Wpis z mikrobloga

Polityczne morderstwo w białych rękawiczkach, czyli o tym jak Fidesz zatopił Jobbik i odesłał go w niebyt.

Historia Jobbiku to jedna z najbardziej interesujących politycznych historii ostatnich lat oraz prawdziwy polityczny zwrot o 180 stopni.

Jak się to wszystko zaczęło, czyli o Jobbiku słów kilka

Jobbik został założony w 2003 roku. Przez pierwsze lata - pomimo radykalnego przekazu - raczej bez sukcesów, a ichniejszy żywot przebiegał dosyć spokojnie. Prezent od polityki dostali w 2006 roku - wyciek rozmowy Gyurcsányego (ówczesnego premiera Węgier), w której mówił o kłamaniu w dzień i noc, byleby zdobyć reelekcję w wyborach, a do tego kryzysy gospodarcze (najpierw mniejszy kryzys na Węgrzech w okolicach 2006 roku oraz późniejszy krach z 2008) były idealnym zapalnikiem dla radykalnej partii z prawej strony politycznej. Szczególnie, że Fidesz wtedy, o dziwo, uchodził za partię porządku prawnego i racjonalizmu politycznego, co podbudowywał swoją twardą postawą, że rządu obalać nie można (co realnie oczywiście miało inne powody - chodziło głównie o dogotowanie socjalistów i liberałów w kryzysie i rozprawienie się z nimi na dobre, a władzę przejąć z kilkuletnim opóźnieniem, ale ze zdecydowaną większością oraz na dłużej). Jobbik więc miał monopol na radykalny przekaz przeplatany wręcz przemocą.
I żeby ktoś nie pomyślał, że upiększam epitetami na konieczność tego tekstu - przekaz naprawdę był radykalny, a swego czasu Jobbik był uważany za najbardziej radykalną nieplanktonową (czyli taką, której udało się wejść do parlamentu) partię w całej Europie. Jobbik wręcz stronił od regularnego i dyplomatycznego języka polityki - rozprowadzali ulotki, w których nawoływali do aresztowania Gyurcsányego, mieli własną organizację paramilitarną (Gwardię Węgierską, rozwiązaną później przez sąd, który argumentował decyzję tym, że działalność organizacji jest sprzeczna z prawami człowieka zapisanymi w węgierskiej konstytucji), owa organizacja paramilitarna lubiła sobie przejść węgierskimi wioskami w imię sprzeciwu wobec mniejszości romskiej (tu warto zaznaczyć, że sam Jobbik nawoływał do "rozwiązania problemu współistnienia Węgrów z Romami", jakkolwiek to nie brzmi) i ichniejszej przestępczości, a politycy partii potrafili w parlamencie wprost używali antysemickich nastrojów swojego elektoratu, zadając pytania tego typu w parlamencie:

Ile osób żydowskiego pochodzenia, spośród tych zasiadających w parlamencie i rządzie węgierskim, stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Węgier?


Po tych słowach doszło do kuriozalnej sytuacji, w której Fidesz wyszedł na protesty przeciwko antysemickim wypowiedziom wraz z lewicą (a to było już po zwycięstwie Fideszu w 2010 roku i kompromitacji wcześniejszych rządów), w dodatku o Jobbiku było głośno w całej UE.
Jakby tego było mało, Jobbik postulował wyjście z Unii Europejskiej (potrafiąc uroczyście spalić flagę na demonstracji), NATO i odwrócenie się w stronę wschodu - czyli w kierunku Rosji, oraz, co ciekawe, w kierunku muzułmańskiej Turcji. Często przywoływali swoje słowa z początków działalności, kiedy to (jeszcze przed wejściem do UE) zadawali pytanie brzmiące: "Chcecie być w UE, czy chcecie być wolni?"

Jobbik startował w wyborach w 2009 roku do PE, w 2010 do węgierskiego parlamentu - w obu odniosła sukcesy i ichniejsza pozycja na węgierskiej scenie politycznej zaczęła się stabilizować. Zdobywali bardzo duży rozgłos swoimi kontrowersyjnymi i radykalnymi wypowiedziami. Jednakże w okolicach 2013 roku poczuli, że mają szansę na wspięcie się jeszcze wyżej, więc zaczęli tonować przekaz. Oczywiście, nie odcięli się od swojej radykalnej twarzy, po prostu zaczęli przemycać coraz to więcej tej racjonalnego i spokojnego wizerunku. W wyborach 2014 roku nieco poprawili swój wynik i stali się najsilniejszą partią opozycyjną (dalej przegrali z koalicją lewicową, ale jako samodzielna partia byli już bezpośrednio pod Fideszem). I tutaj zaczyna się cała zabawa.

