Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Hej, to będzie bardzo (dodałem "bardzo", kiedy skończyłem pisać) długi wylew o świeżo skończonym związku, ale chyba z pozytywnym finałem, ale to czas pokaże. Stwierdziłem, że może druga osoba z internetu może coś mi doradzić, albo rzucić spojrzenie na moją sprawę, gdyż rodzina i przyjaciele patrzą przez pryzmat mojego dobra.
Chciałbym tylko zawołać użytkowniczkę @taktoto, której komentarz widziałem pod jednym z postów anonimowych i chciałbym dowiedzieć, się jak Ona patrzy na to z boku (jeżeli nie masz ochoty tego czytać, to przepraszam)

Przedwczoraj rozstała się ze mną dziewczyna i znajdujemy się w specyficznej sytuacji, gdyż musimy jeszcze razem mieszkać do końca umowy lub znalezienia nowych lokatorów, a mieszkanie jest typowo dla pary. Sypialnia tylko do spania plus salon z otwartą kuchnią - ale mieszkanie, to nie jest główny temat tego posta. Pierwsza rzecz, która pewnie przychodzi ludziom do głowy jak słyszą o czyimś rozstaniu, to taka wizualizacja, że pewnie już jedno pakuje się i wyprowadza, jest smutek, żal itd. Jedno może być złe na drugie, ludzie się nienawidzą z jakichś powodów. Każda relacja jest inna, a u na kwestia zrobienia drugiej osobie krzywdy nie jest powodem rozstania.
U mnie był to związek półtoraroczny. Dziewczyna dzisiaj 22 ja 24. Od 4 miesięcy mieszkamy razem.

Powodem było powiedzenie mi wprost, „że mnie nie kocha i nie jest szczęśliwa” od razu po przyjeździe do mieszkania. Nie widzieliśmy się od Sylwestra, bo ja wróciłem do mieszkania w Warszawiem, a Ona została w rodzinnym mieście jeszcze 5 dni.
Usłyszenie takiego zdania dla każdego pewnie byłoby szokiem, ale dla mnie nie do końca. Powiem tu o tym jak było.
Poznaliśmy się, były spotkania, od razu widać było błysk w oku i zainteresowanie. Po paru poznaniach poznałem Jej rodziców, bo akurat była taka okazja. Dla Niej to też musiało być naturalne zaprosić do siebie, miło spędzić czas, a przy okazji nie było problemem przedstawić mnie (wtedy nowego "kolegę") Jej rodzinę. Zaznaczę, że to nie było poznanie się jak z tindera i seks od razu. To było klasyczne (może wg mnie) poznawanie się, pierwszy buziak na powitanie/pożegnanie był po którymś spotkaniu itd. Zawsze była uśmiechnięta ze mną (a przynajmniej ja to widziałem, bo widzi się czy komuś dobrze czas z tobą mija), choć wiadomo, że były i gorsze chwile. Ale mam pewność, że było Jej dobrze ze mną, bo po rozstaniu podtrzymuje wszystko. Widać to kiedy jest się ważnym dla drugiej osoby itd. To samo poczucie humoru, podejście do życia, jakieś pierdoły jak oboje będący pedantami, po prostu jak to się mówi, bratnia dusza.

