Wpis z mikrobloga

#pilkanozna #gruparatowaniapoziomu
Paweł Wilkowicz o Cruyffie. "Johan i apostołowie"
13.07.2015 10:31 sport.pl
Tekst jest długi, polecam przeczytać go.

W czwartek w wieku 68 lat zmarł Johan Cruyff. Jedna z najwybitniejszych postaci piłki nożnej przegrała walkę z rakiem. "Wszystko wiedzieć lepiej, na wszystkim zarabiać, za nic nie odpowiadać. I jeszcze być kochanym. Bogów futbolu było wielu, ale gdzie znaleźć drugiego, który ma teraz taki raj jak Johan Cruyff?" - pisze o holenderskiej legendzie Paweł Wilkowicz w zbiorczym wydawnictwie "Kopalnia - Sztuka Futbolu".


Piłka nożna straciła jedną ze swoich najwybitniejszych postaci. W wieku 68 lat zmarł Johan Cruyff. Legendarny Holender przegrał walkę z rakiem, o czym poinformowano na oficjalnej stronie internetowej. Zobaczmy co o legendarnym piłkarzu mówią wielcy futbolu, których natchnął swoją postawą na boisku i poza nim.

Fot. MANU FERNANDEZ AP


autor tekstu: Paweł Wilkowicz Możecie go nazywać ojcem piłkarskiej nowoczesności, a on się i tak wysyłania e-maili nie nauczy. Musiałby się najpierw dowiedzieć, gdzie się włącza komputer. Nie wie, od tego są inni. Słyszał, że jest jakiś Factbook, jakiś Twister, ale kompletnie nie rozumie, po co się ludzie w takie rzeczy bawią. On nie ma nawet komórki. Widzi, że się żona wciągnęła w esemesowanie, ale sam nie chce. - Jak ktoś mnie potrzebuje, to i tak mnie znajdzie. Między pracą a odpoczynkiem musi być równowaga, a z komórką to niemożliwe. Poza tym co takiego zdarzyło się wczoraj, czego byś nie mógł załatwić jutro? - pyta. Nigdy nie pozwalał, żeby nadmiar wiedzy i ładu zaburzał mu jasność myślenia. Zdarzało mu się nawet wypisać skład Barcelony z dwunastoma zawodnikami i się nie zorientować. Dla niego "przypadek jest logiczny". "Zanim zrobię błąd, to błędu nie robię". "Zanim podejmę decyzję, jestem przeciw wszystkiemu. Gdy już podejmę, to jestem za". Ja rzucam myśl, wy ją łapcie.

Johan Cruyff jest niczym kwadratura koła. - Johan Cruyff robi rzeczy, które są wyjątkowe, bo robi je Johan Cruyff - mówi bramkarz z Dream Teamu lat 90., były już dyrektor sportowy Barcelony Andoni Zubizarreta. Cruyff nie skończył żadnej szkoły, ale założył własny uniwersytet. Nie zrobił kursu trenerskiego, ale zdobył Puchar Europy. Nigdy nie był w kościele, ale uważa się za bardziej wierzącego niż większość ludzi. Nie wygrał nigdy mistrzostw świata ani Europy, ale wybrano go na europejskiego piłkarza XX wieku. Nie nauczył się mówić po katalońsku, ale od lat jest symbolem katalońskości z wyboru. W ogóle się nie interesował polityką, do dziś nie jest - jak sam mówi - ani lewicowy, ani prawicowy, ale stał się najpierw idolem zbuntowanej młodzieży Beneluksu, a potem antyfrankistów. Prawie nie znał hiszpańskiego, gdy wszedł do szatni Barcelony, ale od razu zaczął ustalać, kto jak ma grać. Dziś, jak przekonuje, nawet myśli już po hiszpańsku, a nie holendersku. Ale Hiszpanie nadal miewają problem, by zrozumieć, co ma na myśli. Choć już jest o niebo lepiej niż w czasach, gdy wszystkie słowa oprócz rzeczowników "kobieta" i "dziewczyna" miały u niego rodzaj męski. Gdy wymyślał własne powiedzonka i gdy "gęsia skórka" zmieniała się u niego w "gęś skórną" (słynne "gallina de piel" zamiast "piel de gallina").

