Wpis z mikrobloga

Dziś trochę o wyborach i o tym, jak ważne są one dla nas - oraz dlaczego śmiało można założyć, że w ważniejszych wyborach nie mieliście okazji głosować, a i całkiem możliwe, że nie przyjdzie wam głosować w ważniejszych przez najbliższe lata.

W ostatnich latach (konkretnie: po 2015 roku) PiS implementował swoją wersję państwa. Rozdawnictwo, rozszerzanie programów socjalnych nie ze względu na prospołeczne przekonania - bo wtedy nie byłoby 500+, a wysokość świadczenia byłaby uzależniona od czynników ekonomicznych i wyliczeń matematycznych, a nie od sloganu, który szybko wpada w pamięć. Troski o emerytów nie wyraża się również wydaniem kilkunastu miliardów złotych na dodatek do emerytury akurat kilka tygodni przed wyborami. Dwuletnie reformowanie sądów i prokuratury nie skutkuje większą wydajnością tych organów, nie skutkuje też poczuciem bardziej sprawiedliwego wymiaru prawnego państwa. Procesy decyzyjne są tak samo nieporadne jak były przed 2015 rokiem, a i można byłoby stwierdzić, że zaszedł proces wręcz odwrotny do reklamowanego. Obszary, które były dotknięte reformami PiSu, stały się bardziej dysfunkcyjne, niż były na początku ich kadencji.

Nie jest to odosobniony przypadek, w którym partia po objęciu niemalże pełni władzy w wyborach zaczyna dokonywać takich manewrów. Przychodzi z hasłami naprawy państwa, przywrócenia go w miejscach, gdzie zostało ono zabrane, bądź samo się usunęło (i to również w tych przypadkach, gdzie proces wycofywania się państwa jest po prostu tożsamy z demokratyzacją i dekomunizacją życia społecznego), a koniec końców pod przykrywą polityki silnego państwa następuje zgrabna zmiana planów - państwa się nie naprawia, tylko go zastępuje. Partią.

Proces jest o tyle bolesny, że po ewentualnej zmianie władzy, zanim ktoś będzie w stanie zabrać się za faktyczne naprawianie kraju i jego obszarów, musi zmierzyć się z tą partią. W ekstremalnej sytuacji - może się okazać, że po wygranych wyborach de facto nie ma władzy, bo proces upartyjniania publicznych instytucji zaszedł zdecydowanie za daleko. Demokracja staje się fasadą, a w to miejsce implementowany jest system, który zamienia państwo we władzę jednej partii.

Zatrzymanie tego procesu nie jest czymś niemożliwym, aczkolwiek trzeba działać zdecydowanie i jak najszybciej jest to możliwe. Dokonać restrukturyzacji politycznej w obszarach, w których z populistami się przegrało, dokonać rachunku sumienia i opracować strategię na walkę. Aczkolwiek to zadanie raczej dla osób aktywnie zaangażowanych w politykę - domyślnie, liderów partii opozycyjnych - ale ich wysiłki zdadzą się na nic, jeśli obywatele nie dołożą swojej cegiełki. Z tego powodu, nadchodzące wybory są tymi najważniejszymi, przy których trzeba dać z siebie wszystko, aby zagłosować w obu turach. Zwycięstwo kandydata opozycyjnego daje nam niemalże idealną konfigurację - PiS musi zacząć po sobie sprzątać, nie ryzykujemy stworzeniem mitu Gierka, jakoby za rządów PiSu były złote lata polskiego państwa i dobrobytu. Jednocześnie mając Senat oraz prezydenta istnieje wystarczająco dużo systemowych nacisków, aby PiS musiał wyciągnąć rękę do opozycji i w jakikolwiek sposób zaczął się z nią układać i rozmawiać. A to wyjdzie nam wszystkim na dobre, niezależnie od politycznych sympatii.

Droga, którą zmierza PiS, nie jest drogą nową, nieznaną. To bardzo dobrze znane współczesnym niedemokratycznym siłom działania, których wizualizację w czasie rzeczywistym mamy na Węgrzech. I to Węgry będą bohaterem tego wpisu.
Na trzech prostych, konkretnych przykładach, chciałbym pokazać, czym się kończy nieograniczona władza osób, dla których wartości liberalne i demokratyczne są frazesami.