Nie jest Ona łatwą osobą, w tym sensie, że bardzo dużo myśli o wszystkim i często błahe sprawy, rozwijają się w Jej głowie i sobie tym psuje nerwy. Jest również bardzo dobrą duszą. Jest dobra dla innych i przejmuje się losem ludzi, a bliskich najbardziej. Od samego początku, mówiła i miałem świadomość, że u Niej uczucie przychodzi z czasem. Co naturalne, bo ludzie się muszą poznać i dojść do tego poczucia, że tak - z tą osobą jest mi tak dobrze, że w końcu uważam, że to jest to COŚ. Ale ja od początku widać czułem co innego niż Ona. Od razu czułem to coś (może istotny szczegół, że taką mam psychikę, że bardzo się angażuję, a kiedy druga osoba jest dla mnie taka dobra i widzę ją jak ideał, to robi to swoje), zakochałem się. I wiem że motyle w brzuchu pojawiają się i znikają, ale z mojej strony to jest miłość, gdyż do dzisiaj to czuję. Czuję to jak zależy mi na Niej, czuję potrzebę otaczania opieką, troską, sprawiania przyjemności i zawsze na to mogła liczyć. Z tej miłości, też rozumiem dlaczego podjęła taką decyzję... ale do tego wrócę.
Mianowicie, to że zaznaczyła mi kiedyś, że to uczucie u Niej musi się rozwinąć „bo tak ma” (parafrazując) było do zaakceptowania, bo czułem że Jej na mnie zależy. Lecz z czasem (ale w pełni zrozumiałem to wczoraj, dzień po rozstaniu) podświadomie czułem, że jednak może coś być nie tak między nami. Ja zakochany, piszący liściki na różne okazje (tak, jestem takim typem, choć na pierwszy rzut oka na ulicy trudno o człowieku tak powiedzieć, bo ja raczej dobrze wyglądający wysportowany chłopak, a uczuciowo miękka gąbka), kwiaty, czułem potrzebę sprawiania radości drugiej osobie i czułem, że to się udaje. W drugą jednak było inaczej. Nie to że nie było np. takich liścików, ale były jednak one inne. Choć jeden powoduje dzisiaj u mnie zastanowienie, ponieważ na Walentynki dostałem miłą kartkę ze słowami jaki to jestem dla Niej dobry "bratnia dusza" i żebym wiedział, że jest dla mnie taka sama i mogę na Nią zawsze liczyć. Poza tym te wszystkie gesty były inne. To przytulanie się do siebie z Jej inicjatywy było dość rzadkie z biegiem czasu. Choć czułości między nami nie brakowało jak już dochodziło do zbliżenia. Po roku związku nigdy nie usłyszałem słów „kocham Cię”, choć w słowie pisanym bywało dość często „jesteś taki kochany”. Na tamten czas mi to wystarczyło, bo uważałem, że Ona taka już jest i może z czasem poczuje to coś do mnie i w pełni się otworzy (bo kiedyś powiedziała, że uczucie do Niej dochodzi z czasem...). Że to Jej taki pierwszy związek, że się poważniej zaangażowała itd. Cały czas coś sobie tłumaczyłem. Czyli widziałem już dawno rzeczy które mogły zapalić lampkę z tyłu głowy, ale wypierałem to z siebie. Kolejnymi znakami był seks.
Kiedy się poznaliśmy była dziewicą. Zrobiliśmy to po jakichś 5 miesiącach. Z czasem to się rozwijało i jak była okazja, to zbliżaliśmy się do siebie, wiele razy w ciągu tego czasu jednak tego nie robiliśmy, bo byłem też wyrozumiały, że może nie czuje tego jeszcze tak, żeby chcieć uprawiać seks kiedy tylko się da. Po roku czasu nastąpiła trudna rozmowa, bo coś w Niej pękło i powiedziała mi między słowami, że jest w niej wielka przykrość i smutek, bo czuje że mnie zawodz. Że ona czuje, że ja wiem i widzę, że ona mi nie daje tego czego chcę (trudne zdanie do sformułowania), że widzę te jej czasami chłodne reakcje, brak entuzjazmu. Że po prostu chyba nie umie mi odwzajemnić uczuć. Przegadaliśmy to, poczuła wsparcie i powiedziała, że spróbuje się odblokować, otworzyć, bo myślała, że w tym rzecz. Ja również tak myślałem. Po miesiącu zamieszkaliśmy razem, wyjeżdżając do Warszawy. Do tej pory Ona tu mieszkała, bo studiuje i do tej pory ja ją odwiedzałem w Warszawie, spędzaliśmy weekendy, czasami i czas w środku tygodnia, albo widywaliśmy się w rodzinnym mieście, bo ja z racji przerwy w studiach, byłem w domu. Plus poza tym były jakieś wyjazdy, weekendy, wakacje.

