Wpis z mikrobloga

Pora na cz 6. #rozkminkrzaka - bardzo chaotycznej opowieści o tym, jak to się stało, że zająłem się rękodziełem.

Tak więc prawdziwie skończyłem z jazdą po Europie, przeprowadziłem się w momencie do Wrocławia, gdzie szybko znalazłem moją pierwszą pracę na ciężarowym w Schenkerze by rzucić ją po dwóch miesiącach i osiąść W KOŃCU na dłużej w jednym miejscu.

Tutaj zaczyna się moja prawdziwa historia do której zmierzałem - prawdziwy początek rękodzieła. I co oczywiste jak zawsze w moim życiu uruchamiał się umysł krzyczący "nie dasz rady" "nie rób" i ciąg myśli pt. ja pierdziele ile to jest rzeczy których nie znasz i ile rzeczy pójdzie nie po myśli. Chyba każdy coś takiego ma i dużo zależy od tego czy będzie potrafić umiejętnie tak gówniane myśli wygłuszyć. Bywało że umiałem, bywało też że mnie za sobą ciągnęły - zresztą tą walkę prowadzę do dzisiaj.

Ale wracając pracę miałem stabilną i po czasie przewidywalną, jednak bardzo czasowo ruchomą: były dni w których dowiadywałem się rano, że mam wolne, by później pracować 12h. Trafiłem do firmy która jako podwykonawca rozwoziła towar z dużej hurtowni chemicznej, a że firma była rodem z PRL to rodziło dużo różnorakich kwiatków.
Przykłady? Wyobraźcie sobie magazyn, gdzie jest ponad 50 tysięcy pozycji a pracownicy nie mają skanerów. Wszystko szukane ręcznie, pakowane również ręcznie.
To firma z rodzajów tych nieplanujących więcej jak 24h w przód. I działających tak od lat więc jeśli cokolwiek chcesz zmienić odbijasz się od betonu.

Ale przynajmniej można było się srogo pośmiać. Atmosfera bardzo luźna, pracujący tam ludzie znali ją od podszewki i byli klasycznym przykładem wdupizmu. Oni już przeżyli młodych ambitnych którzy chcieli coś zmienić a nie zmienili nic, przeżyli zmiany zarządu, przeżyli też tysiące wojujących dostawców którzy nie mieli świadomości gdzie trafili a jednocześnie podwyżek nie dostali od co najmniej 10 lat - więc dosłownie mieli to wszystko w dupie.

Pierwszy raz w życiu rzeczywiście robiłem 160-180 godzin w miesiącu za stałą pensję która pozwalała mi by płacić za szkołę muzyczną, wynajem mieszkania jednocześnie mogłem odłożyć trochę grosza na boku nie martwiąc się co będzie później. Jako kierowca nie piłem, imprezy zaliczałem ale raczej oszczędnie i dzięki temu oszczędności rosły. Oczywiście strasznie wolno bo to Polska - wystarczy jeden Twój błąd, jeden wypadek, jedna awaria auta czy bolący ząb i już części oszczędności nie masz, no ale przynajmniej miałem swoją poduszkę bezpieczeństwa.

Nie wiem czy każdy tak miał po dłuższym okresie prawdziwej samotności ale musiałem się od nowa nauczyć żyć wśród ludzi. Ja zawsze byłem komunikatywnym człowiekiem, ale po tych 5 latach jeżdżenia i spędzania często 24 godzin w totalnej samotności zwyczajnie czułem się nieswojo wśród ludzi. Cholernie nieswojo i źle. Chciałem coś powiedzieć ale irracjonalnie się bałem, chciałem gdzieś wyjść jednocześnie cholernie tego nie chcąc.
Nie byłem nieszczęśliwy, ale cały czas czułem wpływ tych 5 lat. Rok i zamieszkanie z przyjaciółmi pozwoliło mi odnaleźć "starego siebie".

Gdyby nie oni, gdyby nie rok z ludźmi przy których nie musiałem udawać możliwe że nigdy nie wróciłbym do siebie, to między innymi ich zasługa.

