Wpis z mikrobloga

Cześć.

Ostatnio zostałem oskarżony, że wrzucam wpis oderwany od rzeczywistości, więc tym razem zacznę od wstępu. "Casio w podróży" to akcja, podczas której 35 osób z tagu #zegarki dobrowolnie zgodziło się tytułowe Casio otrzymać, "pokazać zegarkowi" ciekawe/ważne/jakiekolwiek miejsca w okolicy i wysłać zegarek w podróż do następnego chętnego. Ja byłem dwunasty w kolei, a po pokonaniu 8540km po świecie, zegarek tuż przed świętami trafił do Stalowej Woli.

Pierwszego dnia miało miejsce spotkanie zapoznawcze:

Zdjęcie

podczas którego starałem się zaplanować co w moim mieście naszemu Casio pokazać. Musicie bowiem wiedzieć, że Stalowa Wola jest miastem tak nijakim, że aż wyjątkowym.

Powstała w 1938 pośrodku niczego. I nie ma w tym określeniu przesady, bo osiedle robotnicze wybudowano w środku lasu i pól, pomiędzy miasteczkami Rozwadów i Nisko, w pobliżu wsi Pławo. Ludzie ściągnięci tu z całego kraju mieli pracować w nowowybudowanej w ramach Centralnego Okręgu Przemysłowego hucie, która wtedy nosiła nazwę Zakładów Południowych. Nazwę dla osiedla zaczerpnięto z wypowiedzi ministra spraw wojskowych, Tadeusza Kasprzyckiego, który o budowie Centralnego Okręgu Przemysłowego powiedział, że "jest to stalowa wola narodu polskiego wybicia się na nowoczesność". Po wojnie z osiedla pracowniczego powstało modelowe miasto robotnicze, które wraz z upadkiem poprzedniego ustroju podupada i wyludnia się do dziś. Ten krótki wstęp pomoże wam zrozumieć dlaczego nie ma tu co pokazywać - nie ma zabytków, nie ma centralnego rynku, a historia raczej to miasto oszczędzała, więc ciekawych miejsc raczej brak.

Zanim jednak przeszliśmy do zwiedzania, zegarek spędził ze mną wigilię. Aby uniknąć sporu czy sernik ma być z rodzynkami czy bez, wybrałem opcję neutralną - sernik z brzoskwiniami.

Zdjęcie

Po wigilii pojawił sie problem. Najwyraźniej nierozsądnym było wynoszenie podczas przedświątecznych porządków śmieci w podkoszulku i klapkach podczas deszczu. Święta i parę dni później przeleżałem w łóżku, kaszląc jak stary gruźlik. Gdy doszedłem do siebie, pojechaliśmy na sylwestra do znajomych, gdzie... wybiłem sobie palca u stopy kopiąc w drapak dla kota. A, że moim głównym środkiem transportu jest zwykle rower, wycieczka z Kazikiem musiała znów być odłożona. W końcu jednak doszedłem do siebie i mogłem pokazać zegarkowi okolicę.

Zacząłem od napisu, który wita wjeżdzających i żegna uciekających w przerażeniu ze Stalowej Woli.

Zdjęcie

Tak jak wspominałem Stalowa Wola to głównie huta, toteż zacząłem od niegdysiejszej bramy Huty Stalowa Wola, która dzisiaj oddziela tereny miasta od strefy przemysłowej.

Zdjęcie

Kawałek dalej znajduje się wybudowana w stylu art-deco dawna Dyrekcja Huty, dzisiaj filia Urzędu Miasta

Zdjęcie

W mądrych książkach jako zabytek art-deco pojawia się również budynek hotelu Hutnik, więc i to miejsce zaliczyliśmy:

Zdjęcie

Obecnie sama Huta Stalowa Wola zajmuje ułamek dawnej powierzchni (kiedyś była większa od miasta!), przestawiła się na produkcję wyłącznie wojskową, a jej biurowiec prezentuje się o wiele nowocześniej.