- Dostałem w życiu jeden jedyny dyplom: z pływania - mówi. - Ale czuję, że inni się uczyli z książek już napisanych, a ja z książki niespisanej. Zasad ulicy, biznesu, sportu musiałem doświadczyć na sobie. Musiałem przeżyć rzeczy, których inni nie przeżyli. Mam dar wyobrażania sobie, co się może zdarzyć - tłumaczy. W tym fragmencie o niespisanej książce odnalazłaby się pewnie większość gwiazd pokolenia Cruyffa. W listopadzie 2014 roku minęło 50 lat od chwili, gdy Jopie Cruyff, półsierota, który się wychowywał na stadionie Ajaksu Amsterdam, zadebiutował w pierwszej drużynie. W maju 2014 była inna ważna rocznica: 20 lat od symbolicznego końca jego trenerskiej kariery: klęski Barcelony z Milanem w Lidze Mistrzów. Pracował wprawdzie potem jeszcze dwa lata, ale to już była tylko wojna na wyniszczenie z zarządem klubu, czyje będzie na wierzchu. Uzbierały się więc razem 32 lata spędzone w futbolu na boisku i na ławce trenerskiej. I akurat te 32 lata można liczyć za cały wiek.

To był czas, gdy futbol był dopiero wystrzeliwany na inną orbitę. Rozpadał się świat piłki amatorskiej, świat piłkarzy, którzy zarabiali niewiele więcej albo tyle samo co ich sąsiedzi z robotniczych dzielnic. Powstawało coś nowego, tak szybko, że cały czas było niewiadomą. Powstawało często podczas awantur. Dopiero się rozpędzali i wielcy sponsorzy, i obrotni działacze. A pokolenie Cruyffa i Franza Beckenbauera było ostatnim, które mogło się czuć twórcami i tworzywem. Królikami doświadczalnymi i laborantami. Oni - można doliczyć też siedem lat starszego Pelego, bo w Ameryce Południowej zarabianie na piłce przestało być wstydem dużo wcześniej - byli pierwszym pokoleniem gwiazd futbolu opłacanym tak dobrze, że po skończeniu kariery mogli już nic nie robić. I ostatnim pokoleniem piłkarzy, którzy mogli jeszcze wpływać na kierunek, w którym rakieta futbol poleci, albo z niej wysiąść. Mogli nagle postanowić: pojedźmy do USA i tam spróbujmy zrobić najlepszą ligę świata. Mogli uznać, że już im się nie chce jechać na mundial. I tak uznali przed mundialem w 1978. Cruyff był zmęczony piłką, sławą, kłótniami, niedługo później pierwszy raz zakończył karierę. Beckenbauera już pochłonęło podbijanie USA i był pogniewany z Niemcami po tym, jak go przyłapano na unikaniu podatków. Pele z kolei odrzucił ostatnie prośby o wznowienie kariery i powrót. Podczas mundialu w 1978 odbył tournée po Japonii.

Z nich trzech Cruyff był jedynym, który się wyżywał nie tylko w działaniu, ale i w analizowaniu. Jedynym, który lubił rozmowy o futbolu w ogóle, a nie tylko o sobie - piłkarzu. Zachował temperament wojownika, a nie ambasadora. Nie dał się uczesać. Przed erą Leo Messiego i Cristiano Ronaldo trzy Złote Piłki potrafili zdobyć tylko on i Michel Platini. Francuz, jak Beckenbauer czy Pele, zostawił po sobie po prostu wspomnienia. A Cruyff wspomnienia i myśl. Jeśli go czasem nazywają w Holandii Rembrandtem futbolu - bo Rembrandt spojrzał inaczej na światło, a Johan na piłkę i przestrzeń; bo rodzina Cruyffów pochodziła z dzielnicy Jordaan, gdzie Rembrandt dożył swoich dni - to on był takim mistrzem, który w swoim warsztacie jednocześnie tworzył arcydzieło i poprawiał innych malujących. Kolegów z drużyny, piłkarzy, których trenował, a właściwie wszystkich wokół, cały czas poprawiał. I skłócał, bo wierzył, że konflikt jest najbardziej twórczy. Gniew jest paliwem, na którym można zajechać dalej.

