Aktywne Wpisy
pieknylowca +73
kubas_782 +19
Właśnie jestem po opłaceniu miesięcznych rachunków.
Takie małe podsumowanie mojego hulaszczego trybu życia.
Kredyt - 2500 (na stałej stopie jeszcze prawie 2 lata siedzę - epic win)
Przedszkole publiczne żłobek prywatny 2 dzieci - 1950zl
Prąd - 220
Woda - 280
Gaz (ciepła woda, ogrzewanie) 450. W lato spada do stówki.
Śmieci 120
Internet, tv 110
Telefony - 60
Raty za sprzęt do domu (zerówki) - 480
Paliwo do prywatnego auta -
Takie małe podsumowanie mojego hulaszczego trybu życia.
Kredyt - 2500 (na stałej stopie jeszcze prawie 2 lata siedzę - epic win)
Przedszkole publiczne żłobek prywatny 2 dzieci - 1950zl
Prąd - 220
Woda - 280
Gaz (ciepła woda, ogrzewanie) 450. W lato spada do stówki.
Śmieci 120
Internet, tv 110
Telefony - 60
Raty za sprzęt do domu (zerówki) - 480
Paliwo do prywatnego auta -
Aktywne Znaleziska
Zawiera treści 18+
Ta treść została oznaczona jako materiał kontrowersyjny lub dla dorosłych.
Tytuł: Rzeczy, których nie wyrzuciłem
Autor: Marcin Wicha
Gatunek: reportaż
Ocena: 8/10
Co zostaje po śmierci bliskiej osoby? Przedmioty, wspomnienia, urywki zdań? Narrator porządkuje książki i rzeczy pozostawione przez zmarłą matkę. Jednocześnie rekonstruuje jej obraz – mocnej kobiety, która w peerelowskiej, a potem kapitalistycznej rzeczywistości umiała żyć wedle własnych zasad. Wyczulona na słowa, nie pozwalała sobą manipulować, w codziennej walce o szacunek – nie poddawała się. Była trudna. Była odważna.
W tej książce nie ma sentymentalizmu – matka go nie znosiła – są za to czułość, uśmiech i próba zrozumienia losu najbliższej osoby. Jest też opowieść o tym, jak zaczyna odchodzić pierwsze powojenne pokolenie, któremu obiecywano piękne życie.
Bardzo dobrze mi się czytało tę książkę. Jest niedługa, składa się z krótkich rozdziałów (esejów?), które tworzą obraz matki autora i ukazuje ich relację. Pierwsze słowo, które mi się nasuwa - osobista. Nie znaliśmy matki autora, ja nawet nie znam Marcina Wichy i jego twórczości. Kojarzę, że napisał książkę o dizajnie, ale nic poza tym. A tu dostaję bardzo intymną opowieść i… pożegnanie? Czuję w tym prawdę, ale nasuwa mi się pytanie, dlaczego czytam książkę o czyjejś matce? Kompletnie obcej mi osobie. Jednocześnie ciężko mi się od niej oderwać.
We wstępie autor pisze: Kiedyś sądziłem, że ludzi pamiętamy, dopóki możemy ich opisać. Teraz myślę, że jest odwrotnie: są z nami, dopóki nie umiemy tego zrobić. Dopiero martwych ludzi mamy na własność, zredukowanych do jakiegoś obrazka czy kilku zdań.
Zaczęłam myśleć o swojej rodzinie. Rodziców w żadnym wypadku nie potrafiłabym zamknąć w jakimś opisie i postawić kropkę, są tu ze mną, są trochę tacy, trochę inni, a jutro mogą mnie zaskoczyć czymś zupełnie nowym.
Trzecia część książki była najtrudniejsza, wywołała we mnie smutek, złość, i poczucie, że nie powinno tak być. Nie powinniśmy żegnać bliskich, którzy nie są już sobą. Boję się tego, jak niewielu rzeczy na świecie. Ale to już po prostu refleksja niezwiązana bezpośrednio z autorem i jego matką, tylko mój lęk o bliskich. Nie wyobrażam sobie, żeby w ostatnim okresie życia rodzice, których znam, kocham, z którymi wiąże się tyle wspomnień - dobrych i złych - zamienili się w kogoś zupełnie innego. Przerażające.
Książka skłoniła mnie do wielu przemyśleń, a to duży plus. Forma bardzo mi odpowiadała, w szczególności język, choć odnoszę wrażenie, że wiele treści 'między wierszami' mi umknęło. Myślę, że kiedyś wrócę do tej pozycji.
Wpis dodany za pomocą tego skryptu
#bookmeter