Wpis z mikrobloga

"Owszem, mówiło się że może być wojna. Przyjaciółka mamy wyprowadziła się do Warszawy, chciała zabrać trochę naszych rzeczy. Ale tata powiedział, że nie wolno siać paniki, trzeba być tutaj, tu Niemcy nie dotrą, a gdyby nawet tak się stało, to czy ktoś mógł spodziewać się tak strasznej wojny?"

Tu zaczęła się wojna totalna.
Wieluń, 1.IX.1939 r.

Wieluń. Spokojne, 15-tysięczne miasto przygraniczne w II Rzeczypospolitej.

Jak co piątek, 1. września z racji dnia targowego ludzie zbierali się spokojnie przygotowując swoje stragany i stoiska. Furmanki już od bladego świtu wjeżdżały na plac Legionów przy Starym Rynku.

Na dzień ten miał być przeprowadzony próbny alarm przeciwlotniczy, któryś już z kolei. Z początku więc mało kto zareagował, gdy o 5:40 rozległy się w całym mieście syreny.

Za oknami było jeszcze szaro kiedy obudził nas szum, wydawało się jakbyśmy słyszały ryczące krowy. Słychać było też wycie syren i potem świst bomb. Mama powiedziała: „Wstań, bo chyba jest próbny alarm".


Była to w zasadzie druga z kolei próba dotarcia nad miasto podjęta przez lotników Luftflotte 4 podlegającej pod gen. Wolframa von Richthofena (kuzyna sławnego "Czerwonego Barona"). Pierwsza próba - z powodu zaległej nad miastem oraz okolicą gęstej mgły - zakończyła się fiaskiem. Druga natomiast dotarła do celu.

Zobaczyłem jak samoloty zatoczyły rundę nad miastem, po czym obniżyły lot. Usłyszałem okropny świst i za chwilę szyby w naszym lokalu wyleciały na podłogę, futryna jednego z okien wpadła do środka, a brunatno-szary pył przesłonił wszystko.


W nalocie tym brało udział 29 Junkersów Ju 87B oraz mający sfotografować skutki nalotu Do 17P. Pierwsze bomby spadły na budynek szpitala Wszystkich Świętych przy obecnej ulicy Piłsudskiego. W ataku na ów szpital, wyraźnie oznakowany symbolami czerwonego krzyża - jak wspominają świadkowie - zginęły 32 osoby.

Druga część nalotu w liczbie 33 Ju 87B wraz z Do 17 zrzuciła 22 bomby na miasto.

Przede mną na ukos grupa domów, jakieś zabudowania dworskie albo mała wieś. Dym unosi się stamtąd i powleka ciemną smugą żółte pola i połyskującą rzekę. Wieluń – nasz cel! W mieście kilka domów stoi w wielkim ogniu. Jednak wysoko ponad tym ciemne punkty na tle niebieskiego nieba, z błyskawiczną szybkością tu i ówdzie śmigające jak ważki nad lustrzaną taflą wody: to niemieckie myśliwce, które oczekują i mają osłaniać nasz atak. [...]. Mój pierwszy atak na żywy cel! Przez ułamek sekundy błysk świadomości: Tam w dole jest żywe miasto, miasto pełne ludzi [...]. Ulice w dole wyglądają jak obrazek z pocztówki, a ciemne punkty, które się na nich poruszają są celem. Niczym, tylko celem. Na wysokości 2500 metrów życie na ziemi traci swoją wagę [...]. Wysokość 1200 metrów [...] pierwsza bomba spada! [...] a teraz spojrzenie w dół bomba upadła dobrze, wprost na ulicę, a czarna masa, która sunęła wzdłuż ulicy, zatrzymuje się. Na miejscu w które trafiłem, powstało ciemne kłębowisko. I w to kłębowisko padają serie bomb z innych samolotów [...]. Kierujemy lot zgodnie z rozkazem ku północnemu wylotowi miasta. Znów bomby! Tuż za miastem jakaś zagroda zapchana wojskiem i zaprzęgami. Jesteśmy na wysokości zaledwie 1200 metrów, opadamy na 800. Bomby spadają, a zagroda tam w dole znika w ogniu i dymie razem ze wszystkim co się w niej znajduje. Odwrót! Ostatni ładunek, ten najcięższy, spada na rynek. Fontanna płomieni, dymu i odłamków wyższa niż wieża małego kościoła [...]. Ostatnie spojrzenie: z polskiej brygady kawalerii nie pozostało nic.


Skutki nalotu były straszliwe. Spanikowani mieszkańcy miasta desperacko próbowali ratować życie.

Nagle sufit zaczął pękać, wyleciały szyby. W koszulach nocnych wyskoczyłyśmy przez okno drugiego pokoju na zewnątrz. Na podwórzu było mnóstwo pyłu, słychać było płacz, zanoszoną modlitwę. Wszyscy byli przekonani, że to atak gazowy, zasłaniali usta. Kiedy się okazało, że jednak nie, rzucili się do ucieczki. Uciekłyśmy z mamą 2-3 domy dalej i schroniłyśmy się w piwnicy. Ktoś nakrył mnie marynarką, bo cała się trzęsłam. Za chwilę bomba uderzyła w oficynę tego domu, jeden z mężczyzn krzyknął: „Uciekajmy, bo nas zasypie!”. Przez palący się już rynek po gruzach uciekłyśmy na ul. Reformacką – tam mieszkała moja koleżanka. Za nami do piwnicy wpadła ranna kobieta ze złamaną ręką. Za chwilę również stąd trzeba było uciekać. Mężczyźni zaczęli łamać płoty i boso po rżysku uciekaliśmy w kierunku szosy olesnowskiej.


