Wpis z mikrobloga

via Rowerowy Równik Skrypt
  • 115
549 118 + 591 = 549 709

Moje 500+
Teoretycznie odpocząłem po tysiącu kilometrów na rowerze naraz, trzeba by się rozejrzeć za jakimś wesołym ultra… Traf chciał że akurat miałem w zanadrzu wyjazd do Warszawy… Przez Lublin.
Całość decydują się ze mną jechać dwie osoby. Paulina
- „Nie chcesz zupełnym przypadkiem pokręcić dobrego 500+?:) „ pytam i dostaję jednoznaczną odpowiedź: Tak oraz Łukasz
który zgłasza się pod postem na Stravie. Z obydwojgiem miałem już przyjemność jechać w czerwcu do Gdyni. Zapowiada się fajnie
7 sierpnia o 6:15 rano startujemy z Centrum Wszechświata czyli spod dworca PKP w Szczakowej.
Do Olkusza (podjazd pod Kamyk zawsze powoduje pytanie: czy my mamy pod to wjechać?) jedzie się dość żwawo, mimo chłodnego poranka. Termometr w moim Wahoo wskazuje 11 stopni.
Jedziemy sobie wesoło pośród pól malowanych zbożem rozmaitem, pozłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem z okazjonalnymi akcentami w postaci kapusty. Z rosnącym na sile wiatrem w ryj. Za Wolbromiem hopki te przybierają już zupełnie przyjemne rozmiary, co przy ciągłym #wmordewind powoduje że przyjemne jednak nie są. Ani trochę. Kręcimy tedy z góry na dół, z dołu do góry, targani za szmaty przez ppłk Wichurę który to traktuje nas z ewidentną pogardą. Przeszkadza jak tylko może. Droga wygląda więc tak: albo przez chwilę lecimy po płaskim pod wiatr, albo chwilowo zjeżdżamy z jakiejś górki albo podjeżdżamy… Wszystko to okraszone jest oczywiście odpowiednią temperaturą - zwykle mam ponad 30 stopni w cieniu. A że znów kierownikuję wyprawie to przez większość czasu prowadzę (z jakiegoś nieznanego mi nadal powodu)… Biednemu to zawsze kotwica w plecy…
Żeby nie było zbyt łatwo kilka razy próbują nas zjeść psy. Burki pospolite które biegają sobie samopas po Świętokrzyskim bo pewnikiem zbyt zanietrzeźwiony monsieur Rolnik zapomniał zamknąć (lub w ogóle wybudować) bramki na swoje włości. Lub uznał to za zbyteczny trud i poniechał zamiaru. Do czego pewnikiem przekonał go własnymi ręcyma wydestylowany samogon… Nie mnie oceniać czy faktycznie tak było, domniemywam tylko.
Przed Zawichostem następuje chwilowe, mityczne „wypłaszczenie krzywej”. Znaczy się nieco równiej jest, ale cóż z tego, skoro dmie w ryj z uporem godnym lepszej sprawy. Na stacji Moya (i Twoya nadzieja) dołącza imć @Krabozwierz
. Dojechał ze Stalowej Woli żeby pokręcić z nami 12 kilometrów. Chwali się to i plusikuje na #rr. (https://www.wykop.pl/wpis/51244539/546-969-111-547-080-podsumowanie-dzisiejszej-jazdy/181675435/#comment-181675435) Na stacji uzupełniamy z Misiami wodę, zjadamy lody/ciastka (każdemu według woli i potrzeb) i jedziemy do Annopolu… Na Orlen Gdzie znów zjadamy co komu potrzeba ku pokrzepieniu serc i ogórków. Gadamy chwilę o duperelach totalnych, zachęcamy Kraba żeby czmychnął z nami do Lublina i wrócił przy pomocy PKP ale nie decyduje się na ten krok. Rozstajemy się zatem w miłości i pokoju życząc sobie szerokości i pogruchotanych kości. Krab ciśnie do siebie, my zaś na wschód… Nadal pod wiatr, słabnący już szczęśliwie za co gotów jestem dziękować samemu Posejdonowi (czemu jemu, nie wiem)