Kryzys migracyjny, czyli jak zaryzykować i wykorzystać kryzys własnego ugrupowania do umocnienia się na scenie kosztem opozycji

Początki 2015 roku nie zapowiadały się dobrze dla Fideszu. Po pierwsze - konflikt Orbana z Simicską (oligarchą mającym w rękach niemalże całe media) - Simicska publicznie Orbana obraził, a następnie przekierował swoje sympatie w stronę Jobbiku. Po drugie - Fidesz stracił większość konstytucyjną i potrzebował wsparcia opozycji do przegłosowania zmian wymagających 2/3 głosów. Następnie przyszedł kryzys migracyjny, który mocno poturbował publiczną opinię rządów Fideszu, a opozycja zaczęła z nadzieją patrzeć na rozwój sytuacji, bo Jobbik rósł w siłę jak nigdy. W szczytowym momencie zbliżył się do 30% w sondażach, a jego zysk odbywał się głównie kosztem Fideszu (z 55% zjechali na poniżej 40). Jak najbardziej były powody do patrzenia pozytywnym okiem w przyszłość i do pokładania nadziei w wyborach w 2018 roku. Oczywiście Orban zrobił wszystko, żeby opozycja nie miała powodów do radości. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Kryzys migracyjny, setki tysięcy osób pojawiające się w krótkich odstępach czasu przy granicach Schengen - raczej wszyscy to pamiętają. Tylko co się wtedy działo na Węgrzech? Uporządkujmy to chronologicznie.
1. Początek: pojawienie się fali migrantów, Fidesz przechodzi do defensywy: buduje mur, który uniemożliwia wtargnięcie na teren Węgier, jednocześnie sprzeciwia się polityce kwotowego przydziału uchodźców z UE. Lewicowa opozycja solidaryzuje się ze zwolennikami przyjęcia wymaganych kwot, Jobbik pozostaje w martwym punkcie. Nie może już w jawny sposób przedstawiać radykalnej ksenofobii (ze względu przemiany w bardziej racjonalną i umiarkowaną opozycję), dzięki której pokazaliby bardziej radykalną twarz niż Orban, który postąpił bardzo twardo wobec UE, ale nie mogą też przejść w stronę lewicowej opozycji, bo podpisaliby na siebie wyrok śmierci. Koniec końców poparli działania Fideszu w sprawie kryzysu.
2. W obliczu presji politycznej pochodzącej z UE, Orban decyduje się na ryzykowny krok i chce zorganizować referendum, w którym Węgrzy zadecydują o tym, czy kwoty uchodźców powinny zostać przez rząd przyjęte, czy odrzucone. Lewica nawoływała do bojkotu referendum (aby nie uzyskać kworum), Jobbik z Fideszem agitowały za głosowaniem. Jednocześnie Jobbik starał się kręcić bat na Fidesz, pielęgnując narrację, że jeśli referendum nie odniesie sukcesu, Fidesz powinien zrezygnować z rządzenia. Jobbik również starał się robić polityczne podchody, samemu oferując w parlamencie głosowanie za ustawą, która uzna nacisk na przyjęcie migrantów z innych krajów wbrew sprzeciwu Węgrów uznać za niezgodny z prawem. Orban propozycję odrzucił i postawił na swoim. Referendum nie uzyskało kworum, ze względu na około ~40% frekwencji (ale niemalże 100% udzielonych głosów było przeciwne kwotom).
Referendum było umiarkowanym sukcesem Orbana, ale Jobbik otrzymał zauważalny cios. W ręce Fideszu wpadł silny demokratyczny argument przeciwko kwotom uchodźców, a opinia na temat rządzących wśród jego zwolenników się bardzo poprawiła i znów zjednoczyła cały elektorat wokół partii. Jednocześnie, Jobbik pozostał prawie nieobecny w kampanii (poza kilkoma głośniejszymi atakami na politykę Fideszu), co było całkowitym zaskoczeniem. Nikt nie spodziewał się, że ktoś jest w stanie zajść Jobbik od prawej strony i zostawić ich w kompletnej próżni.
3. Referendum nie odniosło pełni zakładanego sukcesu, więc zaraz po nim trzeba było stanowczo działać. Orban bardzo szybko poszedł w kierunku, który Jobbik proponował wcześniej - czyli chciał zmiany, która uznawała nacisk na przyjęcie imigrantów wbrew woli Węgrów jako akt niezgodny z węgierskim prawem. Jobbik, który nie chciał się podkładać i dać politycznie wykorzystać, powiedział, że zagłosuje za ustawą tylko i wyłącznie wtedy, gdy zostanie dodana poprawka zakazująca imigrantom kupowanie obligacji wspomagających uzyskanie wizy Schengen. Orban nie dał się zatraszyć i postawił na swoim. A z racji, że większości potrzebnej do przegłosowania uchwały nie miał, projekt przepadł. Realia polityczne w społeczeństwie odebrały to wydarzenie jako zacementowanie Orbana i Fideszu jako jedynej godnej zaufania opcji, która postawi się UE oraz uchroni Węgry przed zalewem uchodźców.

