Wpis z mikrobloga

"Dzieci były przypinane do krzesła elektrycznego". Tam Kościół prowadził szkoły, w których stosowano tortury
Pierwsze skojarzenia z Kanadą? Zaśnieżone górskie szczyty, wodospad Niagara, syrop klonowy, hokej, "Ania z Zielonego Wzgórza". Kraj z liściem klonu na fladze ma jednak za sobą kawał brutalnej i wciąż świeżej historii, która niedawno wyszła na jaw.
– Kolonizatorzy, a potem władze kanadyjskie, miały pomysł na całkowitą akulturację i wynarodowienie rdzennych mieszkańców. Nie mieli za to pieniędzy na prowadzenie wojny i podbijanie militarne tych ziem, więc postanowili opleść Kanadę siecią szkół z internatem. Miały one wychować "nowego Kanadyjczyka" – mówi w rozmowie z naTemat Joanna Gierak-Onoszko, autorka książkowego reportażu "27 śmierci Toby'ego Obeda".

Pisarka przeprowadziła się do Kanady na dwa lata. Zbierała tam materiał do reportażu, który totalnie niszczy nasze wyobrażenie o tym kraju. I nie tylko. Rozmawiamy o trudnej i okrutnej historii kolonizacji, o tym, kto i w jaki sposób doprowadził do zbrodni na rdzennej ludności Kanady i o tym, co obecny rząd z tym zrobił. O reszcie przeczytacie w książce.
Skutki kolonizacji na całym świecie były podobne i prowadziły do masowej eksterminacji rdzennej ludności. Przynajmniej ze słyszenia wiemy, jak to wyglądało w Ameryce Środkowej i Południowej, na terenach Stanów Zjednoczonych czy w Australii. Jednak mało kto zastanawiał się nad Kanadą - przecież ona też powstała na czyichś ziemiach. Dlaczego o tym się do tej pory w ogóle nie mówiło?

Wynika to przede wszystkim z naszej europocentrycznej perspektywy i z tego, że mało się interesujemy tym, co dzieje za miedzą. Dlaczego tak mało wiemy o przeszłości Kanady? Myślę, że w dużej mierze z własnej niechęci do dowiadywania się o rzeczach wstrząsających. Tymczasem Kanada dokonała rachunku sumienia, nie tylko swojego, i coraz głośniej zaczyna o tym wreszcie mówić.

Z historii wiemy, że kolonizacja w różnych rejonach świata była brutalna, stosowano podobne mechanizmy. Kanada nie jest jedynym krajem, na którego terenie doszło do tak okrutnych wynaturzeń i zbrodni - zbrodni głównie na dzieciach. Jest jednak jedynym krajem, który mówi o tym otwarcie i który za swoje i nieswoje grzechy przeprasza.

Dla polskiego czytelnika szokujące jest to, że do takich strasznych rzeczy dochodziło w Kanadzie, uznawaną za krainę mlekiem i miodem płynącą, pachnącą żywicą ziemią obiecaną. Tymczasem jest to kraj bardzo prawdziwy, wielowymiarowy, który ma też swoje ciemne strony. Współcześnie, oprócz tego, że Kanadyjczycy są mistrzami w wielu dyscyplinach sportowych, są również mistrzami w opowiadaniu swojej historii, odkrywaniu prawdy i braniu za nią odpowiedzialności.

Jak zatem wygląda ta mroczna strona Kanady? Jakich haniebnych czynów dopuściła się na rdzennych mieszkańcach?

Raport, który pozwolił poznać skalę tych wszystkich zbrodni, powstał dopiero w 2015 roku. Przygotowała go powołana przez rząd Komisja Prawdy i Pojednania. Od tego czasu wiemy w pełni o tym, co się wydarzyło.

Kolonizatorzy, a potem władze kanadyjskie, miały pomysł na całkowitą akulturację i wynarodowienie rdzennych mieszkańców. Nie mieli za to pieniędzy na prowadzenie wojny i podbijanie militarne tych ziem, więc postanowili opleść Kanadę siecią szkół z internatem. Miały one wychować "nowego Kanadyjczyka".

To był przykład eugeniki i inżynierii społecznej na usługach i państwa i religii. Architektami systemu były kanadyjskie władze, ale szkoły w przeważającej większości były zarządzane przez Kościół - przede wszystkim katolicki, ale i po części przez protestancki.
I kiedy to miało miejsce?

Szkoły zaczęły najszybciej powstawać w drugiej połowie XIX wieku. Ostatnia została zamknięta dopiero w 1996 roku. Wiemy, że przez te placówki przeszło 150 tysięcy dzieci.

Szkoły były obowiązkowe, a zamykane w nich dzieci były odbierane rodzicom w wieku ok. 10 lat. Nie można się było odwołać, nie można było dziecka do takiej szkoły nie posłać. Przyjeżdżała policja i przedstawiciele Kościoła i często przemocą wyrywali dzieci z rąk rodziców.
Dzieci, które trafiały do takich szkół, miały zakaz używania swoich rodzimych języków. Były przymuszane do pracy, często ponad swoje siły. To nie były izolowane przypadki nadużyć, ale dobrze zorganizowany system.

