Wpis z mikrobloga

Witajcie po dłuższej przerwie. Dziś będzie ostatnia cześć rywalizacji pomiędzy Adamem Małyszem, a Svenem Hannawaldem. Zapraszam do przeczytania i komentowania.

Władca Północy i szczęśliwa Planica.

Mistrzostwa Świata w Val di Fiemme okazały się niebywałym sukcesem. Adam Małysz zdobył dwa złote medale i zajął z drużyną 7 miejsce w zawodach drużynowych. To jednak nikogo wtedy nie interesowało, znając możliwości naszej ekipy, dlatego Małysz mógł się czuć największym wygranym tych mistrzostw. Podobnie jak Noriaki Kasai, który zdobył 2 brązowe medale indywidualnie i srebro w drużynie, czy Matti Hautameki, który został vice-mistrzem na dużym obiekcie i dołożył złoto w drużynie. Największy rywal Małysz i lider PŚ Sven Hannawald zajął 7 miejsce na dużej skoczni, 24 na normalnej i 4 w drużynie. Była to klęska. O ile w Polsce znów wiara w Małysza wróciła, a Włodzimierz Szaranowicz przeżywał swój prime, to w Niemczech zapanował smutek i wściekłość. Media które jeszcze w okresie zawodów w Willingen wielbiły Hannawalda i pisały o murowanym mistrzu świata, nagle odwróciły się od Hanniego. Głównym winowajcą był jednak Hess. Zarzucano mu nadmierne eksploatowanie skoczka, brutalny reżim treningowy, wypalanie materiału (był to 10 sezon jak prowadził kadrę), oraz stawianie na wypalonych zawodników jak Schmitt. Atmosfera była niezdrowa. W kadrze dochodziło do małych konfliktów, ale Niemcy jak to Niemcy (przynajmniej wtedy) zachowali pragmatyzm i postawili na jeden cel - Kryształowa Kula. Do końca pozostało pięć zawodów. Hannawald był liderem. Małysz był czwarty. Miał przed sobą również Janne Ahonena i Andreasa Widholezla. Jednak w przeciwieństwie do wyżej wymienionej dwójki jego forma rosła.
Pierwszym przystanek po Mistrzostwach Świata było Oslo. Jak nie trudno się domyślić, było to dla Małysza zwanego „Królem Holmenkolen” magiczne miejsce. To tu wygrał pierwsze zawody Pucharu Świata w 1996 roku. Stało się to w momencie końca kariery wielkiego idola Małysza, Jensa Weissfloga. Pierwsze zawody, co dzisiaj jest nie do pomyślenia były pierwszymi w sezonie PŚ zawodami drużynowymi. Pierwsza seria była przeprowadzona w miarę sprawiedliwych warunkach. Do rywalizacji przystąpiło 9 drużyn. Austria, Finlandia, Niemcy, Słowenia, Japonia, Włochy, Kazachstan, Norwegia i Polska. Trener Tajner doskonale wiedział, że reszta ekipy nie spiszę się zbyt dobrze, więc miały to być zawody testujące możliwości Małysza i wysłanie komunikatu: „ Patrzcie jaki mocny jestem!”. Oczywiście tych zawodów całkowicie Polacy nie odpuścili. W pierwszej serii najlepszą notę uzyskał jednak Matti Hautameki, co prawda tylko o 0,1 pkt. lepszą od Małysza, ale jednak. Do tego lądował 2 metry dalej (Małysz 126,5 metra, Hautameki 128,5 metra) Ogólnie w pierwszej serii nieźle spisał się jeszcze Florian Liegl, który uzyskał odległość taką jak Małysz, ale słabsze noty. Hannawald skoczył 120 metrów, a Widhoelzl 119,5 metra. Ahonena w drużynie nie było. Z Polaków drugą notę miał Mateja po skoku na 111 metr. Bachleda skoczył 107,5metra, a zastępujący Tonio Tajnera, Pochwała równe 100 metrów. Po pierwszej serii prowadzili Finowie z notą 479,7 pkt. O 0,9 pkt. gorszą notę mieli Austriacy, a o 12 pkt. Niemcy. Polska była na miejscu szóstym.
