Wpis z mikrobloga

Nie spodziewałeś się Czechosłowacji w tym wątku - czyli o historii słowackich stoczni

Chyba każdy słyszał kiedyś żarty o czeskim dostępie do morza – a raczej jego braku. Na domiar złego, Czesi i Słowacy zwykli witać się żwawym „ahoj!”, zarezerwowanym u nas raczej dla marynarzy i żeglarzy. Cóż, żarty żartami, ale Czechosłowacja zdecydowanie nie jest pierwszym krajem, który przychodzi na myśl w kontekście historii żeglugi i budowy statków. Tym większe było moje zaskoczenie, gdy kilka miesięcy temu trafiłem w Koszycach na wystawę poświęconą stuleciu budownictwa okrętowego w Czechosłowacji. Gdybym trafił na taką ekspozycję w Holandii albo Szwecji, to pewnie zastanowiłbym się, czy nie mam czegoś mniej oczywistego do roboty. Ale na Słowacji? To była atrakcja z gatunku must-see!

Wszystko zaczęło się pod koniec XIX wieku, jeszcze za czasów austro-węgierskiego cesarstwa. To wówczas w położonej nad Dunajem miejscowości Komarno Węgrzy założyli stocznię, która miała naprawiać i budować statki na potrzeby żeglugi dunajskiej między Wiedniem a Budapesztem. Produkcja ruszyła w roku 1902. Po I wojnie światowej miasto zostało podzielone między Czechosłowację i Węgry, a część ze stocznią przypadła pierwszemu z państw. Oprócz tego, w ramach postanowień wersalskich nasi południowi sąsiedzi otrzymali część cesarskiej floty dunajskiej. Tak oto rozpoczęła się historia czechosłowackiego przemysłu stoczniowego.

Po wersalskich zmianach firma weszła w skład wielkiego koncernu o nazwie Škoda, który dzisiaj kojarzy nam się głównie z samochodami. Przed II wojną światową produkcja szła pełną parą, a słowacka stocznia produkowała nie tylko na rynek wewnętrzny, ale również na eksport. Statki z Komarna trafiały m.in. do Wielkiej Brytanii, Chin i Afryki Południowej. Zbudowano tam także flagowy okręg Czechosłowackiej Marynarki Wojennej – monitor rzeczny SS „President Masaryk”. Podczas wojny stocznia została zmodernizowana i rozbudowana, chociaż oczywiście odbyło się to poza czechosłowacką jurysdykcją. Tak czy siak po zakończeniu konfliktu Komarno wróciło do przedwojennych właścicieli, a produkcja znów wskoczyła na pełne obroty.

Przez kilka dekad głównym importerem słowackich statków był oczywiście bratni Związek Radziecki. Wśród najważniejszych modeli produkowanych przez Slovenské Lodenice, bo taką nazwę po wojnie przybrała stocznia, należy wymienić statki wycieczkowe klasy Walerian Kujbyszew. Kujbyszewy były największymi i najbardziej luksusowymi jednostkami wykorzystywanymi w żegludze po Wołdze. Łącznie wyprodukowano ich 9, a wśród nadanych imion znaleźć można m.in. Gieorgija Żukowa i Feliksa Dzierżyńskiego (na zdjęciu). W Komarnie został zbudowany również prom Bułgarija, który w 2011 roku uległ katastrofie zabierając ze sobą 122 ofiary. Przez lata z naddunajskiej stoczni wypłynęło mnóstwo jednostek przeznaczonych do żeglugi rzecznej, ale komarneńskie zakłady dostarczały również statki morskie. Te ostatnie zaczęły powstawać po upadku komunizmu i są produkowane głównie na rynek holenderski i niemiecki. Dzisiaj na statki z Komarna można natknąć się zarówno na Wołdze, jak i na światowych morzach, które przemierzają pod egzotycznymi i opłacalnymi banderami.

Komarno nie jest jedynym słowackim ośrodkiem stoczniowym – ta gałąź przemysłu była rozwijana również w Bratysławie. Swoją stocznię mają też Czesi. Znajduje się w miejscowości Děčín położonej nad Łabą, tuż przy granicy z Niemcami. Czeskie i słowackie fabryki okrętów nie są atrakcjami turystycznymi, ale jeśli przypadkiem znajdziecie się w Komarnie albo Děčínie, to na pewno będziecie mieli co robić. Pierwsze z miast słynie z rzymskich ruin i znacznie późniejszej twierdzy, a za największą atrakcję drugiego uchodzi klasycystyczny zamek. A więc poza niespodziewanymi stoczniami jest dość swojsko.

P.S. Dla porządku należy wspomnieć, że z tą Czechosłowacką Marynarką Wojenną to również nie jest żart. Oczywiście była to formacja operująca głównie na rzekach granicznych, takich jak Dunaj i Łaba. Czechosłowacja posiadała marynarkę wojenną do roku 1959, a złożona z 44 okrętów flota handlowa Kraju Krecika została rozwiązana dopiero w roku 1992. Republika Czeska do dzisiaj dzierżawi część portu w Hamburgu, która początkowo przypadła jej na 99 lat na podstawie postanowień traktatu wersalskiego. Aktualna czesko-hamburska umowa wygasa za 7 lat.

#zapiskieuropejskie -> mój tag, pod którym wrzucam relacje i ciekawostki z podróży po Europie.

#slowacja #czechy #podroze #gruparatowaniapoziomu #historia #ciekawostkihistoryczne #ciekawostki #morze #zeglarstwo #statki
sull1v4n - Nie spodziewałeś się Czechosłowacji w tym wątku - czyli o historii słowack...

źródło: comment_1610200426L5F7BIrWocbDcNdWIsINAd.jpg

Pobierz
  • 4
@MacAron: Nie chcę udawać eksperta w tej dziedzinie, bo bynajmniej nim nie jestem, ale wydaje mi się że transport statku z Dunaju na Wołgę nie jest szczególnie trudny - wystarczy przepłynąć Morze Czarne i Don, który jest połączony z Wołgą kanałem. Nie wiem, czy statki rzeczne mogą wpłynąć samodzielnie na morze. Intuicja podpowiada, że niekoniecznie, ale komentarze w Internecie sugerują, że jak najbardziej. A przecież można do tego celu wykorzystać holowniki.