Wpis z mikrobloga

#plk #koszykowka #sport #anwilwloclawek

Ostatni wpis w tym sezonie, może jakiś postronny kibic doczyta do końca. Czemuż to złoto Anwilu jest bardziej wyjątkowe niż 2 poprzednie? A no bo wszystko szło nie tak:

Kontuzje świeże:

Sobin - ostoja defensywy, prawdopodobnie jeden z najlepszych obrońców pod koszem działających w systemie (a nie 1:1) w PLK patrząc historycznie, prawdopodobnie jeden z najmądrzejszych centrów w historii PLK, śpiewający "mój jest ten kawałek podłogi" podczas time-out'ów razem z kibicami, przesiedział całe play-offs na ławce
Ignerski - gość który awaryjnie wrócił do koszykówki po 3 latach rozbratu z basketem, będący w półfinale kluczową postacią Anwilu. Większość finału przełaził o kulach po zerwaniu więzadeł - ograniczając rotację wysokich do minimum. KAŻDY w tej lidze miałby przewagę centymetrów i masy pod koszem nad Anwilem, a co dopiero pretendenci do medali

Transfery out:
Kostrzewski, Markovic i Mihailovic mimo przebłysków zostali około lutego pożegnani. To duża przebudowa na tamtym etapie

Transfery in:
Almeida - MVP finałów, któremu mówiono że takich PO jak w zeszłym sezonie (też MVP) nie ma szans powtórzyć. W zimę miał kontuzję grając w Estonii, która wykluczyła go na 3 miesiące i powątpiewano czy w ogóle wróci na parkiet w tym roku. W PO grał otejpowany z 3 różnymi mikrourazami. Nie trenował chyba od połowy maja
Czyż - po 2 letnim leczeniu kolan i rozbracie z koszykówką (w ogóle nie grał), nie dał może jakości ale dał serce, waleczność i kilka minut odpoczynku dla reszty

Kontuzje w trakcie sezonu:
Łączyński - pierwsza część sezonu grana z kontuzją, ograniczenie roli do asyst (bez wjazdów i rzutów), po zabiegu w zimę bez formy strzeleckiej, w G7 trafia 3 trójki, 5/6 z gry i w samej tylko serii finałowej drugi raz nie dokańcza meczu przez kontuzję. Ale jako kapitan obcina siatkę
Wadowski - złamana kość jarzmowa, grał w masce do końca sezonu, gość wręcz niechciany w Koszalinie był momentami drugim rozgrywającym mistrzowskiego zespołu
Michalak - przychodził z łatką strzelca, przeciążeniowa kontuzja piszczeli w marcu-kwietniu, wrócił bez rzutu i pewności, dał obronę, walkę i wielkie serce
Lichodej - chyba największy pechowiec, miał z 4 różne kontuzje, w G7 najlepszy strzelec meczu grając wbrew lekarzom na własne życzenie po naderwaniu jakiegoś mięśnia w łydce
Szewczyk - w tym sezonie szczęśliwie, ale w zeszłym (w połowie) wróżono mu koniec kariery po poważnej kontuzji łokcia W finałach gość 37 lat był jedynym centrem mistrza, dawał z siebie wszystko i był jednym z wyróżniających graczy

Zdrowi:
Broussard - człog mimo że obwodowy, łatał dziury gdzie się da
Simon - prawdziwy MVP - stabilny jeśli nie miał problemów z faulami
Zyskowski - z koślawym rzutem, poza reprezentacją, ratuje kilka meczów mistrza swoją ekwilibrystyką

Mieliśmy 3 zawodników. Reszta albo poza składem, albo grająca na jednej nodze.

No to czemu mistrz:
- nikt nie narzekał - team spirit
- mądrzy zawodnicy - każdy wiedział po co tu jest i co chce osiągnąć
- mądry trener - każda kolejna kontuzja zostawała przekuwana w POMYSŁ. Każdy problem rodził szansę, jak się okazuje wykorzystaną.
- wsparcie z zewnątrz (kibice) - szaleństwo

Powiadam Wam - nigdy nie było takiego mistrza co można o nim książkę napisać. Ten sezon to było pasmo wtop i pecha. W najważniejszych meczach ci co byli chorzy nie narzekali, ci co byli zdrowi zrobili to co powinni, a merytorycznie/taktycznie nasz trenejro ustawił się nie jeden, a dwa poziomy wyżej od reszty.

Dziękuję dobranoc :)
  • 6