Spiskował i tropił spiski. Bywał brutalny dla szefów i podwładnych. Potrafił się rzucić z pięściami na rywala, ale i kolegę z drużyny, dostawał czerwone kartki i po jednej z nich odmówił zejścia z boiska. To, co tworzył, było tak intensywne, że często po jego odejściu wszystko gasło albo zostawał tylko chaos. Po jego odejściu w 1973 Ajax nie zdobył europejskiego pucharu, póki Cruyff kilkanaście lat później nie wrócił do Amsterdamu jako trener. Po jego odejściu w 1989 Ajax miał dziewięciu szkoleniowców w dwa lata. A Barcelona między 1996 rokiem, gdy został zwolniony z funkcji trenera, a 2003, gdy wrócił w ekipie Joana Laporty jako ideolog i doradca, zdobyła w Europie tylko Puchar Zdobywców Pucharów. Jako piłkarz stał się symbolem futbolu totalnego, którego zresztą wcale z kolegami i trenerem nie nazywali futbolem totalnym. Jako trener - głównym ideologiem tiki-taki, której też wcale w Barcelonie tiki-taką nie nazywali. A teraz jako dyżurny recenzent futbolu strzeże świętej pamięci o tamtych czasach.

Urządził sobie świat, w którym wszystko można zrobić jutro. W którym się wstaje późno, żyje powoli, a do pracy można pójść, ale nie trzeba. "Oto moje biuro" - tymi słowami, siedząc na piłce na boisku, przywitał kiedyś jednego z katalońskich literatów. I właściwie nic się od tego czasu nie zmieniło. Był Cruyff piłkarz, był Cruyff trener, jest Cruyff ideolog, patron czy jak go jeszcze nazwiemy. A biuro to samo.

Choć zwyczajne biura też ma: w Barcelonie, Amsterdamie, biura charytatywnej Fundacji Johana Cruyffa, Instytutu Johana Cruyffa uczącego zarządzania sportem, biznesowego college'u Cruyffa, biura agencji nieruchomości Maplestar i Nuevos Horizontes 2000, biura i sklepy firm Cruyff Sports i Cruyff Classics produkujących ubrania i sprzęt sportowy. Założył je już w latach 70. z jednym z włoskich menedżerów. Ze swojego domu w dzielnicy Bonanova do flagowego sklepu ma 10 minut spaceru z psem ulicami eleganckiej dzielnicy. Nie chowa się przed ludźmi, choć przyznaje, że ich czasem nie zauważa, gdy jest zamyślony podczas tych przechadzek. Za to do metra nie wejdzie. Boi się. Klaustrofobia.

Mówią, że był rewolucjonistą, bo odczytał przestrzeń na boisku na nowo. Być może. On z przestrzenią ma ciągły problem. Za mało jej - źle. Za dużo - jeszcze gorzej. Metro to pół biedy. Największy klaustrofobiczny koszmar Cruyffa to badanie tomografem. Mówi, że nigdy do tej rury nie włoży głowy. Choć szpitale go fascynują. Jak przystało na hipochondryka, który w młodości zamęczał fizjoterapeutę Ajaksu Salo Mullera ciągłymi telefonami o kolejnych kontuzjach i strachach. Kiedyś jego przyjaciel przed operacją wpadł w panikę, czy chirurg na pewno będzie pamiętał, które kolano ma operować. Poprosił: Johan, pójdź ze mną i obserwuj. I tak się zaczęło. Poszedł z jednym znajomym, później z drugim, z Ronaldem Koemanem, gdy ten jeszcze jako piłkarz Barcy dawał kolano pod nóż. Zrobiło się z tego specyficzne hobby. - Widziałem już operacje mózgu, kolan, biodra, kostek - wylicza Cruyff. Mówią, że nawet tuż przed swoją operacją wszczepienia by-passów, po zawale w 1991 roku, pytał kardiochirurga, czy na pewno wie, co ma robić.

Cruyff ma też taki lęk wysokości, że czasem i na drugim piętrze boi się podchodzić do okna. A jadąc wyciągiem w górach, oszukuje się, że jest gdzie indziej, inaczej by zwariował ze strachu. Ale oszukiwać się musi, bo kocha narty. I grę w golfa. Najważniejsze sprawy załatwia przy golfie. Golf go utwierdził w jego nowej obsesji: że przyszłość futbolu to specjalizacja w sztabach szkoleniowych. - W golfie jest osobny trener od drive'a, putta, chipa - wylicza - a w piłce jeden dla ponad 20 piłkarzy. I mówią, że to fenomen. A tak naprawdę to absurd. Ronald Koeman zawsze będzie świetnym trenerem obrońców, ale już napastników lepiej nauczę ja. Trzeba współpracować, tu futbol ma mnóstwo do nadrobienia - przekonuje.

