Wpis z mikrobloga

Czy zastanawiamy się, skąd biorą się ubrania, które nosimy?

Mój ostatni post o Primarku wywołał falę różnorodnych komentarzy - od krytyki fast fashion, przez komentarze na temat jakości ubrań od brytyjskiego giganta, po standardowe wypokowe 'nie zesraj się', zarzucanie mi gretyzowania i wskazywanie na to, że zmiana nawyków odzieżowych pojedynczych osób i tak nic nie zmieni. Gdy odsiewałam kilka najbardziej pomarańczek wściekłych, w #!$%@? agresywnych na #czarnolisto, natrafiłam również na kilka komentarzy pod tytułem (pisownia oryginalna):

#!$%@? mnie obchodzi skąd to jest i kto to robił. Jedyne czym się sugeruję to cena i tyle. nara

#!$%@? mnie obchodzą jakieś dzieci w bangladeszu czy innym azjatyckim #!$%@?

Akurat los ludzi w Bangladeszu i Indiach jest mi jak najbardziej obojętny. A wręcz powinno się ich zbombardować za zatruwanie środowiska i podejście do tego


I w pewnym sensie jestem w stanie je zrozumieć - bo ciężko przejąć się krzywdą, która nas bezpośrednio nie dotyczy i jest tylko jedną z wielu złych wiadomości, jakie i tak słyszymy codziennie ze świata. Warto jednak pamiętać, że są to problemy, które po transformacjach lat 90. zostały właściwie outsourcowane do innej części globu - a to, że obecnie mamy luksus nie oglądania różnych procederów na własne oczy, nie oznacza, że jeszcze do niedawna podobne rzeczy nie działy się i u nas - a niektóre z dość dużą dozą pewności dzieją się tutaj nadal.

'Aleja Włókniarek' Marty Madejskiej to przekrój historii polskich 'mill girls' od końca XIX wieku aż do czasów transformacji, w których zamkniętych została większość dużych polskich zakładów włókienniczych. Choć włókniarki przybywały do Łodzi z różnych części Polski, często dzieliły podobną historię - młode dziewczyny, przybyłe ze wsi do miasta, które zaczynały pracę w wieku kilkunastu lat (często fałszując swoją metrykę), a których życie od tej pory było naznaczone codzienną, wielogodzinną pracą w okrutnie wymagających warunkach. Opłacane znacznie gorzej, niż mężczyźni pracujący w biznesie tekstylnym, bez prawa do odpoczynku po urodzeniu dziecka (lub wyrzucane z pracy w chwili zgłoszenia ciąży) i bez emerytury. Głodne, atakowane, molestowane i gwałcone przez nadzorujących je inspektorów, wyniszczone przez pracę wśród wibracji, wilgoci i pyłów, po wielu partyzancko przeprowadzonych aborcjach, pracujące to na bogactwo bawełnianych baronów, a innym razem na 'dumę i chwałę' robotniczej Polski. Minęło kilkadziesiąt lat - zakłady włókiennicze zostały sprywatyzowane, ich majątek wyprzedany - a świadomość o historii polskich włókniarek wszędzie poza Łodzią jest raczej niewielka. O strajkach górniczych lub w stoczniach uczyłam się w szkole - o tych w zakładach włókienniczych nie słyszałam nic. Może dlatego, że - jak pisze autorka - strajki 'o chleb i kaszankę' zamiast o 'godność i politykę' aż tak się w programach szkolnych nie zapisały - choć jedno się przecież nieodłącznie z drugim wiąże. Polecam wszystkim, którzy chcą dowiedzieć się więcej o przemysłowej historii Polski - tym, którzy z racji wieku nie pamiętają przemian ustrojowych i chcą zrozumieć, co stało się z fabrykami, którymi stała włókiennicza Łódź jeszcze pod koniec zeszłego stulecia. Poleciłabym ją również wielu osobom komentującym mój poprzedni wpis - bo zwyczajnie uczy czytelników szacunku do pracy, jaka została włożona w wytworzenie części garderoby, które mamy w swojej szafie.

#!$%@?ąc od książki - temat szybkiej mody, etyki ubioru, cyklu życia ubrania i circular economy zaczyna coraz bardziej pojawiać się w świadomości konsumentów - co mnie bardzo cieszy, bo produkcja ubrań niesie za sobą ogromne koszty ekologiczne - a to, że ich nie widzimy, nie oznacza, że na nas nie dotyczą - ani że ich nie powodujemy. Patrząc na to, jak rozwinęło się postrzeganie - i praktykowanie - weganizmu, mam nadzieję, że podobnie wybije się nurt etycznej mody, a obciachem, zamiast kupowania w second-handach, stanie się wypełnianie swojej szafy pięćdziesiątą koszulką z Zary. Że normą stanie się zwracanie uwagi na jakość materiału, z jakiego wykonana jest dana rzecz, naprawianie jej, oddawanie znajomym, wystawianie na vinted, przerabianie na coś innego. Bo mimo wszystko najbardziej zrównoważona para butów to ta, jaką mamy teraz na nogach - nawet, gdyby pochodziła z Primarka.

------

---> więcej moich przemyśleń na temat różnych książek niebeletrystycznych pod tagiem #nonfiction

#ksiazka #ksiazki #czytajzwykopem #reportaz #moda #modadamska #lodz i może nikt się nie obrazi za #gruparatowaniapoziomu
Pobierz S.....n - Czy zastanawiamy się, skąd biorą się ubrania, które nosimy?

Mój ostatni ...
źródło: comment_15810982919DATvdPqqgKhD7xhNqJHhP.jpg
  • 5
Akurat los ludzi w Bangladeszu i Indiach jest mi jak najbardziej obojętny. A wręcz powinno się ich zbombardować za zatruwanie środowiska i podejście do tego


@Snuffkin:
1. Wyoutsourcuj produkcję do kraju bez norm ochrony środowiska, bez bhp, bez prawa pracy.
2. Udawaj że nie widzisz tego syfu na miejscu a najlepiej że w życiu tam nie byłeś, zakład znalazłeś w guglu a umowę negocjowałeś przez skajpa.
3. Bombarduj Bangladesz za zatruwanie