Druga seria odbywała się w dużo gorszych warunkach. Jedynym skoczkiem który przekroczył punkt k, był Thomas Morgenstern (116,5 metra). Jego postawa i Floriana Liegla zapewniła Austriakom zwycięstwo przy niezłym skoku w drugiej serii Nagillera. Małysz skoczył 113,5 metra co przy słabszym skoku Hautamekiego dałoby dzisiaj mu indywidualne zwycięstwo. Hannawald skoczył 107 metrów, a Widhoelzl pół metra krócej. Polacy natomiast, Mateja 103 metry. Bachleda 105,5 metra, a Pochwała 96 metrów. To wystarczyło na miejsce 6, tuż przed fatalnymi tego dnia gospodarzami z Norwegii. Dla formalności, zwyciężyła Austria o 20,9 pkt. przed Finami i o 41 pkt. przed Niemcami.
Drugi dzień zawodów był dużo bardziej oczekiwany zarówno w Polsce, jak i w Niemczech. Największym zmartwieniem była oczywiście pogoda. Pierwszym Polakiem był Robert Mateja, który poległ na całej linii skacząc 93,5 metra. Marcin Bachleda również nie poradził sobie skacząc 101 metrów. Pierwszym zawodnikiem który wylądował na punkcie k, był Simon Ammann, który podobnie jak Małysz wygrał swoje pierwsze zawody PŚ na Holemenkollen.

Taką samą notę i odległość (115 metrów) osiągnął Noriaki Kasai, jednak nie wystarczyło na Hautamekiego, który skoczył 117 metrów. Po wczorajszej kompromitacji dobrze skoczył Ljokelsoey który skoczył metr krócej od Mattiego, ale uzyskał lepszą notę o 0,2 pkt i objął prowadzenie. Następni zawodnicy nie radzili sobie, oprócz Floriana Liegla, który uzyskał taką samą odległość i notę co Roar Ljokelsoey. Tuż po nim na belce zasiadł Małysz. Obawy były co do pokrzyżowania planów przez pogodę. Jednak nasz orzeł odfrunął na odległość 124,5 metra. Przewaga nad dwójką do tej pory prowadzącą wyniosła 16,4 pkt. Będący bez formy Ahonen skoczył 109,5 metra co uplasowało go w drugiej dziesiątce. Widhoelzl uzyskał 113 metrów. Lepszy wynik plasujący go w pierwszej dziesiątce. Hannawald skoczył co prawda metr dalej, ale gorsze noty sprawiły że zajmował po pierwszej serii 14 miejsce. Pierwsza seria okazała się finałową i tak po ponad roku zwycięstwa w zawodach o Puchar Świata doczekał się Adam Małysz, przed dwójką mających tę samą notę, Floriana Liegla i Roara Ljokelsoeya. Nastroje był wręcz szampańskie. Małysz z miejsca czwartego wskoczył na pozycję Lidera PŚ. Polskie media ogłosiły zdobycie Kryształowej Kuli, a niemieckie odnosiły się do loterii, oraz miały nadzieje na dobry występ w Finlandii Hannawalda. Planica miała być pewniejsza. Hannawald to aktualny Mistrz Świata w lotach i uchodził za lepszego lotnika niż Małysz. Najważniejsze to skupiać się na obecnych celach, a takim celem były dwa zwycięstwa w Lahti.
Lahti to kolejne z magicznych miejsc dla Adama Małysza. Dwa lata wcześniej na skoczni Salpausselka Małysz został po raz pierwszy Mistrzem Świata. Pierwszy dzień zawodów znów odbywał się przy niezbyt dobrych warunkach. Skocznia mająca punkt konstrukcyjny ustanowiony na 116 metrze, była skocznią niezwykle wymagającą. Pierwszym który wylądował powyżej punktu k był Fin Tami Kiuru(117,5 metra). Dało mu to prowadzenie, aż do skoku Mattiego Hautamekiego, który lądował dwa metry dalej. Zawiódł miejscowy zawodnik Janne Ahonen, który skoczył tylko 106 metrów.