Tym wszystkim nasącza najmłodsze pokolenie swoich apostołów. Tych, którzy za niego siedzą w biurach i zmieniają futbol tak, jak im podpowie. O wyznawców zawsze obsesyjnie zabiegał. Za to o tytuły - nie. Teraz w Ajaksie Amsterdam też jest formalnie tylko członkiem rady nadzorczej, choć wiadomo, że to on tam niedawno wywrócił wszystko do góry nogami. On wykurzył z klubu zawodowych działaczy, a razem z nimi Louisa van Gaala, którego próbowali tam sprowadzić na dyrektora, by obronić swoją władzę. I trzy razy w tygodniu konsultuje się przez telefon z Barcelony ze swoim sztabem w klubie.

Nazywają to w Amsterdamie aksamitną rewolucją, trwa od czterech lat, jest dość zawiła i znakomicie oddaje sposób działania Cruyffa. Zaczęło się to wszystko na dobre od jego felietonu w "De Telegraaf" jesienią 2010 roku. Johan już od dłuższego czasu był poirytowany, że władze Ajaksu przestały słuchać jego rad. Sugerował, że chętnie wytyczy klubowi jakiś kierunek zmian, ale musi mieć do tego swoich ludzi. A że właśnie przestali go też słuchać w Barcelonie, bo Joan Laporta, którego Cruyff był najbliższym doradcą (a Laporta pomagał jego firmom i fundacji zawierać intratne kontrakty), stracił władzę, Cruyff jeszcze mocniej pochylił się nad Ajaksem. I napisał, że obecny Ajax już Ajaksem nie jest. Czytaj: nie jest Ajaksem z czasów Cruyffa, czyli laboratorium dobrego futbolu. "Ten Ajax jest gorszy niż zespół, który zastał Rinus Michels w 1965" - napisał. Ajax stał się zwyczajnym klubem, który gra w piłkę ani ładnie, ani brzydko, szkoli piłkarzy niezłych, ale już nie wybitnych, transfery robi raz dobre, raz złe. Jak na klub, którego piłkarzy nazywają Synami Bożymi (Godenzonen), trochę mało. Tym felietonem Cruyff zaczął debatę, potem zgromadził wokół siebie wyznawców wśród byłych piłkarzy, pchnął do działania kibiców, a oni poszli za nim (zdarzało się, że w 14. minucie meczu - czternastka, z którą grał, jest w Ajaksie numerem zastrzeżonym - wszyscy wstawali i dawali wyraz temu, że są z Cruyffem, a nie z władzami klubu). Krótko mówiąc, rozbujał już i tak rozchybotaną łódź do granic możliwości. Działacze, których pozycję Cruyff osłabiał od dawna, poszli na ustępstwa. Powołana już w 2008 roku komisja do spraw przyszłości klubu sporządziła raport, wszyscy święci w klubie zebrali się, by nad raportem debatować. A w dniu tej debaty Cruyff, tak się złożyło, akurat był w Amsterdamie, akurat przejeżdżał obok stadionu Ajaksu i akurat wpadł na zebranie. A wyszedł z niego jako wódz odnowy, specjalny komisarz do spraw przebudowy klubu. Do spraw przywrócenia blasku akademii Ajaksu, przywrócenia stylu drużynie i tak dalej. A to wszystko pod hasłem: zwróćmy futbol piłkarzom, odbierzmy go zawodowym działaczom i biznesmenom.