Kiedy zamieszkaliśmy razem, wydawało mi się że jest stabilnie tak jak było. W takim sensie, że mieszkanie i przebywanie, nie spowodowało, że nagle poznaliśmy siebie od takiej strony, która nam nie pasowała. Lokatorzy idealni. Ale nadal pojawiały się te chłodne reakcje, a seks... właśnie. Śpiąc w jednym dużym łóżku, będąc każdą noc razem uprawialiśmy go raz, dwa w tygodniu. Ja naiwny (teraz tak się określam) myślałem, że to kwestia tego, że była dziewicą jeszcze jakieś pół roku temu, nie robiliśmy tego bardzo często i że musi z czasem poczuć to pożądanie i „rozkręcić się”. Ale to była kolejna lampka która była tam z tyłu głowy. Mieszkało się poza tym bardzo dobrze. Wspólne posiłki, spędzanie fajnie weekendów itd. W domu swoboda, wychodziła nago z łazienki przy mnie, czuła swobodę. W listopadzie powtórzyła się ta rozmowa sprzed zamieszkania razem. Tym razem ja ją zainicjowałem, bo czułem że coś jest jednak nie tak. Wyszło z Niej, że uważa że dziwnie czasami jest między nami, jakaś taka sztywność, że jedno do drugiego nie przytuli się na kanapie, takie rzeczy. Że widzi że para moich przyjaciół jest inna od nas, że widać w nich to coś (ja to tak zrozumiałem, bo użyła innych słów). Że jak słyszy w pracy koleżankę, która rozmawia z chłopakiem, to Jej pęka serce, bo porównuje to do nas. A to kolejna lampka...
... bo od długiego czasu czułem, że kiedy mogłaby zadzwonić (nie to że tego nie robiła, to woli pisać, tak jakby nie miała potrzeby pogadać, usłyszeć swojego chłopaka. Powiedziałem Jej w tej rozmowie, że wiele rzeczy chyba źle odbiera i że musi się otworzyć itd. że jak tylko mogę to pomogę. Wyjaśniłem Jej, że nie można się zawsze porównywać, bo każdą parę łączy co innego, a niech zobaczy ile nas łączy i jak się rozumiemy - wtedy się przytuliła i powiedziała, że to prawda. Powiedziała, że obiecuje, że popracuje nad sobą. Dalej do Świąt było normalnie, nawet zrobiła się taka bliższa przez parę dni. Czułem zainteresowanie, bliskość. Prezenty na mikołaja, pierdoły. Święta moim zdaniem przebiegły miło. Ja zaproszony do Niej, Ona do mnie. Bo Jej rodzice mnie znają dobrze i bardzo lubią, z resztą znam ogromną część Jej rodziny. Kuzynki, ciocie itd. Mili ludzie. Kolejna rzecz, którą bagatelizowałem to prezenty. Jestem bezinteresowny i tylko obiektywnie ocenię tę kwestię.
Ja Jej kupowałem i robiłem sam (fizycznie rękami) przeróżne rzeczy, ale takie dla Niej. W Jej guście, spersonalizowane, że kto inny takich rzeczy już mógłby nie polubić, a ona akurat miała taki gust i czuła, że to jest coś wyłącznie dla Niej. Perfumy też, bo wiem jakie lubi itd. Natomiast od Niej, prezenty były takie, że każdy mógłby go od Niej dostać. Nawet kolega. Były to kubki (niby z miłym zdaniem), jakaś piżama, szlafrok, takie rzeczy, książka w guście, bo akurat wiedziała, że chciałem. Takie rzeczy, w których nie czułem serca. Ja trochę uznawałem, że jest oszczędna i nie wydaje dużo na prezenty (Poza tym jest to normalna dziewczyna, z normalnego domu, że nic nie brakuje, ale też złoto po ścianach nie spływa.). Więc w głębi było mi smutno, bo miałem poczucie, że te prezenty są, bo wypada.