Do Lublina docieramy po ciemności. Do Makdonalda na mocno spóźniony.. Obiad? Kolację? Wyżera jest. Paulina stawia mi obiad w ramach rewanżu (a ja jej kawę w ramach rewanżu rewanżu). Pauzujemy chwilę, ubieramy rękawki i nogawki kto ma (ja nie wziąłem. Czemu? Po dziś dzień nie wiem) i zbieramy się pośród DDRów malowanych i planowanych byle jak… Byle by się z tego urokliwego niby kanciapa Szatana miejsca wydostać). Lecimy po DW obok DDR (za co dwa przejeżdżające radiowozy koncertowo nas… Ignorują, ale nie ma się co dziwić, jesteśmy jedynymi uczestnikami ruchu). Za miastem wjeżdżamy w bezkresne Lubelskie pola obsiane szczodrze żytem i pszenicą… I ziemniakami na zacier. I tak sobie jedziemy pośród nocy, pośród mgieł które okazjonalnie wypełzają ze swoich bagnisk i rzek, doświadczając spadającej temperatury. Niby minimum to 14 stopni, ale dzień pedałowania po hopkach i pod wiatr skutecznie powoduje że odczuwalna jest o wiele niższa. Pedałujemy…
O godzinie 02:30 nad ranem następuje kryzys. Udaje się znaleźć stację benzynową (Moya i Twoya...). Kupujemy coś ciepłego, Paulina z Łukaszem robią sobie drzemki, ja zaś (chcąc pozbyć się upierdliwego niczym mucha brzęcząca wokół gęby bólu w karku) kontempluję, leżąc, barowy parasol Tyskiego. Co to powinien mnie przed deszczem chronić… Dobrze że nie pada. Zamieniam kilka słów ze sprzedawcą, który jest żywo zainteresowany skąd i dokąd jedziemy i czy aby nas nie popierniczyło… Uprzednio puszczając w kolejce wesołków po kilku głębszych którzy ewidentnie mają problem ze wszystkim tylko nie ze sobą. Ot, wsi spokojna, wsi wesoła, #!$%@? sztachetą jak Ci się coś nie podoba…
Po krótkiej drzemce zarządzam (z bólem serca, poważnie) pobudkę współpedalarzy bo trzeba by jechać dalej. Zbieramy się zatem. W ciemność nieprzebytą, w mgły gęste i zimne niczym dotyk kostuchy. W noc grobową…
O brzasku Paulina zahacza krawężnik, kawałek dalej pobocze. Szczęśliwie się nie przewraca, ale jak tylko trafiamy na Orlen, zarządzam przerwę. Paulinie mówię żeby się zdrzemnęła, z zanadrza wyciągam napój w witaminy i magnez bogaty i mówię by się po drzemce napiła. Po około 30 minutach zaczynamy się zbierać. Łukasz prowadzi, ja zaś siedzę na kole u Pauliny i pilnuję czy nie zjeżdża do rowu... W międzyczasie odzywa się @AbaddonLincoln… Staram się z nim dogadać jakiś nasz termin przyjazdu do Mińska Mazowieckiego. Z @edicsson
nie zdążymy już zbić piony (bo planowo w Mińsku mięliśmy być około godziny 06:00), ale Abaddon może dojechać pociągiem. Jesteśmy na łączach…
Co najlepiej zrobić kiedy ktoś z Twojej ekipy przysypia jadąc? Rozmawiać z nim. Mówić do niego (w tym wypadku do niej) Co mówić? Byle co! Pozwalam sobie na totalny, nieskrępowany flow. Głupie żarty z których waść Sztrasburger dałby mi Order Suchara, opowiadanie o pierdołach dnia codziennego, przywoływanie jakichś anegdot czy nawet cytowanie wierszy. Działa. Lecimy po wioskach i miasteczkach. Robi się ciepło, raźnie…
Do Mińska dojeżdża ciapongiem Abaddon
i leci w naszym kierunku. Spotykamy się w miejscowości Pogorzel. A że Abaddon i Łukasz to dumni posiadacze Scottów to zaczynają trajkotać ze sobą niczym dwie babcie w warzywniaku. Udaje mi się z Szymonem zamienić kilka słów i poprosić go o poprowadzenie nas do Makdonalda Mińskiego. Bez przeszkód dojeżdżamy, zjadamy co zjeść mamy (bo brzuchy puste i zaczyna w nich coraz głośniej burczeć… Oglądam się nawet parę razy sprawdzając czy nie goni nas Lew! ;))
Waść Abaddon, Warszawiak z krwi i kości od kiedy wysiadł na Centralnym jakieś dwadzieścia lat temu, koncertowo przeprowadza nas przez miasto, pokazując to i owo, olewając debilne DDR (Warszawo, znów jesteś na podium ale nie ogłaszaj zwycięstwa! Słupsk goni…) i doprowadza na dworzec (a tutaj jego wpis: https://www.wykop.pl/wpis/51256431/548-020-73-548-093-tydzien-umawiania-sie-niepewnos/. Żegnamy się z nadzieją że uda się jeszcze kiedyś coś wspólnie pokręcić (naprawdę wesoły człowiek, polecam tego Allegrowicza ;)) i idziemy wziąć prysznic… Później na pociąg… I do domu.