- Futbol nie może być dla biznesmenów. Nie jestem elektrykiem, więc nie zabieram się za naprawianie światła - tłumaczył. Po to Instytut Cruyffa edukuje sportowców w zarządzaniu i biznesie, by to oni przejmowali władzę nad sportem. I Cruyff dopilnował, żeby Ajax był sztandarem tego pomysłu, żeby władzę objęli zapatrzeni w niego byli piłkarze tego klubu. Wim Jonk został dyrektorem akademii. Dennis Bergkamp łącznikiem między akademią a pierwszą drużyną i jej trenerem Frankiem de Boerem. Dyrektorem jest Marc Overmars zwany Marco Netto, bo ogląda każde euro, klub przestał wydawać duże pieniądze na transfery i odłożył potężny zapas gotówki. Dyrektorem do spraw marketingu został Edwin van der Sar. W klubie pracują jeszcze m.in. Richard Witschge, Bryan Roy, John Bosman, Jaap Stam. A projekt odnowy szkolenia, zwany Planem Cruyffa, napisał Ruben Jongkind, czyli były triatlonista, specjalista od zarządzania sportem. W akademii Ajaksu oprócz trenerów prowadzących każdą drużynę są też trenerzy specjaliści uczący gry na danych pozycjach: Stam, Roy, Witschge, Ronald de Boer. A zajęcia ogólnorozwojowe prowadzą np. mistrz Europy w biegu na 800 m Bram Som, Guillaume Elmont, czyli były mistrz świata w judo, były dobry skoczek o tyczce Christian Tamminga. Ajax ma być fabryką dóbr luksusowych, która swoich większych konkurentów pokona precyzją i innowacyjnością. Tak jak było w czasach Cruyffa, gdy banda utalentowanych amsterdamskich cwaniaków pod wodzą Rinusa Michelsa zadawała sobie ciągle to samo pytanie: dlaczego mamy coś robić tak jak wszyscy, może jest inny sposób? Eksperymentowali z taktyką, z przygotowaniem fizycznym, z podkręcaniem piłki, podawaniem jej zewnętrzną częścią stopy. Biograf Cruyffa Nico Scheepmaker nazywa Johana pierwszym na świecie czworonożnym piłkarzem, bo jako jeden z pierwszych, i to tak dobrze, opanował podawanie piłki zewnętrzną częścią obu stóp.

O obecnej akademii Ajaksu David Winner w książce "Stillness and Speed", biografii Dennisa Bergkampa, napisał, że jej celem według planu Cruyffa jest, najprościej mówiąc, wyprodukowanie jak najwięcej Dennisów Bergkampów. Choć Cruyff często zarzucał Bergkampowi, że nie wykorzystał talentu do końca, bo uciekał od odpowiedzialności. Ciekawe, że to samo o Cruyffie mówił Rinus Michels.

Kiedy Cruyff napisał swój felieton i ruszyło domino w klubie, Ajax wygrywa ligę co roku, a wcześniej nie wygrał jej przez siedem lat. Największy jednak kryzys miał miejsce poza boiskiem, ale też został zażegnany: kontratak ajaksowych antycruyffistów, którzy przeforsowali na stanowisko dyrektora sportowego Louisa van Gaala. Nie znosi się on nie tylko z Cruyffem, ale i z Bergkampem, więc to było jak podpalenie lontu przez opozycję. Sprawa skończyła się w 2011 przed sądem, który nominację uchylił, uznając ją za prawnie wadliwą. I w ten sposób drogi dwóch trenerów, którzy kiedyś byli sobą zafascynowani, rozeszły się już chyba bezpowrotnie.

Van Gaal mieszkał kiedyś niedaleko Cruyffa we wschodnim Amsterdamie, dorastał, podpatrując treningi wielkiego Ajaksu Rinusa Michelsa, terminował u Cruyffa trenera, bywał u Cruyffów przy świątecznym stole, nawet gdy mieszkali już w Barcelonie. Czuł się spadkobiercą tego wszystkiego, co stworzyli Michels i Cruyff. Ale chciał popchnąć to jeszcze dalej, dać temu wszystkiemu strukturę, wyrysować, kontrolować. I może nie wyczuł w porę, że jego mistrz ani tego nie potrzebuje, ani nie docenia. Rembrandt-Cruyff swoich uczniów inspirował i poprawiał. Van Gaal im wszystko szkicował i pilnował, żeby malowali tylko po jego liniach. Cruyff otaczał się piłkarzami artystami i potrafił ich doceniać, dopieszczać. Van Gaal artystów pilnował szczególnie, by się nie lenili kosztem wyrobników. Najprościej mówiąc, van Gaal jest spiętym Cruyffem. I nie potrafi zrozumieć, dlaczego cokolwiek stworzył Cruyff, było kochane, a to, co on - tylko podziwiane. Do tego ośmielił się mieć sukcesy, co dla Cruyffa może być najtrudniejsze do przyjęcia. Mają wielu wspólnych uczniów, którzy wcale nie chcą wybierać między jednym a drugim, widzą więcej podobieństw niż różnic: taki jest Pep Guardiola, a zwłaszcza Frank de Boer. Ale sami Cruyff i van Gaal pogodzić się nie są w stanie. Cruyff ostatnie mundialowe sukcesy Holandii van Gaala recenzował przez zaciśnięte zęby.

