Wpis z mikrobloga

W ŚRODKU TRANSPORTU
Sławomir Mrożek

Tak, tego się spodziewałem, tego się bałem, to musiało się stać. Staruszka miała lat sto, czy tylko osiemdziesiąt, wszystko jedno – nie zaliczała się do osób, które mimo podeszłego wieku dość mają sił i zdrowia nie tylko żeby żyć, ale jeszcze żeby upominać się o prawo do życia. Zatrzymała się tuż przede mną i naprawdę słaba była i chora, chora ze starości i pewnie na dodatek na jakąś chorobę, zbyt słaba, żeby spojrzeć na mnie wzrokiem pełnym oburzenia, wyrzutu bodaj. Raz tylko na mnie popatrzyła, ale pokornie, z niepewną i nieśmiałą prośbą, a widząc, że bez skutku – zawstydziła się, jak gdyby zażądawszy prawa, które jej nie przysługuje, jak gdyby przepraszając za bezczelność, i już tylko wpatrywała się w podłogę, a może w swoje własne wewnętrzne nieszczęście.
Stała nie tyle przede mną, ile nade mną, bo ja siedziałem wygodnie, młody i rumiany człowiek, i co gorsza, z rakietą tenisową na kolanach, co wskazywało, że byłem zdrowszy i silniejszy nawet od wielu ludzi w moim młodym wieku, nie wszyscy przecież uprawiają sport. Mój biały strój, niezwykły o tej porze i w tym autobusie wypchanym szarymi ludźmi, świadczył, że jestem wolny od codziennej, niewolniczej pracy i bez troski o źródła utrzymania. Jeżeli ktokolwiek powinien ustąpić jej miejsca – tym kimś byłem przede wszystkim ja.
Może dlatego właśnie nikt inny się nie pokwapił. Woleli skazać mnie na swoje powszechne oburzenie, na pręgierz swoich nienawistnych (jakże słusznie nienawistnych) spojrzeń, woleli swoje prawo do świętego na mnie oburzenia i swoje zadowolenie z egzekwowania tego prawa, niż ulżyć staruszkowej doli. Gdyby któryś z nich wolał miłosierdzie i solidarność – pozwoliłby staruszce usiąść, ale wtedy właśnie osłabłoby to podniecające napięcie publicznego oskarżenia, któremu byłem poddany. Incydent byłby zażegnany niejako. A właśnie owej rozkoszy – rozkoszy słusznego oskarżenia, słusznego gniewu – nie chcieli się wyrzec. Ten gniew był ich nieoczekiwanym świętem, ich luksusem w pustej biedzie powszedniego autobusu. Krzepki, sprawiedliwy gniew ich wypełnił za moją przyczyną, a jeszcze przed chwilą – półdrzemiąc – nie mieli pojęcia, czym by tu siebie wypełnić, szukali czegoś w sobie niemrawo i bez nadziei. Cóż za niespodziewana łaska, podarunek losu. Dlaczegóż by więc mieli się jej wyrzekać?
– Byle tylko nie skonała, zanim wysiądzie z autobusu – modliłem się udając, że obserwuję ruch uliczny i fasady kamienic, co mi pozwalało nie dostrzegać niby jej obecności ani obecności innych pasażerów. Wtedy bym się już w ogóle z tego nie wykręcił, pobiliby mnie na pewno, a kto wie, może i przed sąd powlekli? Społeczeństwo lubi uprawiać publicznie cnoty. „Skazany za współpracę ze zgonem”. I moja fotografia w gazetach, najpierw w tenisowym stroju, a potem w drelichu więziennym, z łopatą, na tle pejzażu przedstawiającego jakieś na szeroką skalę zakrojone roboty wodno-melioracyjne powierzone ofiarnej pracy mieszkańców obozu pracy. żeby podkreślić klasowy charakter mojego moralnego przestępstwa.
A może mi się poszczęści i nie tylko tu przede mną, siedzącym, nie umrze na stojąco, ale przeciwnie, wysiądzie na następnym przystanku, który właśnie się zbliża? Nie, oczywiście nie wysiadła, autobus znowu ruszył i jedziemy dalej w komplecie: ja, ona i oskarżycielski chór.
Jak zwykle nie spełniło się żadne skrajne przypuszczenie ani nadzieja, ani obawa. Ugodziły się między sobą, strach opuścił połowę, nadzieja połowę i ostatecznie staruszka wysiadła, żywa, ale dopiero na ostatnim przystanku.
Koło północy autobus zajechał do remizy. Poza kierowcą i mną nie było w nim już nikogo. Kierowca wysiadł, ja zostałem. Po czym weszli ci dwaj z narzędziami i odkręcili śruby, solidne, każda z podkładką pod mutrą, z głowicą typu „Philips”, zakręcone do maksymalnego oporu pneumatycznym, nie ręcznym śrubokrętem – dla większej pewności – przy pomocy których byłem przymocowany do siedzenia.