Był sylwester, wytańczyliśmy się, ogólnie dobra zabawa.
I nastąpiła ostatnia niedziela, gdzie przyjechała do mnie do Warszawy po 5 dniach. Ja musiałem być wcześniej, a ona miała a to coś, a to tamto. Serio, czułem podświadomie, że dziwne jest to że nie przyjeżdża od razu, żeby w wolne dni jeszcze razem pobyć. Przyjechała w niedzielę i powiedziała mi po wejściu przez drzwi, że musimy porozmawiać, a gdy zapytałem czy będzie przykro, to potwierdziła. Czułem, że to trzecia taka rozmowa i ostatnia, podświadomie. Usiedliśmy i od razu to zdanie „nie kocham Cię i jestem nieszczęśliwa.” Zniszczyło mnie to, ale tak jak wspomniałem, spodziewałem się czegoś, przez te podświadome przeczucia. Wyszło w rozmowie, że wtedy w sierpniu już coś było nie tak, ale chciała zamieszkać, żeby spróbować, bo jej zależało, bardzo. Że może się otworzy, a wyszło tak, że nic się nie zmieniało, przez co zamykała się w sobie, co ja odbierałem jako takie chłodne reakcje wobec mnie i brak zainteresowania. Dusiła w sobie ten smutek, bo widziała jak ja na Nia patrzę i jednocześnie wiedziała, że Ona tak na mnie nie patrzy. Wszystkie kropki się ułożyły. Każda jedna.
Seks, przyznała że to odkładanie go w czasie było tego powodem, że było Jej ciężko bez uczucia. Robiliśmy to jakiś raz w tygodniu, ale dlatego że chciała dla mnie dobrze. I wszystko to, ten brak otwartości, był wg Niej spowodowany tym, że nie chciała mi sprawić przykrości. Bo ja Ją znam, jest tak dobrą osobą i tak się przejmuje wszystkim, że nikomu nie mogłaby wyrządzić krzywdy, a szczególnie mi gdzie bardzo jest jak mówi przywiązana i uwielbia mnie jako przyjaciela. Powiedzenie komuś czegoś smutnego, choć prawdziwego jest dla Niej łamaniem serca i po prostu przyszedł ten moment, bo dłużej nie mogła. Wyciągnąłem z Niej, bo niełatwo się dzieli wszystkim, że w grudniu poszła do psychologa (po namowie mamym, mimo że w tym naszych trudnych rozmowach wspominałem, że może jest potrzeba pomocy kogoś z zewnątrz, skoro problem jest w Jej głowie). Bardzo mnie to ucieszyło, poważnie. Czułem taką ulgę, że jeszcze przedwczoraj moja dziewczyna wzięła się na taką odwagę, żeby sobie pomóc. Bo ja naprawdę z tej miłości wobec Niej życzę Jej wszystkiego co dobre i liczy się Jej dobro, nawet kiedy jest to kosztem mojego uczucia. Wiem jak z boku ludzie generalnie do takich kwestii podchodzą, nie wierzą w takie uczucie i mówią, że to tylko w filmach. Powiedziała, że psycholog dodał Jej odwagi, a później dochodziła do decycji o rozstaniu przez okres Świąteczn i kiedy ja myślałem, że wszystko w Święta było okej, to powiedziała mi, że Ona miała ciężko w głowie. Można pomyśleć, że "jak to nie było po Niej widać?'. No właśnie, może to widziałem, ale wypierałem z siebie, a utrudnia wszystko to, że nie dzieli się takimi rzeczami z nikim tylko z mamą. Jej mama wie wszystko i jest jej najlepszą przyjaciółką od zawsze, taką mają relację.

Powiedziała mi TO zdanie tak dosadnie, bo już nie mogła tak dłużej. Mówi, że nie mogła już mi tego robić, ale też sobie i że w końcu też pomyślała o sobie samej, dzięki tej odwadze od psychologa.
Ja szczerze Jej wierzę w to wszystko. Jest mi bardzo smutno, że to nie jestem ja - ten jedyny dla Niej, co też Ona sama powiedziała - że chciałaby, żeby Ona spojrzała na kogoś tak jak ja na Nią, bo wie jaka to musi być miłość. Zastanawiałem się czy Ona wie jak to się zakochać, bo wspominałem, że nie miała poważnego związku. A powiedziała, że czuła to COŚ i ja wyciągnąłem z Niej, że to się rozpadło wtedy nie z Jej winy. Pewnie pozostał w Niej w środku jakiś smutek, bo znając Ją wiem jak potrafi przeżywać. Z resztą ze mną jakieś 4 miesiące przeżywała w sobie wszystko, próbowała się zmienić dla mnie. Bo nie chciała mnie zranić. A pokochać na siłę przecież się nie da...

