Wpis z mikrobloga

470 + 1 = 471

Tytuł: Zabić drozda
Autor: Harper Lee
Gatunek: literatura piękna
Ocena: ★★★★★★★★★★

- Jak oni mogli to zrobić? Jak mogli? - Nie wiem, ale to zrobili. Robili to już wcześniej, zrobili dziś i zrobią ponowni. I wydaje mi się, że kiedy to robią tylko dzieci płaczą.


Zawsze miałem problem z postaciami kobiecymi, trudno było mi z nimi empatyzować. Może dlatego, że nie jestem kobietą. Ale wydaje mi się, że czytanie książek, a już zwłaszcza takich jak „Zabić drozda” pomaga w rozwijaniu wrażliwości. A może pani Lee zwyczajnie napisała tak dobrze, że trudno nie przeżywać emocji razem z główną bohaterką - Jean Louise „Skaut” Finch. Nawet nie kobietą, ale dziewięcioletnią dziewczynką. A emocji jest tyle i są tak silne, że pierwszy raz w czasie czytania książki zdarzyło mi się autentycznie wzruszyć. Z całą odpowiedzialnością mogę napisać, że do tej pory żadna książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Bez wątpienia jest to najlepsza pozycja, jaką do tej pory przeczytałem.

Historia dzieje się w latach trzydziestych XX wieku w małym miasteczku (acz będącym stolicą hrabstwa) na południu Stanów Zjednoczonych. Główne wątki to wątek tajemniczego sąsiada, który z domu wychodzi tylko nocą oraz sprawa procesu o gwałt, o który oskarżony jest czarnoskóry Tom Robinson. Jego obroną zajmuje się ojciec głównej bohaterki – Atticus Finch.

Nie wiem nawet od czego zacząć uzewnętrznianie moich zachwytów, bo tyle ich się w czasie lektury uzbierało. Bo i świetny język (choć to też po części, jak czasami zaznaczam, sprawka tłumacza); i całkiem zwyczajna, choć pasjonująca historia; i zapadające w pamięć sceny; i postaci, tak wyraźne i konsekwentne, że ma się wrażenie, że to nasi znajomi; i poruszane problemy – główny, który się podnosi – problem rasizmu w czasach Wielkiego Kryzysu, ale też mnóstwo innych. Jednym słowem wszystko, czego ja, jako czytelnik oczekuję od książki zaserwowane jeszcze lepiej, niżbym mógł się spodziewać.

Najlepszym dla mnie podsumowaniem będzie posłużenie się przykładami. Kilka rzeczy, które na pewno zostaną ze mną na długo poniżej,
Postać Atticusa Fincha – dobrego, sprawiedliwego, rozsądnego pełnego ciepła ojca i prawnika. Przy tym pełnego pokory i czasami wątpliwości. Dla mnie ta postać jest trochę swoistą instrukcją „jakim starać się być”. Postaci ciotki Alexandry i jej „przyjaciółek”, nauczycielki, panny Caroline, jako swoistą instrukcję „jakim starać się nie być”. Epizodyczna postać pana Raymonda, ukazująca do jakich czasami podstępów trzeba się uciec, żeby żyć tak, jak się chce i mieć spokój z zastępami ludzi, którzy chcą nam pomóc, bo oni przecież wiedzą lepiej, jak ja powinienem żyć.
W ogóle, ta książka wydaje mi się rozwinięciem biblijnej myśli „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?” Opowiada o hipokryzji; o tym, że postrzegane przez nas nasze własne bycie dobrym jest bardzo subiektywne i często robimy coś tylko po to, żeby uspokoić samych siebie, że przecież nie siedziałem bezczynnie, że coś zrobiłem.
Kolejną rzeczą jest myśl, że bycie damą, czy dżentelmenem, to nie jest ścisłe i bezmyślne trzymanie się zasad savoir-vivre, bez ich zrozumienia. Bardziej chodzi o to, żeby być co najmniej przyzwoitym. Co nie zawsze jest łatwe. Ze względu na okoliczności, ale też na nasze słabości.
To jest kilka rzeczy, które wyniosłem z lektury, choć wiadomo, że odebrałem ją przez pryzmat własnych doświadczeń, przemyśleń i przekonań. Rzadko tak piszę, bo wiem, że każdy może lubić coś innego, to jego prawo, ale wydaje mi się, że jest to książka, którą zdecydowanie warto przeczytać.

I jeszcze, zupełnie na koniec chciałem napisać o scenie, która chyba zrobiła na mnie największe wrażenie, zarówno pod względem treści, jak i formy. Chodzi o


W ogóle prowadzenie narracji pierwszoosobowej, poprzez postać dziecka to świetny pomysł, pozwalający spojrzeć na wydarzenia inaczej i niejednokrotnie trafniej niż przez nasz pryzmat dorosłości.

Edit: Aha, ja tutaj nie wyczerpałem tematu, bo w tej książce jest dużo więcej rzeczy, o których warto napisać. Jak choćby nasz bezsilność wobec "systemu", czymkolwiek by on nie był. I, że mimo nieprawdopodobieństwa sukcesu, warto niekiedy próbować. I pewnie zaraz do głowy przyjdzie mi coś jeszcze.
Nie wiem, czy książka może mnie jakoś bardzo zmienić, ale ta na pewno zasiała we mnie kilka ziaren, które być może zakiełkują, a które będę starał się pielęgnować. Bo myślę, że warto.

Wpis dodano za pomocą strony https://bookmeter.ct8.pl

#bookmeter
George_Stark - 470 + 1 = 471

Tytuł: Zabić drozda
Autor: Harper Lee
Gatunek: lite...

źródło: comment_1614946032gcYLZINBh1TK9AF9CRPdvf.jpg

Pobierz
  • 7
@mozgogrdyczka: Nawet nie wiedziałem, że jest kontynuacja.
Nie wiem też, jaki był zamiar autorki, kiedy taką kontynuację pisała. Bo o ile historie, które od początku w zamiarze autora były podzielone na kilka tomów, raczej były niezłe (przynajmniej te serie, które ja czytałem), to kontynuacje pisane pod wpływem sukcesu pierwszej części w większości wypadały blado.
via Wykop Mobilny (Android)
  • 2
@George_Stark: "Idź, postaw wartownika". Kontynuacja nie kontynuacja, z tego co pamiętam tam były jakieś zawirowania łącznie z tym, że to niby był pierwszy szkic "Zabić drozda", ale na okładce książki która kupiłam umieszczony był napis, że kontynuacja. Wydano po latach, nie napisano po latach na fali sukcesów, ale nie jest tak samo dobre.
@George_Stark: „Idź, postaw wartownika” jest zupełnie inną książką. Daje kompletnie odrębne spojrzenie na to co dzieje się w „Zabić drozda”, postacie budzące zachwyt w pierwszej, w drugiej okazują się kimś zupełnie innym. Jeśli zdecydujesz się ją czytać, to chyba najlepiej nie traktować jej jako dopełnienie „Zabić drozda”, a bardziej jako dziwną wariację na jej temat.