Cruyff, kiedy się upewnił, że van Gaal nie wejdzie mu w szkodę w Amsterdamie, odjechał z powrotem do siebie, zostawiając Ajax swoim uczniom. Nie chciał żadnego tytułu poza miejscem w radzie nadzorczej. Tytuły oznaczałyby odpowiedzialność, a on już nie zamierza jej brać na siebie. Tytuły oznaczałyby przeniesienie się do Amsterdamu, a on nie ma zamiaru ruszać się na dłużej z barcelońskiego domu, zostawiać rodziny.

46 lat małżeństwa z Danny, córką jubilera i handlarza diamentami z Amsterdamu, trójka dzieci, ośmioro wnuków - to jest jego forteca. W niej rodzina zawsze wygrywała z futbolem. Skłócony z Johanem starszy brat Henny mówi nawet, że Danny to "największe nieszczęście holenderskiego sportu, bo gdyby Johan miał normalną piłkarską żonę, to Holandia z palcem w nosie byłaby dwa razy mistrzem świata". Ale Henny wiele mówi, a sam sobie ani kariery na boisku, ani życia poza nim nie mógł ułożyć.


Henny ma żal do Danny, że zawładnęła młodszym bratem. Ale jeszcze większy miał do jej ojca Cora Costera, który był menedżerem Johana, od kiedy ten skończył 17 lat. - A tobie kto pomaga, dziecko? - zapytał wtedy Coster narzeczonego córki. - Mnie nie pomaga nikt - odpowiedział Johan, który odciążał matkę, dorabiając sprzedawaniem gazet. - To ja ci pomogę - odparł Coster i od tej pory razem doprowadzali do szału działaczy Ajaksu. Menedżerowie byli wtedy jeszcze wyklęci w futbolu. W Ajaksie z Costerem w ogóle nie chcieli rozmawiać. Monachijczyka Roberta Schwana, agenta ubezpieczeniowego i działacza Bayernu, który w tym samym 1964 roku brał pod opiekę 19-letniego Franza Beckenbauera, niemieckie gazety nazywały judaszem. Ale to oni wygrali tę walkę, stali się jednymi z pierwszych powojennych agentów piłkarskich (w międzywojniu FIFA zakazała takiej działalności), uczyli - nie tylko swoich klientów, ale i ich kolegów klubowych i reprezentacyjnych - jak nie dać sobie w kaszę dmuchać w negocjacjach z działaczami i wchodzącymi do piłki sponsorami. Uczyli ich też chciwości. - Pamiętam, jak przed meczem Polski z Holandią w Chorzowie w 1975, przed tym, który wygraliśmy 4:1, Cruyff dotarł na trening jako jeden z ostatnich, z menedżerem. I dziennikarzom, którzy go wtedy prosili o wywiad, Coster przedstawił cennik takich rozmów - wspomina Andrzej Strejlau, wówczas asystent Kazimierza Górskiego. - A przed rewanżem w Amsterdamie żony naszych piłkarzy pojechały zwiedzić szlifiernię diamentów Costera. Kazio nie był specjalnie za tym
N.....a - #pilkanozna #gruparatowaniapoziomu 
Paweł Wilkowicz o Cruyffie. "Johan i a...

źródło: comment_vRoAZ49JTs97WW8qTAHWs3ePSjIzZIVt.jpg

Pobierz
  • 3
@NowyJa:

A najgorsze, że zwykle wychodzi na jego. Już się wydawało kilka lat temu, że się nieodwracalnie rozminął z czasem, że będzie coraz bardziej dziwaczeć gdzieś na poboczach futbolu. I wtedy znów wybuchła piękna gra. Jak z jego ideałów, z jego uczniami w rolach głównych. Futbolem zaczęła rządzić Barcelona, reprezentacja Hiszpanii, Holandia wróciła po latach do finału mundialu, podbił świat Guardiola. A Cruyff wyrósł na świętego patrona tego wszystkiego. Na kłótliwego,