Fin zapowiadał odbudowę formy u siebie. Były to jednak pobożne życzenia. Zresztą tak do końca to nawet on sam chyba nie wierzył że mu się uda. Widhoelzl natomiast skompromitował się po całości skacząc 94,5 metra i odpadając po pierwszej serii. Sven Hannawald wbrew temu co pisały polskie media i lubią do dziś przytaczać jakby całkowicie po Mistrzostwach Świata się posypał wciąż był w niezłej formie skacząc 117 metrów zajmując w tym momencie miejsce za Hautamekim i Kiuru. Został już tylko Adam Małysz. Ten zawodnik jak wiadomo gdy złapał automatyzm był nie do pobicia. 122 metry i przewaga 2,5 pkt. nad drugim zawodnikiem po pierwszej serii dała powody do optymizmu. Druga seria była znacznie ciekawsza. Dobrze spisali się Hideharu Miyahira (118 metrów), Florian Liegl (117 metrów), czy Martin Schmitt (aż 121 metrów). Z pierwszej dziesiątki również dobrze skoczyli Kasai (120,5 metra) i Ingebrigtsen (119,5 metra). Zawiódł Morgenstern(114 metrów). Hoellewarth wytrzymał i skoczył dobrze (118,5 metra). Została jednak czwórka bijąca się o podium. Hannawald skoczył bardzo dobrze(123 metry) i poradził sobie z Tami Kiuru (121,5 metra). Jednak prawdziwą bombę odpalił Matti Hautameki - 128,5 metra dało mu zdecydowane prowadzenie. Małysz musiał skoczyć równie dobrze. Nie zawiódł 128 metrów dało mu drugie zwycięstwo w sezonie i wygraną o 4,6 pkt. przed Hautamaekim i 19 pkt. przed Hannawaldem.
Drugie zawody miały rozstrzygnąć się między dwójką Hautameki - Małysz. Oczywiście liczyć miał się Hannawald. Jednak nastawiano się przede wszystkim na jak najmniejszej stracie do Małysza. Wszystko miała zweryfikować Planica. Do konkursu przedarł się drugi Polak Robert Mateja, ale 105,5 metra nie dawało żadnej nadziei na dobry występ. Zawody stały na wyższym poziomie niż poprzednie. Skakanie w okolicy punktu k jak i nieco powyżej dawało miejsce dopiero w drugiej dziesiątce. Znów nieźle skakał Amman (120 metrów), jak i Martin Schmitt który mimo takiego samego skoku otrzymał lepszą notę. Dobrą formę potwierdził Uhrmann skokiem na odległość 121,5 metrów. Wyprzedził go Miyahira, który uzyskał lepsze noty. Wciąż to było jednak za mało na Tommy Ingebrigtsena (123,5 metra) i rewelacyjnego w ostatnim czasie Kiuru (aż 128 metrów), któremu rady nie dał nawet Hautameki (126 metrów). Nieźle skoczył Hoellwarth (122,5 metra) i Florian Liegl(122 metry), ale dostał gorsze noty za lądowanie. Będący w słabej formie Ahonen skoczył 116,5 metra. Paradoksalnie dawało mu to nadzieje na przegonienie Widhoelzla w PŚ bowiem ten skoczył 102 metry i odpadł po raz drugi po 1 serii. Hannawald skoczył nieźle - 122 metry to jednak było miejsce z dala od podium. Nasz mistrz z Wisły skoczył jednak genialnie (129,5 metra) i objął prowadzenie o 1,9 pkt. przed Kiuru i 6,8 pkt. co najważniejsze w kontekście konkursu przed Hautamekim. Młodszy z Finów był zdecydowanie pewniejszym skoczkiem niż Kiuru do oddania lepszego skoku. A potrafił naprawdę odlecieć kosmicznie, co pokazywał wielokrotnie będąc w najwyższej formie. W drugiej serii świetnie skoczył będący po 1 serii 28 Rok Benkovic (123,5 metra). Nieźle spisał się Ahonen (119 metrów), jednak prawdziwie daleki skok oddał Romoeren (125,5metra) co premiowało go w awansie w końcowej klasyfikacji zawodów. Z pierwszej dziesiątki dobrze skoczył Schmitt, który w tym okresie łapał formę (124 metry). Tyle samo skoczył jego kolega Uhrmann, ale otrzymał wyższą notę. Tylko 120,5 metra skoczył Miyahira, przez co spadł za Uhrmanna. Ingebrigtsen skoczył aż 126,5 metra. Nie wyprzedził go Hoellwarth, który skoczył cztery metry mniej. Wiecie jak nazywa się podrażniony Hautameki? Dobry Hautameaki. 131 metrów dawało wręcz kosmiczną notę na ten moment. Kiuru na którego nikt nie stawiał nie przeskoczył go, ale 124 metry dały mu pierwsze podium w karierze. Wątpliwości co do tego kto jest debeściak rozwiał skokiem na 132 metr Adam Małysz. Nasz wąsacz wiedział jak robić show i wygrywać z przytupem. Ostatecznie zwyciężył w drugim konkursie w Lahti o 8,1 pkt. przed Hautamekim i o 18.1 pkt. przed Kiuru. Hannawald słabszym skokiem(120,5 metra) spadł na 10 miejsce. Ahonen skończył na 19 miejscu. Przewaga wzrosła do 122 pkt. nad Hannawaldem. Reszta nie miała szans. Planica miała być starciem pomiędzy odwiecznymi rywalami. Tyle że to Małysz był bliższy tryumfu.