Partyjna władza vs prywatny biznes.

Przewijały wielokrotnie mi się przed oczami opinie, czy to na wykopie, twitterze, czy gdzieś w innych mediach, że w sumie taki lekki autorytaryzm nie jest niczym złym, jeśli mamy dochowane standardy rynkowe w gospodarce i pilnuje się wolności gospodarczej. Nic bardziej mylnego. Niekontrolowana władza wyciągnie w końcu ręce po prywatną własność, jeśli tylko będzie jej potrzebna do walki politycznej.

Jest jeden z niczym niewyróżniających się dni po przejęciu władzy przez Fidesz. Firma ESMA zajmująca się reklamą spokojnie sobie egzystuje w ramach wolnego rynku, trudząc się biznesem polegającym na umieszczaniu reklam na latarniach przy ulicach w Budapeszcie. Orbanowi był na gwałt potrzebny własny ośrodek reklamowy, dzięki któremu byłby w stanie prowadzić wojnę propagandową. ESMA byłaby idealnym nabytkiem.
Fidesz zagrał swoją kartą "propozycji nie do odrzucenia", oferując zapłatę za firmę - dosyć hojnie, bo nie chodziło nawet o odsprzedanie, a zmienienie profilu swojej działalności na stricte polityczną. Po braku zgody właściciela (który miał przy okazji rozbieżne z Fideszem poglądy), władza przeszła do działania bez zwłoki. Nałogowe kontrole skarbowe i męczenie urzędnikami miało skłonić firmę do kapitulacji i odsprzedania.
Właściciel pozostawał nieugięty i pomimo nasilających się ataków na firmę, ESMA nie chciała zmienić swojego właściciela ani obszaru działalności. Władza stwierdziła, że zgodnie ze starymi dobrymi metodami, skoro ktoś chciał na władzę rękę podnieść, to tę rękę trzeba mu odrąbać. W parlamencie został złożony (i oczywiście błyskawicznie przegłosowany) projekt, który ze względu na bezpieczeństwo ruchu drogowego zabraniał umieszczania wszelkich ogłoszeń na latarniach w odległości 5 metrów od jezdni. Działalność ESMA stała się z dnia na dzień po prostu nielegalna, a wartość firmy spadła do zera.
Działanie było przeprowadzone tak błyskawicznie, że Fidesz zapomniał, iż sympatyzująca z rządem firma MAHIR również dostała po głowie. Dzięki bohaterskiej inicjatywie poselskiej bardzo szybko złożono poprawkę, która ten problem rozwiązała sprawną nowelizacją. Po paru latach walki i próby odbudowy, firma została przejęta przez osobę z otoczenia Orbana - i ESMA była gotowa do bycia trzonem walki propagandowej z niewygodnym oligarchą Simicską.
Ale jak ESMA miała być gotowa do walki propagandowej, skoro jej działalność była nielegalna od dłuższego czasu? Ano tak, że całkowitym przypadkiem po przejęciu firmy przepisy uniemożliwiające ESMA działanie zostały wycofane. W ustawie budżetowej. Nie przypomina wam to czegoś? Tak, chodzi mi o zmiany ordynacji wyborczej pomiędzy akapitami tarczy antykryzysowej, mającej nieść pomoc przedsiębiorcom podczas kryzysu.

Skuteczność strajków - jak pokazać pazury raz, a dobrze.

Skoro władza zaczyna nadużywać swoich uprawnień, a jej działania zaczynają przeszkadzać życiu normalnych, szarych ludzi, jednocześnie wyciągając ręce po uprawnienia, których mieć nie powinna, zawsze można wyjść na ulicę. Nie można, a bynajmniej nie w zgranej i licznej grupie, bo twoi sojusznicy w walce z władzą będą wystarczająco się bać na tej ulicy się pojawić.