#rowerowyrownik

Wpis dodany za pomocą tego skryptu
Pobierz MordimerMadderdin - 549 118 + 591 = 549 709

Moje 500+
Teoretycznie odpocząłem po ...
źródło: comment_1596912723ve7SgjUyRCpVxSUFTLGgmS.jpg
  • 43
Burki pospolite które biegają sobie samopas po Świętokrzyskim bo pewnikiem zbyt zanietrzeźwiony monsieur Rolnik zapomniał zamknąć (lub w ogóle wybudować) bramki na swoje włości. Lub uznał to za zbyteczny trud i poniechał zamiaru. Do czego pewnikiem przekonał go własnymi ręcyma wydestylowany samogon… Nie mnie oceniać czy faktycznie tak było, domniemywam tylko.


@MordimerMadderdin: Zabrzmiało jak Jakub Wędrowycz :D
Dobra tura, gratki dla całej ekipy! :)
@Izanagi013: zastanawiam się, czy każdy, który tak narzeka na to, że rowerzyści nie jeżdżą po ddrach (w środku nocy przy znikomym ruchu xD), jest święty i nigdy nie przekroczył prędkości jadąc autem, albo nigdy nie wyprzedził na podwójnej ciągłej. O zatrzymaniu się przed zieloną strzałką na skrzyżowaniu nie wspomnę
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@krabozwierz: o brawo, jeszcze whataboutism stosujesz, żałosne. Nie jeżdżę samochodem, jeżdżę rowerem prawie codziennie. A na zdjęciu gdzie nie jedziesz DDR jest środek dnia. Żałosny król szosy. Nienawidzę was. Ostatnio grupa takich pedalarzy jechała cała szerokoscia drogi i doprowadziła do kolizji ze mną, bo oczekiwali, że ominę ich wjeżdżając do rowu. Tfu
@Izanagi013: przywaliłeś się do zdjęcia po którym nawet nie jesteś w stanie stwierdzić, czy to jest DDR, czy nie xD takiego robienia #!$%@? z logiki to juz dawno nie widziałem.
Dobrze, że reszta uczestników ruchu drogowego jest święta i może sobie pozwolić na ścinanie zakrętów, tak jak debil, przez którego bym wczoraj wylądował w szpitalu, bo panisko musiał zaoszczędzić 0.00001 sekundy i koniecznie musiał jechać po rajdowemu przez zakręt, który był