Planica to miejsce szczególne. W tym czasie była to zdecydowanie największa skocznia, której rekord był również nieoficjalnym rekordem świata w długości lotu. W przeciwieństwie do poprzednich skoczni Małysz nigdy nie wygrał w Planicy. Hannawald wygrał w na zakończenie sezonu 1999/2000. Kolejnym atutem Hannawalda było to, że Sven to 2x Mistrz Świata w lotach i 2x zdobywca Małej Kuli za loty (1998,2000). Przewaga wielka była tylko w teorii. Małysz gdy był w formie potrafił latać i wygrywać, chociażby w Harachovie przed dwoma laty. Treningi pokazywały że obydwaj zawodnicy są w bardzo dobrej dyspozycji. Ale był jeszcze jeden skoczek. Matti Hautameki. O ile w klasyfikacji generalnej nie mógł już zbyt wiele namieszać, to w pojedynczych zawodach był niesamowicie groźny, szczególnie na lotach. Czołowa dziesiątka oprócz wspomnianych wyżej zawodników, oprócz Martina Hoellwartha i niezłego Liegla, opadła całkowicie z sił. Dlatego grono faworytów było wąskie.
Pierwszy konkurs odbył się w piątek. Były to drugie i ostatnie zawody drużynowe w sezonie. Drużyn było tylko 8: Finlandia, Słowenia, Austria, Japonia, Niemcy, Norwegia, Czechy i Włochy. Polski zabrakło. Ruch ten uważano za słuszny, bowiem oprócz Małysza żaden z Polaków nie był ani w formie, ani nie potrafił latać. Była to tez zagrywka psychologiczna. W Polsce najbardziej przykuwał uwagę występ Hannawalda. Zawody te przyniosły trochę zmian. Nie było Pettersena, który był chory i bez formy. Zastąpił go niezły lotnik Stensrud. W Austriackiej kadrze sensacyjnie nie skakał Hoellwarth, a obok młodziutkiego Morgensterna, Liegla i Widhoelzla znalazł się człowiek pechowiec (to opowieść na inny dzień) Stefan Thurnbichler. W pierwszej serii błysnęli wspomniany Thurnbichler (205,5 metra) i Benkovic (204 metry). Norwegowie tym razem nie zawiedli i skakali świetnie ramię w ramię z Finami. Najbardziej w kadrze Suomi obawiano się formy Janne Ahonena. Ahonen jednak oddał próbę na odległość 201,5 metra. Gorzej od niego spisał się Lindstroem (198,5 metra). Kolejny raz zaskoczył Tami Kiuru (216,5 metra). Najdalej lądował Hautameki (219 metrów). To nie wystarczyło na Norwegów. Trójką świetnych skoczków nie zawiodła (Ingebrigtsen 218,5 metra, Romoeren 217 metrów, Ljokeysoey 208,5 metra). Średnio udany występ zaliczył ten czwarty, solidny Henning Stensrud (187 metrów). Oprócz Thurnbichlera dobrze wypadł Morgi (205,5 metra), to wystarczyło jednak tylko na 5 miejsce przez kolejny katastrofalny skok Widhoelzla (94 metry), a i Liegl się nie popisał 190 metrów. Trzecie miejsce dla Słowenii. Czwarte dla Niemiec. Sam występ Niemców jako drużyny przykuwał w Polsce, ale też po części w Niemczech średnią uwagę, która była skierowana głównie na Svena Hannawalda. Hannawald potwierdził że jest lotnikiem z krwi i kości uzyskując 211,5 metrów. O pechu mogą mówić Japończycy. O ile Kasai (206,5 metra) i Miyahira(201,5 metra) nie zawiedli, to Takano (153,5 metra) i Funaki(122 metry) chluby nie przynieśli. 