Nastąpił przełom w polityce prowadzonej przez Jobbik wymuszony sytuacją polityczną. Orban w jasny sposób przesunął się na prawą stronę polityczną i zagospodarował ją niemalże w całości, wypychając Jobbik w stronę centrum. Od kiedy stało się jasne, że Jobbik na prawej stronie nie ma szukać czego innego niż wojny na wyniszczenie (w której nigdy nie miałby szans), musiał skręcić w stronę centrum. O wychodzeniu z UE już nikt nie mówił, pojawiła się narracja, że zamiast opuszczać UE trzeba ją zreformować. Jobbik zaczął się dystansować od antysemickiej retoryki, nie było już widać w ichniejszych kręgach zainteresowania światem muzułmańskim. A na koniec prawdziwy gamechanger - Jobbik uznał marsz równości w Budapeszcie za podstawowe prawa człowieka do wolności, które to jest stale ograniczane przez rządzących. Z radykalnej prawicy, która z mównicy sejmowej, bez owijania w bawełnę, postawi pytanie, czy Żydzi nie są zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego Węgier, do centroprawicy, która będzie broniła marszów homoseksualistów argumentując to jako obronę podstawowych wolności obywatelskich. Zmiana się dopełniła.

W marcu 2019 roku Jobbik demonstrował trzymając się za ręce z opozycją. Lewą rękę podali socjalistom, a prawą progresywnym liberałom. Na demonstracji pojawił się też oczywiście Gyurcsány, którego Jobbik jeszcze kilka lat temu chciał aresztować. Demonstracja odbywała się w proeuropejskich nastrojach, a w tle można było usłyszeć grający hymn UE. Czego domagali się demonstranci? Demokracji, rządów prawa oraz obrony wartości Unii Europejskiej.
Tutaj warto zaznaczyć, że demonstrujacy Jobbik jest aktualnie trupem politycznym, bankrutem, żyje od pierwszego do pierwszego, a jeszcze niedawno władze partii rozważały jej rozwiązanie. I to wszystko poprzez polityczny geniusz premiera Węgier, który tak rozegrał Jobbik? Bynajmniej.

Droga na bruk, czyli o tym jak ważne jest utrzymanie niezależnych od władzy organów

Na początku 2015 roku patrzono z optymizmem w przyszłość. Wybory 2018 były celem opozycji, która upatrywała w nich swoje szanse na przełamanie monopolu Fideszu (oczywiście patrząc z nadzieją na świetnie radzący sobie Jobbik, który rósł w siłę i stale zmniejszał dystans do lidera sondaży). Żadnym zaskoczeniem jest, że poza politycznym rozgrywaniem partii opozycyjnych, Orban sięgnął po mniej moralne środki walki.
W 2017 roku ÁSZ (przypadkiem kontrolowany przez Orbana) nałożyła ponad pół miliarda forintów kary na Jobbik. Powodem była preferencyjna cena reklam, które Jobbik zakupił od Simicski podczas wcześniejszej kampanii wyborczej (oczywiście chodzi tutaj głównie o kwestię osobistych porachunków Simicski z Orbanem). Zanim partia zdążyła się oswoić z problemami finansowymi i nowymi realiami, na początku następnego roku, ASZ nałożyła kolejną karę, tym razem w wysokości około 135 milionów forintów. Szybko się okazało, że grzywny są za wysokie, aby można było je zapłacić. Nawet zakładając, że cała subwencja byłaby przeznaczona na spłatę zobowiązań, dalej byłoby to za mało. A na horyzoncie były kolejne wybory.
Jak łatwo się domyślić - owe wybory nie przyniosły realnej poprawy sytuacji Jobbiku w parlamencie, a Fidesz kolejny raz umocnił swoją władzę. I gdy przewidywania wskazywały, że walka z największą partią opozycyjną ustanie, Orban zaskoczył jeszcze raz. ASZ nałożyła kolejną grzywnę, która sprowokowała nadzwyczajne posiedzenie władz Jobbiku, podczas którego pod dyskusję poddawano całkowite rozwiązanie partii i zaprzestanie działalności.
Smaczkiem w całej historii jest to, że nie ma podstawy prawnej, która pozwoliłaby ASZ nałożyć tak wysokie kary. A kto stoi na czele ASZ? Ciężko się nie domyślić - były poseł, który startował z list Fideszu.
Aha, jeszcze jeden szczegół - od decyzji ASZ nie można się odwołać, jest ona ostateczna, bo prawo nie przewiduje możliwości odwołania się w innej instytucji. Podobnie, jak nie przewidywało tak dużych kar ( ͡º ͜ʖ͡º)

