Wpis z mikrobloga

Osoby, które odwiedzają mój profil widząc taką ścianę tekstu myślą, że będzie to #pasta lub jakieś #przemysleniazdupy

Muszę was zawieść, tym razem, to nie pasta.

Rok 2020 uraczył nas wszystkich niespodziankami. Jedne gorsze, drugie lepsze – ale na pewno – pełne emocji. Dla mnie również ten rok był bardzo ciekawy. Nowa praca jako inżynier oprogramowania, rozwój własnego projektu Logger.S do samochodów, rozpoczęcie biznesu naleśnikowo-gofrowego (oraz jego sprzedaż z zyskiem), wydanie dużej ilości naraz pieniędzy na moje ukochane auto by później móc się nim cieszyć, praca zdalna, spory dół mojego biznesu handlu samochodami.

Tak, zdecydowanie pracowity i ciekawy rok. Ironicznie Chińskie przysłowie się sprawdziło „obyś żył w ciekawych czasach”.

Jednak dwa wydarzenia wpłynęły na mnie zdecydowanie najbardziej, szczególnie, że nastąpiły one niemal po sobie.

Chodzi mianowicie o śmierć mojego dziadka Zygmunta (Świeć Panie nad Jego Duszą). Oraz…
Fakt, że kilka dni później dowiedziałem się, że…

Zostanę ojcem.

Proszę nie regulować internetów – tak, stało się, i uwierzcie, jestem tym faktem równie zaskoczony co Wy. I nie, nie chodzi o to, że idę do seminarium duchownego. Wraz z moją małżonką zostaliśmy obdarzeni cudem życia, które będzie miało swoją światową premierę w okolicach lata 2021 roku. Nie znamy jeszcze płci, chociaż w dzisiejszych czasach pewności i tak nie można mieć dopóki nie zrobi mu się homologacji w Głównym Urzędzie Legalizacji Helikopterów Bojowych #pdk

Tak czy inaczej, korzystając z tego, że są święta i w ogóle, naszła mnie refleksja i stwierdziłem, że się podzielę jaki obowiązek na mnie, jako ojcu, spoczywa.

I obowiązek to jest wielki, ponieważ to ode mnie (i mojej lepszej połówki) będzie zależało, czy dziecko poradzi sobie w tych Ciężkich Czasach Kapitalizmu Marksizmu.

Wszak od małego mógłbym wpajać dziecku takie trywializmy jak: szanuj siebie i innych, nie sikaj pod wiatr (wersja dla chłopca), uważaj na chłopców (wersja dla dziewczynki), nie smaż boczku bez koszuli (wersja unisex), uważaj na Wietnamczyków w krzakach (wersja dla helikoptera bojowego typu Apache), komunizm nigdy nie działał gdy był próbowany, utrzymuj swój pokój w czystości i porządku, dobrze się ucz bo nauka to potęgi klucz itd.

Ale przecież ile z tych rzeczy zostało nam powtarzanych przez naszych rodziców – a ile z nich zignorowaliśmy? W ilu wypadkach musieliśmy i tak nauczyć się na własnych błędach? Ile razy robiliśmy (i nadal robimy) na przekór tradycjom i naukom starszych nie zdając sobie sprawy z długofalowych skutków naszych decyzji wedle zasady „na złość mamie odmrożę sobie uszy”?

Czy jako rodzic jestem więc skazany na porażkę? Czy naprawdę nie ma wyjścia z tej spirali nieszczęść pokoleniowych?

Wydaje mi się, że jest… Otóż: wiele mógłbym moim rodzicom zarzucić, ale jest jedna rzecz, której nauczyli mnie perfekcyjnie i jestem im za to dozgonnie wdzięczny.

Nauczyli mnie jak kochać innego człowieka.

Nie lubię używać tak potężnych słów, nie lubię ich definiować i zamykać w ramy, wszak idee – a czymże innym jest miłość – są nieśmiertelne, ponadczasowe i ponadwymiarowe – a nasze języki i rozumy takie maluczkie i proste.

Nie wiem jak będzie wyglądało życie z moim dzieckiem, więc większość tatusiów i mamusiów pewno popatrzy się na mnie teraz z politowaniem, jak stary kuc patrzy się na młodą Julkę z Twittera gdy ta pisze, że wprowadzenie Euro w Polsce sprawi, że wszyscy wtedy będą zarabiać 2000€ zamiast 2000zł.

Natomiast moim celem będzie przekazać jak najlepiej co to znaczy kochać – jak to okazywać, jak to odczuwać i w jaki sposób rozróżniać czy coś jest faktycznie prawdziwą miłością.

Będzie to ciężkie – wiem – jednak ten ostatni punkt wydaje mi się najcięższy. Bo czasem sam będę musiał robić coś wbrew sobie, by osiągnąć największe dobro dla mojego dziecka. Wszak gdy będzie chciało wsadzić palec do kontaktu, będę musiał mu wyjaśnić, że tam jest wielki prąd – ale gdy nie będzie umiało jeszcze rozumować muszę przyjść i nie pozwolić mu na to wszelkimi siłami by nie zrobiło sobie krzywdy – ono się rozpłacze – a z boku będzie wyglądać to jakbym temu dziecku robił krzywdę. Dziecko tego nie zrozumie, jako młodzież pewno będzie się przeciw temu buntował, będą go podburzali rówieśnicy twierdzący, że oni mieli palce w kontakcie i to jest nawet przyjemne – będzie go podburzał rząd, że prąd jest przecież dla wszystkich – będą podburzały go media, że przecież prąd jest cool i w ogóle zabranianie dziecku wsadzania palców do kontaktu jest oznaką prondofobii i w ogóle powinni mi go odebrać...

I oczywiście nie tyczy się to tylko tej sytuacji – podejście do uzależnień, do wychodzenia na imprezy, do nie dodawania rodzynek do sernika – na pewno będą starcia i liczę się z tym, że możliwe, że nawet mnie za to kiedyś znienawidzi. Ale to jest poświęcenie, na które jestem gotów, by móc nauczyć go wszystkiego tego najlepszego co wiem – by mógł sobie poradzić przez życie.
Bo miłość – to najważniejsza rzecz na świecie. To ona łączy ludzi, to ona tworzy nowe rzeczy, to ona sprawia, że rano wstajemy z łóżka i w końcu – to ona sprawiła, że jestem z moją żoną – i moje dziecko jest owocem tej miłości.

Tak więc w te symboliczne Święta Bożego Narodzenia – naszego Mesjasza: Boga i człowieka zarazem, który z miłości umarł za nas – za nasze grzechy. Chciałem się podzielić tym wpisem i życzyć wam Spokojnych, Radosnych i Szczęśliwych Świąt oraz owocnego nowego roku.

„Bóg jest Miłością”

Z Bogiem więc!

#chwalesie #swieta #bozenarodzenie #uk #yorkshire
Pobierz sorek - Osoby, które odwiedzają mój profil widząc taką ścianę tekstu myślą, że będzie...
źródło: comment_1608821130p226TvW8PdyKEK2eymvIKB.jpg
  • 4