Zdjęcie

W Hucie produkowane są różnego rodzaju wozy bojowe. Nie mam o tym bladego pojęcia, więc nie będę się tu wymądrzał. Dla mnie to wszystko wygląda jak czołg, tylko czasem ma dłuższą lufę, a czasem koła zamiast gąsienic :P. Gdzieś te wynalazki trzeba testować, a robi się to między innymi na położonej w lesie pod Stalową Wolą Wrótniej Górze:

Zdjęcie

Góra ta ma trzy podjazdy o różnym nachyleniu, a najbardziej stromy wznosi się pod kątem 31 stopni. Kiedyś pełno było tu amatorów motocykli, którzy mierzyli się ze stokami tej góry, ale widać nie podobało się to wojskowym, bo góra została wybetonowana i poprzedzielana szlabanami. Mimo to miejsce warte odwiedzenia, bo często można tu zobaczyć wojskowe maszyny w akcji. Do góry prowadzi długa droga przez las pełna dziur i wybojów na której zarówno wojskowi, jak i co odważniejsi cywile mogą przetestować swój sprzęt. Czy legalnie, tego nie wiem, w końcu to środek lasu.

Zostawiając tematy militarne za sobą, postanowiłem zaliczyć najważniejsze zabytki Stalowej Woli. Choć jest to określenie prawdziwe tylko połowicznie, bo Stalowa je sobie przywłaszczyła. Pierwszym takim miejscem jest kościół świętego Floriana:

Zdjęcie

Jeżeli kogoś razi stary drewniany kościółek pośrodku nowego miasta to ma rację. Kościółek ten został wybudowany w 1802 roku we wsi Stany, kilkanaście kilometrów na południowy zachód od Stalowej Woli. Gdy w 1941 roku tereny te niemieccy okupanci zaplanowali przeznaczyć na poligon, powstała inicjatywa przeniesienia kościoła do Stalowej Woli. Dzięki ogromnej pomocy i wspaniałomyślności niemieckich władz udało się to i 12 grudnia 1943 miało miejsce otwarcie kościoła w nowym miejscu. Oczywiście niemiecka pomoc nie była bezinteresowna i została wykorzystana do celów propagandowych, uargumentowana walką z komunizmem, a przy okazji była przykrywką dla rozstrzelania tego dnia w lesie dziesięciu ludzi.

Drugim zabytkiem starszym od miasta jest klasztor kapucynów wybudowany w latach 1752-1754 w Rozwadowie. Gdy w 1973 roku Stalowa Wola pochłonęła Rozwadów, klasztor stał się jej częścią.

Zdjęcie

Trzeci zabytek to nasze muzeum, mieszczące się w wybudowanym w latach 1782-1786 pałacu Lubomirskich w Rozwadowie. Podobnie jak klasztor, stał się częścią Stalowej Woli w latach siedemdziesiątych.

Zdjęcie

Co jeszcze można powiedzieć o moim mieście? Jest na podkarpaciu, które uważane jest za bastion partii obecnie rządzącej. I fakt, można tu odczuć nastrój katolicko-patriotyczny. Mamy ogromny pomnik husarza-patrioty, który może się wam kojarzyć z tegorocznym plakatem Marszu Niepodległości na którym husarz mieczem rozbijał tęczową flagę. Będzie to słuszne skojarzenie, bo na plakacie była informacja, że marsz jest organizowany w hołdzie Andrzejowi Pityńskiemu, który był autorem stalowowolskiej rzeźby.

Zdjęcie

Mamy też ogromny mural papieża-Polaka:

Zdjęcie

Mamy pomnik papieża:

Zdjęcie

Mamy mural rotmistrza Pileckiego:

Zdjęcie

Mamy rondo imienia Lecha Kaczyńskiego, znajdujące się symbolicznie na ulicy Ofiar Katynia:

Zdjęcie

Mamy też taki obelisk:

Zdjęcie

Tymczasem mam wrażenie, że miasto zapomniało o swoim prawdziwym bohaterze, o którym częstsze wzmianki pojawiają się na Wykopie niż w lokalnych mediach. Stalowa Wola i okoliczne miasta oraz wsie przeszły przez drugą wojnę światową dużo łagodniej niż reszta kraju. Było to zasługą dwóch niepozornych ludzi - lokalnych lekarzy. Eugeniusz Łazowski ukończył studia w Warszawie, ale do Stalowej Woli ściągnęła go miłość. Tu, przy budowie Stalowej Woli pracował Ludwik Tołwiński, ojciec Marii, w której Łazowski zakochał się po uszy. Korzystając z faktu, że prowicja była podczas wojny spokojniejsza od stolicy, młodzi osiedlili się w Rozwadowie, gdzie Eugeniusz dostał pracę jako lekarz w przychodni PCK. Sciągnął tu swojego kolegę po fachu, Stanisława Matulewicza. Ten przez przypadek odkrył, że wstrzyknięcie zdrowej osobie niegroźnej bakterii Proteus OX19 daje w niemieckich testach na tyfus plamisty fałszywie dodatni wynik. Wiedząc, że Niemcy panicznie boją się epidemii tyfusu, Łazowski wykorzystał to wstrzykując ową baterię wielu osobom, których krew wysyłał do niemieckich laboratoriów. W efekcie jego działania cała okolica została uznana za objętą zarazą. Przerażony okupant zwiększył przydziały mydła, jedzenia, a także całkowicie zaprzestał wywózek ludności, a każdy Niemiec który mógł, czmychał z tego rejonu. Szacuje się, że działania tych dwóch młodych ludzi uratowały przed wywiezieniem i śmiercią od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Tym smutniejsze, że w miejscu, gdzie Łazowski mieszkał i pracował, nie uświadczymy dziś nawet symbolicznej tabliczki:

Zdjęcie

Możecie to porównać ze zdjęciem z epoki, wraz z bohaterem historii, panem Łazowskim.

Zdjęcie

Jedyne na co było stać miasto aby upamiętnić chyba jedynych lokalnych bohaterów rangi światowej, to skromny kamień z tablicą odsłonięty podczas niewielkiej uroczystości, rozreklamowanej tak bardzo, że nawet o niej nie wiedziałem :/

Zdjęcie

Zdenerwowany brakiem powszechnej świadomości mieszkańców o fałszywej epidemii tyfusu, postanowiłem zebrać całą dostępną w źródłach historycznych wiedzę i posiłkując się autobiografią Eugeniusza Łazowskiego, stworzyłem film opowiadający dokładnie historię tego bohaterskiego lekarza, od studiów w stolicy, po jego śmierć na emigracji, skupiając się jednak głównie na latach jego działalności w Stalowej Woli. Jeżeli ktoś chciałby poznać tą historię bliżej, proszę link -

Link

Tak, film ma ponad dwie godziny, ale z tego co wynika z komentarzy - naprawdę warto. Mi własnej pracy nie wypada oceniać, ale bardzo się starałem, aby film był wartościowy. Jeżeli jednak ktoś nie ma tyle czasu, to wersję skróconą może znaleźć tutaj:

Link

Po wszystkim wstąpiłem jeszcze na dworzec, niegdyś dużą stację węzłową, a dzisiaj głównie miejsce przesiadek studentów. Przy dworcu stoi parowóz Ty2-16 będący aktualnie atrakcją turystyczną usiłującą odwracać uwagę od zaniedbanego budynku dworca.

Zdjęcie

I to by było na tyle ze stalowowolskiej wycieczki. Z ogromną przyjemnością pokazałbym na przykład ulubioną knajpę z kraftowym piwem, ale mamy sytuację jaką mamy... Jako, że zegareczek i tak się u mnie dość nasiedział, to jeszcze dzisiaj rusza w dalszą podróż. Mam nadzieję, że dotrze cały i zdrowy. Kolejny przystanek - zagranica. @Dominik80 , zaopiekuj się nim :)

#casiowpodrozy #zegarki #stalowawola
  • 16
ale widać nie podobało się to wojskowym, bo góra została wybetonowana


@Kompulik: Nie tyle co nie podobało sie to trepom, tylko "specjalny odcinek", z którego wywodzi się nazwa "esowska" był w tak opłakanym stanie, że żeby w dalszym ciągu testować podwozia do Krabów xD i innych Langust musieli wyremontować podjazdy. Od czasu do czasu można się załapać na widok 1000 konnego, ryczącego Kraba jak jedzie po tej gruntowej drodze biegnącej obok
"Casio w podróży" to akcja, podczas której 35 osób z tagu #zegarki dobrowolnie zgodziło się tytułowe Casio otrzymać, "pokazać zegarkowi" ciekawe/ważne/jakiekolwiek miejsca w okolicy i wysłać zegarek w podróż do następnego chętnego. Ja byłem dwunasty w kolei,


@Kompulik: wow, ponad 7 miesięcy to ten Kasjo powinien myśleć o drugim kółku, a tymczasem ostatni na liście mogą nie dożyć. ;)
@jihaad: No idzie powoli, ale myślę, że tydzień u kogoś + tydzień na podróż to norma. Tak zresztą średnio wychodzi. Zegarek 6 miesięcy w podróży i zaliczył 12 przystanków. Wychodzi na to, że pełne kółko potrwa jakieś półtora roku.