Po nalocie piloci zawrócili z powrotem na lotniska. Jeden z samolotów uszkodzony został odłamkiem własnej bomby, a dwa pozostałe przez polską obronę P-LOT.

Co do eskorty ów nalotu, z powodu fatalnych warunków atmosferycznych jeden Bf 109D rozbił się koło Namysłowa; pilot zginął. Natomiast dwa inne myśliwce podczas przymusowego lądowania w Radziejowie zostały całkowicie zniszczone, a trzeci uszkodzony w 65% i w konsekwencji przeznaczony na złom; piloci tych maszyn przeżyli.

Atak odniósł sukces. Pilot niemieckiego samolotu zwiadowczego tak opisywał skutki nalotu:

Określam mniej więcej kurs na Wieluń i chcę tam sprawdzić, jaki skutek odniósł nasz atak. Jest już 6.00, jednak dzień jakoś nie chce się rozjaśnić. Nie minęło wiele, a w szarości przed nami widać naraz ogromny pożar, z którego prawie pionowo wzbija się w górę ciemna, szeroka ściana dymu i miesza się z mgłą i wiszącymi nisko chmurami. Przerażająco piękny widok! W trzech różnych punktach palą się rogatki miasta, tam gdzie ulokowane były polskie wojska. Na dole widzę dziki chaos, wygląda na to, że ludzie kompletnie potracili głowy!


Po pierwszym ataku niemieckie bombowce wracały do bazy i z nowymi ładunkami wracały nad Wieluń jeszcze czterokrotnie. Bomby spadały precyzyjnie na synagogę, bursę szkolną, XIV-wieczną kolegiatę. Zniszczono zabytkowy rynek miasta. Zniszczony został także budynek oddziału położniczego, znajdujący się obok głównego gmachu szpitalnego, oraz szpital zakaźny przy ul. Piłsudskiego.

Po drugim nalocie zniszczenie miasta było ogromne. Widziałem szpital doszczętnie zburzony. Obok szpitala na gałęziach drzewa widziałem zwisające zwłoki. Na ulicach leżało sporo zabitych i rannych. (…) Popłoch w mieście panował nie do opisania. Ludzie uciekali z miasta, wielu biegło tylko w bieliźnie. Zaskoczenie było tak wielkie, że niektórzy odchodzili od zmysłów.


Bombardowano Wieluń z małej wysokości, precyzyjnie mierząc w cele. Do zrzucających bomby stukasów dołączyły myśliwce ostrzeliwujące z broni pokładowej uciekających z walących się budynków mężczyzn, kobiety, dzieci i starców.

Tymczasem samoloty myśliwskie, nie mające potrzeby osłaniania ataków bombowców przed polskimi samolotami, gdyż takich nie było w okolicach Wielunia, latały nad miastem lotem koszącym i z broni pokładowej ostrzeliwały uciekających mężczyzn, kobiety i dzieci. Wszyscy świadkowie tego wydarzenia zgodnie potwierdzają, iż wówczas rozpętało się piekło.


Na miasto w toku nalotów zrzucono 112 pięćdziesięciokilogramowych bomb burzących i 29 najcięższych bomb zapalających, o wadze pół tony każda. Piloci przy tym wykonywali po raz pierwszy w warunkach bojowych lot nurkowy.

Miasto zostało zniszczone w ok. 70-75% – z zabudowy rynku ocalało jedynie dawne kolegium pijarów.
Całkowitemu zniszczeniu uległ m.in. kompleks budynków szpitala Wszystkich Świętych (gmach główny z 1840 r.) oraz synagoga z 1842 roku.
Poważnemu uszkodzeniu uległ również czternastowieczny kościół św. Michała, który Niemcy, po ograbieniu z cennych zabytków, wiosną 1940 r. wysadzili. Obecnie w centrum miasta można obejrzeć jego zrekonstruowane fundamenty.

Wieluń jest miastem, które poniosło największe straty w pierwszych dniach II wojny światowej.

W atakach zginęło prawdopodobnie około 1,2 tys. mieszkańców.

Żaden z pilotów nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności za tę zbrodnię.

Źródła:
- Wikipedia;
- Wprost.pl;
- Idziemy.pl;
- Dzieje.pl;
- HistoriaWielunia.uni.lodz.pl;

#wojnaobronna1939

#iiwojnaswiatowa #kampaniawrzesniowa #wrzesien39 #polska #iiirzesza #wojna #historia #gruparatowaniapoziomu #lotnictwo #wielun
Pobierz takitamktos - "Owszem, mówiło się że może być wojna. Przyjaciółka mamy wyprowadziła s...
źródło: comment_1598856850kQ3TdvdTA7w53qlh9c65Y4.jpg
  • 30
Na dzień ten miał być przeprowadzony próbny alarm przeciwlotniczy, któryś już z kolei. Z początku więc mało kto zareagował, gdy o 5:40 rozległy się w całym mieście syreny.


Tak bardzo to...
Teraz też lepiej by nie było, syreny na powstanie warszawskie, na wybuch wojny, wybór papieża, msza dożynkowa... Mało kto myśli że może akurat coś się właśnie złego zaczęło.
To samo z alertami RCB na wybory