odrywa się od zarysowanego, drewnianego blatu. Mężczyzna w białej koszuli i czarnej kamizelce siedzi przed biurkiem z włączonym monitorem i wyłącza popową wariację na temat celtyckiej muzyki ludowej. Na blacie leży kamera podpięta kablem do komputera.
Butelka zbliża się i ostro przechyla w kierunku jego ust. Z biurka spada kapsel.
-#!$%@?, ja #!$%@?ę - mamrocze mężczyzna niewyraźnie - Znowu, #!$%@?.
Schyla się pod biurko i zastaje tam ciemność oraz kurz.
Smark.
Zza ściany słychać kobiecy głos.
-Jarek, ciszej tam. Nie przeklinaj tak.
-Hehe - śmieje się monotonnie mężczyzna, jakby to słyszał tego dnia już tysięczny raz.

Pod niebieską bramę oznaczoną białą plakietką z liczbą 10 podjeżdża turkusowy mercedes z zapalonymi światłami. Na dworze jest ciemno. Otwierają się prawe drzwi samochodu i dobiega z niego głos mężczyzny wydzierającego się przez megafon.
-Mexicano, czekamy pod bramką! Wyjdź! Zapraszamy!

Podpierając się o krzesło obrotowe, mężczyzna w białej koszuli wyczłapuje się spod biurka. Między zębami trzyma kapsel, a kąciki jego ust są lekko uniesione - na jego twarzy wymalowana jest ogromna duma z wykonania ważkiego zadania.
Krzesło odjeżdża. Podłoga nieuchronnie zbliża się do twarzy mężczyzny. W porę obrócił głowę, poczuł gwałtowne zimno na twarzy, a kapsel potoczył się pod ścianę.
-#!$%@?!
Uchylają się drzwi od pokoju, ze szczeliny wynurza się twarz starszej kobiety z popielatymi włosami.
-Jak już skończysz marudzić i podniesiesz się z tej podłogi, to wyjdź na dwór, bo chyba ktoś coś od ciebie chce.
-Co?! - odpowiada z niedowierzaniem mężczyzna.
-To brzmiało jak Krzysiek z Majorem.
-No chyba żartujesz, mamo!
Mężczyzna podnosi się z podłogi, siada na wersalce i zaczyna przecierać sobie oczy.
-Mam #!$%@?, #!$%@?! - mówi, podnosząc się - Muszę się odlać!
-No dobra, tylko szybko, bo ja będę chciała też tam iść.

Trzymając szklaną butelkę z zielono-brązową etykietą w dłoni i z odstającym papierosem z ust, mężczyzna doczłapuje się do drewnianego wychodka. Jest boso.
"Nie ma to jak dobry spacer na bosaka po śniegu dla zdrowia, hehe", myśli sobie po wejściu do wychodka, po czym kicha, obsmarkując sobie wargi.
Mężczyzna wyciąga z kieszeni spodni zapalniczkę i przykłada ją do papierosa. Czynność ta zostaje przerwana przez dźwięk podobny do syreny policyjnej, który wyraźnie słychać zza ściany wychodka. Mężczyźnie ze strachu zapalniczka wpada do kibla.
-Co, #!$%@?, szczurze, szczekasz-- - słychać z zewnątrz słabiutki głos mężczyzny.
-MEXICANO, WYJDŹ! - drugi mężczyzna mocniejszym głosem wydziera się przez megafon - PROSZĘ CIĘ!

"#!$%@?! Obsrałem moje nowiutkie spodnie!" - myśli mężczyzna z kibla.
Krzyki mężczyzn zza ubikacji przerodziły się w jazgot, który wydawał się ciągnąć całymi eonami.
-Będziesz #!$%@?, #!$%@?, #!$%@? SZCZURZE! - słychać słabszy, ale wydzierający się do granic możliwości głos - JESTEŚ, #!$%@?, SZMATĄ, ŁAJZĄ, NAJGORSZĄ ŚCIERWĄ, NA ULICY!
Towarzyszył mu bełkotliwy ryk mocniejszego głosu wrzeszczącego przez megafon.
-Dlaczego nie przyszłeś pod bramkę, pytam się ciebie?! - powiedział wreszcie wyraźnie głos z megafonu.
"Bo sram, #!$%@?!" - pomyślał mężczyzna z kibla.
-Przyjdź! - ciągnął dalej głos z megafonu - Czekam! Ja widzę jak ty chodzisz, na podwórku.
Słychać cichnący warkot silnika odjeżdżającego samochodu.

"Nie ma czasu na higienę osobistą. Raz trzeba być facetem." - myśli mężczyzna w kiblu. Strategicznie pozbywa się balastu który przeszkadzałby mu w ucieczce, a potem wybiega z drewnianej szopki i, mijając swoją matkę, zasapany, pomagając sobie wszystkimi kończynami, doczłapuje się do swojego pokoju. Czym prędzej gasi światło, zasłania okno, odsuwa wersalkę od ściany i za nią wskakuje.

Mężczyzna zasypia.

  • 2