Wpis z mikrobloga

Zacząłem się zastanawiać, jaki cel ma Kaczyński w tym, aby składać do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie z art. 212 kk przeciwko dziennikarzom Wyborczej i domagać się ścigania w trybie publicznoskargowym.
Pierwsza i najbardziej oczywista myśl - czyli, że chciałby po prostu, żeby ktoś go wyręczył - wydaje się mało prawdopodobna. Myślę, że jednak Kaczyński ma gdzieś walające się w skarpecie czy materacu 300 zł, żeby opłacić prywatny akt oskarżenia. Postępowanie tutaj zresztą nie jest specjalnie skomplikowane, o czym dalej, więc nie istnieje jakakolwiek potrzeba, by prokuratura się tym zajęła - spokojnie mógłby zrobić to sam.
Druga koncepcja zakłada, że jest to po prostu pomysł na zastraszenie Gazety Wyborczej, że niby prokuratura się zajmie i będziecie mieli kiepsko. Myślę, że tu jest część prawdy, ale nie całość.
Trzeba na wstępie uświadomić sobie, jaka jest logika postępowania karnego w przedmiocie zniesławienia. Odwołując się do znamion czynu zabronionego:

kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności


Oraz do przesłanek wyłączenia odpowiedzialności za zniesławienie:

§ 1. Nie ma przestępstwa określonego w art. 212 § 1, jeżeli zarzut uczyniony niepublicznie jest prawdziwy.

§ 2. Nie popełnia przestępstwa określonego w art. 212 § 1 lub 2, kto publicznie podnosi lub rozgłasza prawdziwy zarzut:

1) dotyczący postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną lub

2) służący obronie społecznie uzasadnionego interesu.

Jeżeli zarzut dotyczy życia prywatnego lub rodzinnego, dowód prawdy może być przeprowadzony tylko wtedy, gdy zarzut ma zapobiec niebezpieczeństwu dla życia lub zdrowia człowieka albo demoralizacji małoletniego.


- wychodzi nam, że w tej sytuacji mamy do czynienia z pewnego rodzaju odwróceniem ciężaru dowodu. Pokrzywdzony (oskarżyciel prywatny) musi jedynie wykazać, że ktoś rozpowszechnił takie informacje, które mogą go poniżyć w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania. To oskarżony musi udowodnić, że te informacje nie dość, że były prawdziwe, to jeszcze, że dotyczyły postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną lub służyły obronie społecznie uzasadnionego interesu.

Sprawa jest jednoznaczna - publikacje "Wyborczej" niewątpliwie naraziły Kaczyńskiego na utratę zaufania. "Wyborcza" powinna zatem się bronić tym, że zarzuty są prawdziwe (bo co do tego, że Kaczyński pełni funkcję publiczną jako poseł, raczej wątpliwości być nie powinno). Innymi słowy, proces z oskarżenia prywatnego byłby banalnie prosty, skoro "Wyborcza" rzekomo kłamie, ponieważ dziennikarze nie potrafiliby wykazać, że publikacje opierały się na prawdzie. Po co zatem tutaj angażować prokuraturę, skoro w myśl tej logiki "Wyborcza" dostarczyła dowodów na domniemane przestępstwo swoich dziennikarzy, publikując słynne "taśmy Kaczyńskiego"?

Jedyne wyjaśnienie, jakie znajduję, to możliwość zlecania stosowania wobec dziennikarzy "Wyborczej" i pośrednio samej redakcji środków przymusu. W normalnym postępowaniu prywatnoskargowym przecież rola organów ścigania ogranicza się do zabezpieczenia materiału dowodowego na żądanie pokrzywdzonego. Materiał dowodowy, jak wskazano powyżej, jest raczej oczywisty - przynajmniej, jeśli chodzi o oskarżyciela. Już sam fakt publikacji prasowej dowodzi przecież tego, iż są pewne podstawy do wniesienia prywatnego aktu oskarżenia, skoro informacje opublikowane w prasie narażają Kaczyńskiego na utratę zaufania społecznego (inna rzecz, czy dziennikarze "Wyborczej" nie wybronią się skutecznie w oparciu o art. 213 kk). Tym samym, Kaczyński mógłby iść do sądu z tym co ma, zamiast angażować prokuraturę. Ale skoro domaga się wszczęcia postępowania z urzędu, oznaczać to może tyle, iż:
1. Liczy na to, że dziennikarze przestraszą się udziału prokuratora w postępowaniu;
2. Za pomocą Ziobry i ręcznego sterowania prokuraturą doprowadzi do paraliżu redakcji.

Mając narzędzia do tego, aby wydawać prokuratorom (i pośrednio Policji) polecenia służbowe, Kaczyński w istocie może doprowadzić do tego, że - w przypadku wszczęcia postępowania z urzędu - prokuratura będzie zlecać kolejne, nic nie wnoszące czynności typu przeszukanie redakcji, zabezpieczenie komputerów itp. tylko po to, by zaszkodzić "Wyborczej". Jedyną granicą jest tutaj wyobraźnia śledczych. Również w tym zakresie, w którym będą sobie zdawać sprawę z tego, iż kiedyś ktoś ruszy wobec nich z postępowaniem karnym z art. 231 Kodeksu karnego.

Nie mówię, że Kaczyński na pewno posunie się do tak plugawych numerów. Ale z całą pewnością może, a jego ostatnie działania rzeczywiście uzasadniają taką obawę.

Przy okazji: akt oskarżenia z 212 kk jest z całą pewnością cwanym posunięciem, niezależnie od tego, czy złoży go sam Kaczyński, czy sterowana przez Ziobrę prokuratura. Gdyby bowiem Kaczyński pozwał "Wyborczą", jak pierwotnie zapowiadał, wówczas miałby na karku proces relacjonowany przez wszystkie media, z publicznym ujawnieniem całej dokumentacji, którą "Wyborcza" dysponuje. A to mogłoby oznaczać, że ktoś nie daj Boże dojdzie do samodzielnych wniosków co do całej afery. Z kolei, proces o zniesławienie z mocy prawa jest niejawny (art. 359 pkt 2 k.p.k.), chyba że sam pokrzywdzony zażąda jawności. Można zatem w trakcie trwania postępowania budować swoją narrację, że "Wyborcza" kłamie, że Kaczyński skrzywdzony i dochodzi jedynie sprawiedliwości, ale aż do czasu wyroku nikt nie będzie w stanie tego zweryfikować.

#bekazpisu #polityka #polska #wyborcza #pis #kaczynski
  • 2