Niezależne szkolnictwo jest przeważnie ostoją racjonalności i ochrony przed zamordystycznymi wycieczkami władzy. W dodatku - szkolnictwo jako instytucja, z którą styczność każdy obywatel czuje na własnej skórze, a potem często na skórze swoich dzieci - potrafi zmobilizować do strajku duże grupy ludzi i uzyskać szerokie poparcie w społeczeństwie. Vide chociażby polskie protesty nauczycieli, którzy odważnie postawili się w centrum uwagi nie zważając na nadchodzące matury i zyskali duże poparcie społeczne.
Aczkolwiek takie rzeczy na rękę władzy nie były i nigdy nie będą, bo to zawsze ingerencja, po pierwsze w politykę państwa, po drugie w jego interesy, a do tego uderza w autorytet władzy. Na takie rzeczy zgody nie ma i Orban postanowił się z tym rozliczyć.
Od 2013 roku na Węgrzech szkoły nie są podległe samorządom, tylko centrali. Wszystko jest zarządzane z Budapesztu - czyli de facto na widzimisię Fideszu. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej i niezbyt groźnie wyglądające opakowanie problemu.
Pracodawcą każdego nauczyciela na Węgrzech nie jest dyrektor placówki, w której on pracuje. Jest nim państwowy monopol. Minister osobiście mianuje dyrektorów kilku tysięcy szkół, a w szkole nie dyrektor, a powiatowi urzędnicy decydują o zatrudnianiu nauczycieli. Szkołom odebrano uprawnienia pracodawcy i zarządzającego majątkiem, ograniczono swobodę kształcenia programu zajęć, zlikwidowano autonomię kadry nauczycielskiej, prywatne wydawnictwa książek zostały albo znacjonalizowane, albo zwalczone, dzięki czemu państwo ma monopol na podręczniki. Nauczyciele nie mogą się wypowiadać w mediach bez urzędniczego zezwolenia. Zwolnienie nauczyciela jest jednoznaczne więc z pozbawieniem go realnej możliwości wykonywania zawodu, a nie koniecznością szukania nowego pracodawcy.
Jaką motywację musiałaby znaleźć w sobie nauczycielka na prowincji, żeby stawić się na antyrządowym proteście w takich warunkach? I nawet jeśli znajdzie w sobie tę motywację, to jak silna musiałaby być wola, żeby przełamać strach przed okrutnym systemem nie tylko zaimplementowanym, ale wręcz zabetonowanym?

- Byliśmy pod wrażeniem tego, że większość nauczycieli w Polsce nie zgodziła się przyjąć oferty rządu. Niestety na Węgrzech taki poziom współpracy i oporu jest nie do pomyślenia - mówi Szucs. Wspomina, że kiedy 3 tygodnie wcześniej jego związek wszczął strajk, został całkowicie zignorowany przez resztę środowiska.


Wyjątkiem był jedynie protest z 2016 roku, który odniósł umiarkowany sukces, ale tylko i wyłącznie dlatego, że miał wsparcie Komisji Europejskiej - chodziło o wycofanie tzw. przyjaznej segregacji, wedle której romskie dzieci miałyby być izolowane od węgierskich. Ale nawet wtedy ustępstwa w innych obszarach były symboliczne.

Chiński system oceny obywateli w skromnej, ale europejskiej wersji.

Jest rok 2004. Fidesz został niedawno odsunięty od władzy, ale nie ma zamiaru składać broni. Szykuje się referendum na temat podwójnego obywatelstwa i praw wyborczych dla Węgrów żyjących w krajach ościennych. Referendum oczywiście zostało poprzedzone huczną akcją zbierania podpisów, podobnie jak referendum socjalne z 2008 roku. Co oba referenda, a raczej zbieranie podpisów na nie, miały ze sobą wspólnego?
W obu z tych hucznych akcji zbierania podpisów, złożone podpisy nie szły w eter, a były starannie kolekcjonowane i przechowywane. Fidesz stworzył tzw. listy Kubatova, w których ma ustrukturyzowane dane na temat obywateli węgierskich. Ale nie tylko suche dane osobowe - listy zawierają również jasno określony stosunek do działań Fideszu oraz ogólnie rządu, bo w następnych latach listy były rozszerzane o wszystkich obywateli, a nie tylko zwolenników Fideszu. Po odzyskaniu władzy listy zostały użyte do "narodowych konsultacji", czyli po prostu zatroskana władza zadawała konkretne pytania obywatelom, którzy - całkowicie nieświadomie - na własne życzenie aktualizowali dane o sobie w bazach. Z owych baz można sobie wybierać spośród milionów nazwisk, filtrując po sympatiach politycznych, aktywności politycznej, czy podziale regionalnym. Listy służą przeważnie do mobilizowania zwolenników, budowania bazy potencjalnych zwolenników, ale również - do starannej rejestracji przeciwników. Ostatnimi czasy, w świetle kryzysu związanego z koronawirusem pojawiły się również miejscowe i pojedyncze aresztowania, których źródło istnieje w krytycznych wypowiedziach wobec rządu na portalach społecznościowych. Brzmi nieciekawie, ale to żadna przepowiednia, a niemiła rzeczywistość.