Drugi dzień jesteśmy razem w mieszkaniu, bo mamy okres wypowiedzenia umowy i na razie razem spędzamy tu czas. Ona pracuje, ja również więc widzieliśmy się po rozstaniu tylko przedwczoraj wieczorem i wczoraj wieczorem (gdzie bardzo dużo przegadaliśmy i chyba bardziej szczerze jak przyjaciele niż jak byliśmy ze sobą, bo już mogła się otworzyć jak przyjacielowi, bez tego brzemienia, że mnie zrani) i dzisiaj rano, gdzie też zadałem Jej parę pytań o naszą przeszłość, bo mam jeszcze 100 pytań bez odpowiedzi i przez to co ja nadal do Niej czuję, mam pragnienie usłyszeć, że byłem ważny, żeby sobie w psychice to ułożyć, że to nie była moja wina itd. Ona to wszystko potwierdza. Jestem wg Niej bardzo ważny w Jej życiu i docenia to wszystko co razem przeszliśmy i jak miło spędzaliśmy czas. Że nadal chciałaby mnie mieć przy sobie, bo byłem Jej najlepszym przyjacielem, bo naprawdę znam Ją jak mało kto, przez co ja przeczuwałem co się dzieje (a serce wypierało sygnały).Tylko zastanawia się czy ja chciałbym tej przyjaźni z Nią. To wszystko „psuł” fakt, że nie chciała mi sprawić przykrości i sama przez to myślała, że może jak spróbuje się otworzyć, to uczucie jakiego Ona oczekuje się pojawi. Sam już wiem, że musiało być jej tak ogromnie przykro i winiła się, że jest zła, bo nie może odwzajemnić tego jaki ja dla Niej jestem.
Kończąc - jeszcze nie wiem i czas pokaże, czy będę umiał normalnie funkcjonować i będąc zakochanym widzieć kiedyś jak układa sobie życie. Ale mam w głowie takie uczucie, że tak mi na Niej zależy i jest naprawdę bratnią duszą, że muszę tę moją miłość w związku, zamienić na tylko "miłość" do przyjaciółki. Nie wiem czy to dobre określenie, ale tak się czuję. Chciałbym, żebyśmy mogli na siebie tak liczyć, jak do tej pory i teraz już bez żalu i smutku, że ktoś kogoś zawodzi brakiem uczucia. Czy to możliwe zobaczymy. Pora na mnie, żebym odwiedził psychologa, a taki post trochę upuszcza mi tego ciśnienia.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: kwasnydeszcz
Dodatek wspierany przez: Nie siedź w domu w ferie i w wakacje
  • 18
Jestem wg Niej bardzo ważny w Jej życiu i docenia to wszystko co razem przeszliśmy i jak miło spędzaliśmy czas. Że nadal chciałaby mnie mieć przy sobie, bo byłem Jej najlepszym przyjacielem, bo naprawdę znam Ją jak mało kto, przez co ja przeczuwałem co się dzieje (a serce wypierało sygnały).


@AnonimoweMirkoWyznania: po pierwsze samo to, że to całe przeczytałem niech świadczy, że to co napiszę to nie jest złośliwość, a chęć
@AnonimoweMirkoWyznania: mysle ze takie utrzynywanie kontaktu bardzo zle na Ciebie podzialala skoro to ona to zakonczyla i koniec koncow bedziesz liczyl na wsparcie itd a ona znajdzie kogos innego, jemu poświęci czas a ty nie bedziesz jej potrzebny i bedzie ci z tym bardzo zle
byłem Jej najlepszym przyjacielem, bo naprawdę znam Ją jak mało kto>