I w taki sposób, z partii, w której wielu widziało wojownika godnego pojedynku z Orbanem, Jobbik został strącony w polityczny niebyt oraz na skraj bankructwa, a z 30% i nadziei na udział rządzie albo chociaż złamanie większości konstytucyjnej nie zostało nic poza wspomnieniami, bo ostatnie sondaże to raczej poparcie jednocyfrowe, przy ponad 50% dla Fideszu.

Czy to odsobniony przypadek? Nic bardziej mylnego. W maju bieżącego roku Koalicja Demokratyczna utraciła finansowanie z budżetu decyzją właśnie ASZ, a wcześniej w podobny sposób rozprawiono się z partią Momentum. Dołóżmy do tego kwestie opisywane przeze mnie w przeszłości, czyli zmanipulowanie systemu wyborczego, stałe dokręcanie śruby opozycji i upartyjnianie kraju - i mamy przepis, który w odpowiednie manipulując rzeczywistością jest w stanie zapewnić sukcesję jedynej słusznej partii, a opozycja może jedynie sobie pomarzyć o wpływie na rząd - bo niezależnie od jej potencjału, zostanie rozegrana, a następnie dobita przy użyciu aparatu państwowego.

To tak ku informacji, gdyby ktoś się jeszcze zastanawiał, czy wybór pewnego prezydenta i zabetonowanie systemu na kolejne kilka lat jest bezpieczne politycznie ( ͡º ͜ʖ͡º) szczególnie wyborcy schowani pod tagiem #konfederacja powinni to poddać pod przemyślenia, bo można dostrzec pewne paralele, a chyba lepiej mieć prezydenta z trochę innej bajki światopoglądowej, niż w 2023 roku wylecieć z Sejmu jako bankrut. I to oczywiście się tyczy wszystkich, którzy sympatyzują z różnymi opcjami opozycyjnymi - na browarka pod plener można skoczyć po oddaniu głosu, naprawdę warto poświęcić chwilę na zagłosowanie.

Następny wpis będzie skupiony wokół języka przekazu oraz budowaniu tożsamości właśnie przy użyciu języka, oczywiście na przykładzie Węgier, Fideszu i opozycji wobec niego (oraz jej błędów). Mam nadzieję, że napiszę go jeszcze w tym miesiącu, ale nie obiecuję.

A na koniec, wykorzystując okazję, jeszcze raz - poświęćcie trochę czasu i idźcie zagłosować, naprawdę, warto.

Wcześniejsze wpisy o Węgrzech: 1; 2; 3.

#anatomiapopulizmu #postkomunistycznepanstwomafijne #neuropa #polityka #wybory
T.....i - Polityczne morderstwo w białych rękawiczkach, czyli o tym jak Fidesz zatopi...

źródło: comment_1594253600b2RWe9yLKrjQagLTAv28iG.jpg

Pobierz
  • 65
To tak ku informacji, gdyby ktoś się jeszcze zastanawiał, czy wybór pewnego prezydenta i zabetonowanie systemu na kolejne kilka lat jest bezpieczne politycznie ( ͡º ͜ʖ͡º) szczególnie wyborcy schowani pod tagiem #konfederacja powinni to poddać pod przemyślenia, bo można dostrzec pewne paralele, a chyba lepiej mieć prezydenta z trochę innej bajki światopoglądowej, niż w 2023 roku wylecieć z Sejmu jako bankrut. I to oczywiście się
Dla niekumatych kuców:


Fidesz = PiS

Jobbik = Konfederacja

Węgry = Polska

Przeszłość/Teraźniejszość = Przyszłośc

( ͡° ͜ʖ ͡° )*:


@Rubbik: No podziwiam, tylko, że pamiętaj o tym Mireczku: Trzaskowski gdyby KO było w miejscu pisowskiej bolszewi zrobiłby DOKŁADNIE TO SAMO delegalizując konfederację. Także, kuce głosują na czaskowskiego tylko po to, żeby zobaczyć jak się zarzynają pisowskie bolszewiki z (pos)tępakami

Milej