7 miejsce dla Czech, 8 dla Włochów. Obie nacje nie były jednak nikomu w stanie zagrozić. W drugiej serii, jak i w pierwszej o zwycięstwo walczyli pomiędzy sobą Norwegia i Finlandia. Tym razem górą byli Finowie. Popis dali Hautameki (224 metry) i Lindstroem, który uzyskał najlepszą odległość w konkursie (225,5 metra). Poprawił się też Ahonen (213 metrów). Kiuru skoczył dobrze (205,5 metra). Norwegowie skakali dobrze (Ingebrigtsen 213 metrów, Romoeren 205,metra, Ljokeysoey 207,5 metra), ale żaden z nich nie osiągnął wyniku Lidnstroema czy Hautamekiego, ale za to poprawił się Stensrud (209 metrów). Poprawili się Austriacy. Świetnie skoczył Morgenstern(215 metrów). Liegl skoczył swoje (200 metrów). Thrunbichler skoczył tylko 184,5 metra. Za to Widhoelzl przypomniał sobie że potrafi skakać i skoczył 190 metrów. Niemcy skończyli poza podium, ale znów popisał się Hannawald(212,5 metra) w przeciwieństwie do swoich kolegów. 5 miejsce dla Słowenii w której pozytywnie zaprezentował się Kranjec (210 metrów). 6 miejsce dla Japonii, gdzie tym razem Takano był gorszy od Funakiego. Na ostatnich miejscach Czechy i Włochy.
Sobota miała być ostatecznym starciem Małysza z Hannawaldem. Małysz był jednak w komfortowej sytuacji. Tylko katastrofa mogłaby sprawić że pożegna się z Kryształową Kulą.
Początek pierwszej serii był nudny jak flaki z olejem. Pojawiło się mnóstwo zawodników, którzy zwykle odpadali w kwalifikacjach, lub występowali w Pucharze Kontynentalnym. Karierę zakończył Sylvain Freiholz. Niezbyt udanym występem. Pierwszy ponad 200 metrowy skok oddał....Matti Hautameki startujący z nr 42 (214 metrów) Z czołówki jedynie Martin Hoellwarth nie zepsuł swojego skoku (199 metrów), w przeciwieństwie do Peterki, Ahonena, Kasai i Widhoelzla, którzy odpadli po pierwszej serii. Nie zawiódł Hannawald - 208 metrów to była druga nota. Zmartwienie przeszło szybciej niż zgoda wśród polityków. Małysz skoczył 224,5 metra. Udowodnił tym że w jest w genialnej formie. A Kryształowa Kula będzie jego. Przewaga 14, 1 pkt. nad drugim Hautamekim i trzecim Hannawaldem (różnica 21,3 pkt.) była bardzo duża.
W drugiej serii błysnął 30 zawodnik pierwszej serii Henning Stensrud który uzyskał odległość 203 metrów. Powyżej 200 metrów skoczyli Miyahira (203,5 metra) i Kiuru (201,5 metra). Doskonały niczym mleko które pił odległość uzyskał Lindstroem (216,5 metra). Dało mu to pewne miejsce w dziesiątce. Wyprzedził go dopiero Hoellwarth skacząc 198 metrów. Ten wydawało się średni rezultat dał mu trzecie miejsce, bowiem zrezygnowany Hannawald skoczył tylko 189 metrów. Hautameki jak zwykle powalczył skacząc 221 metrów. Jaka była odpowiedź Małysza? Tym razem zepsuł skok 209,5 metra dało tylko drugie miejsce. Fin więc odniósł pierwsze zwycięstwo w karierze. Małysz mimo drugiego miejsca zdobył Kryształową Kulę co było najważniejsze. Hoellwarth trzeci, a czwarty ten największy przegrany sezonu Sven Hannawald.

Ostatnie zawody w sezonie,to było jedno wielkie święto. Przede wszystkim polskie święto.