A nie powiedziała Ci o psychologu, niby chciała się zaangażować ale jednak nic nie robiła,szczerości i otwartości też brakowało z jej strony. Z doświadczenia powiem Ci że taka przyjaźń z osobą którą kochasz, raczej nie prowadzi do niczego dobrego, tylko Cię wyniszcza. Widać że bardzo się starałeś, na twoim miejscu spróbowałbym jeszcze raz, ale to raczej żeby nie mieć później wyrzutów
Bob13: Przeczytałem cała wiadomość.
Radzilbym nie utrzymywać z nią kontaktu. Tak długo jak będziesz z nią rozmawiał będziesz mieć problem z Poznaniem innych osób i bycia po prostu szczęśliwym.
Też nie możesz podchodzić że była taka idealna. Jeżeli sprobujesz do niej wrócić to dostaniesz mega zlosliwa wiadomość zwrotna. Takiej jakiej nie zyczylbys najgorszemu wrogowi. Poważnie, kiedyś miałem podobną sytuację i zdziwiłem się jak moze dowalić Ci dziewczyna która kiedyś mówiła że
OP: z tej strony OP:
@Sanski: @Ingvarr100th: źle to odebraliście, ale macie do tego prawo. Szkoda, bo zdanie kobiety jest dla mnie tutaj może nie ważniejsze, ale jednak może ciekawi mnie bardziej. A to, że pisałem wielką literą, to przyzwyczajenie, bo nie jest boginią, taki po prostu mam nawyk pisania kiedy coś dotyczy drugiej osoby. Mimo że może to jest błąd.

@kwasnydeszcz: przez mówiła masz też na myśli
@AnonimoweMirkoWyznania nie dibraluscie się. Szczerze, dla mnie to jakaś abstrakcja z tym rozwojem uczuć. Jak na początku nie ma ognia, to później tym bardziej go nie będzie a jej się tylko wydaje, że taka jest, po prostu nie trafiła z wyborem. Z tobą oczywiście wszystko jest w porządku, miałeś zwyczajnie pecha, bo źle ulokowałeś uczucia. Ona zabrnęła moim zdaniem za daleko, nie wiem na co liczyła, oszukiwała samą siebie czy nie chciała
OP: @Bob13: Rozumiem co piszesz i szczerze Ci mówię, że się zgadzam. Może jak ochłonę, to zejdzie ze mnie to wrażenie, że mam złamane serce przez idealną, tylko że właśnie idealna nie była i wiele rzeczy było nie tak. Ja ją idealizowałem sobie, może w tym ten problem. Wyobrażam też sobie to, że z czasem mówi się mniej o sobie, wtedy ludzie się może bardziej poznają. Ta powściągliwość jest mi
@AnonimoweMirkoWyznania: Weź kolego się stamtąd wyprowadź, masz jakiegoś kumpla, żeby Cie przenocował? Na kogo mieszkanie jest wynajęte.
Może sobie po prostu wyidealizowałeś ten związek, a dla niej to była tylko próba jak to będzie. Albo przytłoczyło ją to "małżeństwo" w wieku 22 lat. Już #!$%@? w to, zbieraj bety stamtąd, nie utrzymuj przyjacielskich kontaktów, bo jak znam życie to za tydzień ona Ci się zacznie zwierzać jako "najlepszemu przyjacielowi" jak to
ma 22 lata i jeszcze czas się wyszaleć

Napisała też mamie, że "dzisiaj w pracy był chyba nowy chłopak, którego wcześniej nie widziała. Takiego ciacha jeszcze nie było i taka rozżalona emoji z iphona po nowej aktualizacji". Jest mi ciężko, bo to taki cios. Źle zrobiłem, że przeczytałem, ale teraz się czegoś dowiedziałem i jak to ocenić?


@AnonimoweMirkoWyznania: że jesteś dla niej tylko betacipeuszem, który wybłagał związek, mimo że jej nigdy
@AnonimoweMirkoWyznania: to wlasnie znaczy tyle co napisalem. wymyslasz sobie ze bedziecie przyjaciolmi i bedzie tak cudownie, tak pieknie i wspaniale a nie rozumiesz tego, ze ona poszuka innego, bedzie miala swoje zycie, swoj zwiazek i nie bedziesz jej do niczego potrzebny
Bob13: "Może świadczyć o tym to co mi wczoraj powiedziała. Że jeżeli ktoś nowy (ale ma problem z mówieniem o przyszłości, bo nie ma tej potrzeby jakiegoś szukania chłopaka na siłę), z resztą po naszych początkach widać jak to powoli się u niej rozwija) miałby kiedyś mieć problem z tym jaką ma relację ze mną, to nie mogła by być z kimś takim, bo wierzy w to, że ja jak ochłonę