„Tygodnik Powszechny”, 21/1983
#mrozek #gruparatowaniapoziomu #kultura #literatura #ksiazki #autobusy #komunikacjamiejska trochę #pasta i #heheszki
panidoktorod_arszeniku - W ŚRODKU TRANSPORTU
Sławomir Mrożek

Tak, tego się spodzi...

źródło: comment_1581434926BRahO8RY57RutnurhCkVzy.jpg

Pobierz
  • 20
@MandarynWspanialy: @kapuczina_corki_somsiada: @amfetaminatowitamina @grondir: W środku transportu, to niezwykle aktualne opowiadanie, będące groteskową alegorią współczesnego społeczeństwa. To miecz obosieczny wymierzony w odwieczny konflikt pokoleniowy, wzajemne niezrozumienie i łatwość, z jaką społeczeństwo ocenia jednostkę. Konflikt staruszki i młodzieńca jest niczym teatr w krzywym zwierciadle, któremu towarzyszy chór utożsamiany z idealnym ja. Chór niejako eskaluję tragedię, jak fala zataczająca coraz większe krąg wokół rzuconego w wodę kamienia, doprowadzając głównego
@OjciecMarek: O chollera, tego się nie spodziewałam! Doskonała korelacja arcyOjcze ʕʔ

@kapuczina_corki_somsiada: @MandarynWspanialy: Groteska jest szczególnym rodzajem komizmu, który posługuje się absurdem zmieszanym z pewną dawką abstrakcyjnego realizmu. I tak też należy odczytywać odczłowieczonego bohatera, to personifikacja jego postawy wobec społeczeństwa. Chciałabym również nadmienić, że Mrożek często posługiwał się tzw. metaforyką przestrzenną, pozostawiając tym samym czytelnikowi wieloznaczność interpretacji. Stąd też cudowna uniwersalność mrożkowskich opowiadań :)
via Wykop Mobilny (Android)
  • 1
@OjciecMarek: oczywiste skojarzenie

Osiołkowi w żłoby dano
W jeden owies, w drugi siano.
Uchem strzyże, głową kręci,
I to pachnie i to nęci;
Od któregoż teraz zacznie,
Aby sobie podjeść smacznie?
Trudny wybór, trudna zgoda:
Chwyci siano, owsa szkoda,
Chwyci owies, żal mu siana.
I tak stoi aż do rana,
A od rana do wieczora;
Aż nareszcie przyszła pora,

Że Oślina pośród jadła
Z głodu padła.

A. Fredro

( ͡°
via Wykop Mobilny (Android)
  • 4
@kapuczina_corki_somsiada: @MandarynWspanialy: @OjciecMarek: no nie, do osiołka Buridana bym go nie porównywał, nie było tak, że nie wiedział co zrobić. Mi się wydaje że był przykręcany do fotela dlatego, żeby dobrze spełniać rolę społeczną stereotypowego, młodego człowieka z bogatej rodziny, który nie musi pracować na swoje utrzymanie. I musi spełniać tę rolę czy tego chce, czy nie.
@archive: to też jest myśl - jak taki nieodłączny element przestrzeni publicznej, jak pomnik czy coś, z tym że w ten prlowski, siermiężny sposób codziennie montowany i demontowany, gdy autobus skończy swój bieg.
@archive: Wejście w rolę nie pozwoliło mu na jakąkolwiek reakcję: właśnie dlatego porównałem go do osła, który nie mógł się zdecydować ani na nieustąpienie - zdawał sobie sprawę ze swego położenia Jeżeli ktokolwiek powinien ustąpić jej miejsca – tym kimś byłem przede wszystkim ja. to słowa autorefleksji, czuć w tym własny wyrzut sumienia, z drugiej - na ustąpienie, skoro twardo obstawał na swoim miejscu. Zamknięty między wyrzutami sumienia, a pozostawaniem