W zawodach wzięło udział 31 zawodników. Odpadającym okazał się Peter Zonta. Zawody stały na dużo lepszym poziomie, a skoki powyżej 200 metrów były normą. Po raz kolejny zaimponował Lindstroem ( 218,5 metra). Po nim skakał Morgenstern(214,5 metra),ale lepsze noty sprawiły że był przed Veli-Matim. Następny Kiuru skoczył 212,5 metra, a po nim skaczący Robert Kranjec 215 metrów. Dobrze skoczyli Romoeren( 210,5 metra), Kasai(204,5 metra), Miyahira(209 metrów). Na belce pojawił się po aktualnym trenerze Japończyków Hautameki. Będący w genialnej formie zawodnik był głównym faworytem. A jak się spisał? Genialnie. 231 metrów to było K.O. Nowy rekord skoczni i nieoficjalny rekord świata. Ljoekelsoey skoczył „tylko” 207,5 metra. Peterka będący już totalnie wyczerpany sezonem skoczył zaledwie 174,5 metra. Trzymający wciąż się w czołówce Austriacy Hoellwarth i Liegl nie zawiedli skacząc odpowiednio 212 i 214,5 metra. Ahonen walczący co ciekawe o podium w Generalce skoczył zaledwie 188,5 metra. Widhoelzl skoczył lepiej, ale bez rewelacji (195,5 metra). Hannawald o którym mówiono że jest załamany psychicznie dał bardzo dobrą próbę. 214,5 metra wystarczyło na czwarte miejsce. Małysz tym razem skoczył nieźle. 212,5 metra. To była dopiero 7 pozycja, wspólnie zajmowana z Tamim Kiuru.
Druga seria przyniosła nam ostatni występ w karierze najwybitniejszego włoskiego skoczka, Roberto Cecona. Drugi zawodnik PŚ 1994/1995 i zwycięzca 6 konkursów PŚ oddał skok na odległość 186,5 metra. Nie było to jednak najważniejsze. Liczyło się godne pożegnanie wspaniałego zawodnika,który zawsze dawał z siebie wszystko. Dobry skok oddał Ingebrigtsen(208,5 metra). Lepszym rezultatem pochwalić się mógł 13 po pierwszej serii Noriaki Kasai (213,5 metra). Tyle samo skoczył Miyahira,ale przewaga z pierwszej serii zapewniła mu prowadzenie. Skok zepsuł Hoellwarth (187,5 metra). Małysz skoczył pół metra krócej od Miyahiry i również przez noty stracił do niego 0,4 pkt. Kiuru skoczył 200 metrów i spadł na dalszą lokatę,podobnie jak Liegl(201 metrów). Lindstroem skoczył 211 metrów i spadł za Małysza.
Doskonały skok oddał Hannawald(217 metrów) i na otarcie łez wyprzedził Miyahire i Małysza. Presji nie wytrzymali Kranjec(206,5 metra) i Morgenstern(201,5 metra). Na podium Adamowi nie było dane stanąć. Genialny Hautameki skoczył znów najdalej (224 metry) i wygrał zdecydowanie swój drugi konkurs w sezonie, będący zarazem ostatnim w kalendarzu PŚ. Drugi Hannawald. Trzeci Miyahira, a Małysz czwarty. Było to maleńkie rozczarowanie. Jednak sezon zakończył się genialnie dla Małysza. 2 x Mistrzostwo Świata,Puchar Świata po raz trzeci i to z rzędu. Nie dokonał tego nikt nawet Ś.P Nykanen. TCS dla czwartego w generalce Jane Ahonena. Puchar Narodów dla Austrii(6117 pkt. 2401 punktów przewagi nad Finlandia). Hannawaldowi zabrakło tylko 122 pkt do Małysza,który uzbierał ich 1357( Hannawald uzbierał ich1235). Na pocieszenie pozostała mu największa ilość wygranych w sezonie(6). Trzeci Widhoelzl który doczłapał na trzecim miejscu zdobył 1028 pkt. Czwarty Ahonen 1016 pkt. Dalsze miejsca zajęli. Rewelacja sezonu Florian Liegl. Martin Hoellwarth, mocny szczególnie w pierwszej części sezonu. Powracający po latach chudych Primoz Peterka. Genialny w końcówce Hautameki. Dziesiątkę zamknęli Norwegowie Roar Ljokelsoey i Sigurd Pettersen. Z Polaków punkt
fm08 - Witajcie po dłuższej przerwie. Dziś będzie ostatnia cześć rywalizacji pomiędzy...
  • 11
@fm08: Wspaniała robota, wołaj przy kolejnych artykułach. Z pewnością są tutaj tacy, jak ja, czyli ziomki, które wówczas to oglądały z zapartym tchem i czytanie tak dobrego tekstu ożywia pamięć i emocje ;)
Czytałem z wypiekami na twarzy, liczę na więcej!