Konkluzja

Władza niekontrolowana zawsze się zdegeneruje, prędzej czy później. Szczególnie taka, która już na samym początku nie ukrywa swoich sympatii do autorytarnych i wręcz zamordystycznych metod rządzenia krajem, a od samego początku widać, że jej plany na naprawę państwa to tylko zgrabnie opakowane dziecko działu marketingowego.
Za niecałe dwa tygodnie staniesz przed wyborem - czy zezwolisz władzy na kontynuację drogi do powyżej wymienionych sytuacji, które przy pierwszym zderzeniu się z nimi wydają się tak bardzo absurdalne? Wybór jest w twoich rękach.
Kieruj się pragmatyzmem, widząc, że zawsze jest lepsze wyjście z danej sytuacji. Nawet jeśli obaj kandydaci w drugiej turze ci nie odpowiadają poglądami, zagłosuj w taki sposób, aby zminimalizować ryzyko radykalizacji w obozie władzy, do czego potrzebna jest reelekcja Dudy. Zaciśnij zęby i pójdź na drugą turę.
Ale nie odpuszczaj też pierwszej. Pierwsza tura to najlepszy sondaż przed drugą turą, który pozwoli wyborcom prorządowym i opozycyjnym się policzyć - wyniki pierwszej tury będą miały ogromny wpływ na wynik drugiej. Skorzystaj z praw obywatelskich i dorzuć swoją cegiełkę do obrony systemu demokratycznego. To nie tylko najlepsza w ostatnim czasie, ale być może po prostu ostatnia szansa na to.

#anatomiapopulizmu #postkomunistycznepanstwomafijne #neuropa #polityka #wybory
T.....i - Dziś trochę o wyborach i o tym, jak ważne są one dla nas - oraz dlaczego śm...

źródło: comment_1592242848fNbVGYmXU7SAvxuSWnJxUa.jpg

Pobierz
  • 8
w sumie taki lekki autorytaryzm nie jest niczym złym, jeśli mamy dochowane standardy rynkowe w gospodarce i pilnuje się wolności gospodarczej. Nic bardziej mylnego.


@Topkapi: Swego czasu Wykop spamowany był kwotami wolnymi od podatku w jakichś egzotycznych krajach. Prawda to! Każdy woli zapłacić 5% podatku niż 20%. Ale pod jednym warunkiem: że pozostałe okoliczności są takie same.

Bo wyobraźmy sobie jakiś kraj, dajmy na to Szwecję w której podatek nominalny jest
składamy bowiem deklarację w Mozambiku i następnego dnia przychodzi do nas dwóch smutnych panów i mówi, że nie dosyć, że deklaracja jest źle wypełniona i trzeba im za to zapłacić odpowiedni procent, to jeszcze ewidentnie naszej firmie przydałaby się ochrona. Idziemy więc na Policję. Tam z kolei słyszymy, że owszem, ochrona jest potrzebna, a za polecenie odpowiedniej firmy trzeba jeszcze odpalić działkę komendatowi. Dobra: zbieramy to wszystko do kupy i idziemy do
@Topkapi @loginnawykoppl @eoneon @penknientyjerz: Czytam - choć z przerwami bo to jednak dość ciężka lektura, gdy mieszka się w Polsce - "Anatomię Państwa Mafijnego" Magyara. I choć jestem tak w połowie książki, to przede wszystkim łapię się za głowę, jak to się mogło stać, że Orban dał radę tak omotać całe społeczeństwo. A potem patrzę na to, co dzieję się w naszym społeczeństwie. Na sondaże, które pomimo tego co się dzieje,