Gorliwie wymazywano też ich kulturę i tożsamość, katechizowano je, a także uczono, że ich rodzice są "brudnymi dzikusami". Zaczynały nienawidzić nie tylko mamy i taty, ale i tego, kim one są. Tak, by nowy Kanadyjczyk był oderwany od rdzennej kultury.


Wiemy też, że ten straszny eksperyment się nie powiódł. Szkoły przyniosły dużo więcej szkody, niż pożytku. Wychowały całe pokolenia niesamowicie okaleczonych i skrzywdzonych ludzi. Uruchomiły także spiralę przemocy i różnych społecznych patologii, z którymi Kanada cały czas się mierzy.

Co ważne, współcześni mówią, że nie jest to problem rdzennych, ale wszystkich Kanadyjczyków, kwestia kanadyjska.

Szokujące jest to, że ten cały proceder miał miejsce kilkaset lat po wielkich kolonizacjach europejskich. W czasach, można by powiedzieć, bardziej "cywilizowanych". Dlaczego wprowadzano ten system dopiero w XIX wieku?

Wszystko zaczęło się od pokojowego współistnienia. Osadnicy z Europy nie poradziliby sobie w surowym kanadyjskim klimacie, gdyby nie tamtejsi mieszkańcy. Tu warto zaznaczyć, że w Europie niestety nadal mówimy na nich "Indianie", ale ta nazwa jest nieprawidłowa i krzywdząca. Kanadyjczycy nazywają ich Pierwszymi Narodami, czyli gospodarzami tych ziem. To zupełne odwrócenie języka i narracji.

Przedstawiciele Pierwszych Narodów pomagali i wspierali przybyszów ze Starego Kontynentu. Obie strony prowadziły bardzo korzystną dla obu stron wymianę handlową. Europejczycy importowali drewno i futra, a rdzenni bogacili się zyskując np. dostęp do broni palnej. Współpraca była owocna, ale powstała na fundamentalnym nieporozumieniu.

Rdzenni uważali, że użyczają terenu, tak jakby robili miejsce nowo przybyłym. Europejczycy byli za to przekonani, że te ziemie kupują na własność. Zaczęli zawłaszczać tereny i to pokojowe współistnienie przerodziło się w otwartą agresję. Rdzenni zostali odcięci od wody, łowisk, terenów rolnych i zamknięci w rezerwatach, w których głodowali. Zostali w brutalny sposób zepchnięci na margines kanadyjskiego społeczeństwa.
Potomkowie Pierwszych Narodów żyją nadal w Kanadzie?

Oczywiście, rdzenni mieszkańcy przetrwali, nadal tam są. Mówi się, że Kanada jest pierwszym państwem post-narodowym, Jest zlepkiem ludzi pochodzących ze wszystkim stron świata, występuje tam wielokulturowa mozaika, a koncepcja jednolitego narodu nie funkcjonuje.

Rdzenni mieszkańcy tej mozaiki stanowią zaledwie ok. 5 procent. Pozostali to imigranci albo potomkowie imigrantów. Warto jednak powiedzieć, że rdzenni mieszkańcy są najszybciej rosnąco demograficznie grupą etniczną.

Czyli można powiedzieć, że odradzają się z popiołów. A wiadomo ile liczyła ta społeczność przed kolonizacją?

Szacunki są bardzo różne i trudno to zmierzyć. Przypuszcza się, że ich populacja została zredukowana dziesięciokrotnie.

Kolejna rzecz, która może szokować, to kadra prowadząca internaty. Były prowadzone przez sadystycznych księży i zakonnice. Stworzyli dzieciom istne piekło na ziemi.
Kanadyjskie władze nie miały personelu do wychowywania posłusznych obywateli. To był kraj w budowie i nie było tam wykształconej kadry, która mogłaby zarządzać tak dużym obszarem.

Zakasano tam rękawy sutann i habitów, ponieważ Kościół katolicki, ale i protestancki, widział tam ogromną korzyść dla siebie. Chciał nieść dobrą nowinę ludziom, którzy tego w ogóle nie oczekiwali. To był projekt nie tylko cywilizacyjny, ale również i duchowy. W Kanadzie był rząd dusz, które trzeba było zbawić, często wbrew ich woli.
cały wywiad jest tu: https://natemat.pl/278507,zbrodnia-kanady-kosciol-prowadzil-szkoly-przypominajace-obozy-dla-dzieci
#katolicyzm #protestantyzm #chrzescijanstwo #ciekawostkihistoryczne #kanada #swiat #religia #ksiazki #patologia #neuropa #edukacja
robert5502 - "Dzieci były przypinane do krzesła elektrycznego". Tam Kościół prowadził...

źródło: comment_x8Qtd8EhaiPO5WX3r4G9QJa8pcIU2ed7.jpg

Pobierz
  • 5
@r3pr3z3nt: i juz mamy: Argumentum ad personam – pozamerytoryczny sposób argumentowania, w którym dyskutant porzuca właściwy spór i zaczyna opisywać faktyczne lub rzekome cechy swego przeciwnika. W ten sposób unika stwierdzenia, że jego racjonalne argumenty zostały wyczerpane, a jednocześnie sugeruje audytorium, że poglądy oponenta są fałszywe. Dodatkowo obrażanie oponenta ma na celu wyprowadzenie go z równowagi, tak by utrudnić mu adekwatne reagowanie na przedstawiane argumenty.

Przykłady:
Doprawdy pojąć nie mogę, jak