Do brzegu Krzaku, do brzegu. Moje ogólne nieogarnięcie zaczęło się pokazywać i po pewnym okresie fascynacji szkołą muzyczną, tworzeniem własnych kawałków, pracą i ogólnym życiem zrobiłem to, w czym jestem najlepszy - zrezygnowałem ( ͡º ͜ʖ͡º) Gdy sesja i jednoczesne praktyki nałożyły się na mój pełen etat i nieprzewidywalność godzin pracy, gdy musiałem czasem odwoływać dane zajęcia bo zwyczajnie na nie nie zdążyłem z trasy musiałem wybrać. A nie miałem jaj, żeby wybrać szkołę muzyczną.

Za bardzo się bałem, bo tam pieniędzy nigdy nie było tylko pasja. Patrzeć w przeszłość nie mam zamiaru, ale zwyczajnie po ludzku mi żal, że nie miałem w sobie siły żeby walnąć stałą pracą.

Z jednej strony cholernie mnie to boli do dzisiaj, bo to następny przykład na to, że nie umiem pewnych rzeczy doprowadzać do końca i że rzeczywiście jestem królem słomianego zapału - z drugiej... Dzięki tej decyzji zacząłem w swoim małym ośmiometrowym pokoiku powolutku korzystać z większych zasobów finansowych i kompletowałem wyposażenie "rękodzielnika" zaczynając powoli tworzyć nowe rzeczy.

To był dla mnie bardzo twórczy okres, pomimo pracy siedziałem nad swoimi utworami po parę godzin, uczyłem się grać po swojemu na klawiszach czego swoją drogą też nie doprowadziłem do końca i odpuściłem po roku, ponownie grałem na gitarze jednocześnie starałem się wszystko jakoś ogarniać w programach muzycznych (jak kocham Reapera, tak Logic dał mi siłę napędową dzięki ludziom z #produkcjamuzyki) by później usiąść jeszcze rękodzieła.

Na początku bransoletka jak zawsze, ale to mnie już od dawna nudziło więc przyszło odnowienie kontaktów ze starymi hurtownikami i testowanie nowych. Możecie sobie nie zdawać sprawy ile czasem człowiek musi siedzieć na stronach szukając jednego małego półproduktu który niby wie jak wygląda, ale nie wie jak się nazywa. Bo skąd ja miałem wiedzieć że potrzebuje krawatkę? Albo że to takie kółko to tak naprawdę oczka kaletnicze. Tego człowiek uczy się po czasie i szukaniu które zadziwiająco zawsze lubiłem.

Tak samo z jakością: trzymam się swoich hurtowników, nawet jeśli mają droższe ceny bo wiem, że to co kupiłem się po prostu sprawdziło. A dowodem na to jest cała szuflada kółeczek, rzemieni, kamieni czy wierteł które nie nadają się do niczego bo były kupowane albo na szybko albo zbyt tanio.

No i nie mam zamiaru kłamać - otworzyłem oczy też na Chiny. Gdy okazało się, że duża część jakościowych produktów które kupowałem od hurtowników była po prostu z Chin i np. jakościowa krawatka w Polsce kosztowała mnie 1zł a u Pana My Frienda cała paczka 100szt. kosztowała 10zł czy tego chciałem czy nie musiałem też rozglądać się o dogadywać się z Chinami. Okazało się zresztą, że w kontakcie bardzo często byli bardzo pomocni i bezproblemowi, a ja dzięki temu zacząłem również szukać niektórych rzeczy u Czechów, Węgrów czy z Francji, bo okazało się że może na moich trasach mało kto rozmawiał po angielsku, ale w internecie angielski rządził i nie było problemu z komunikacją.

Zacząłem zamawiać co miesiąc rzeczy za 100-250 złotych bo wychodziłem z założenia, że te same pieniądze mógłbym wywalić na imprezę na którą po prostu najwyżej nie pójdę. I tak sobie testowałem różne rozwiązania, tak sobie dłubałem, grałem, pracowałem nie myśląc za bardzo w jakim kierunku to idzie - zwyczajnie spędzałem bardzo miło czas jednocześnie mieszkając ze swoimi przyjaciółmi dzięki którym mogłem być w końcu szczerym. Bo dawno nie miałem sytuacji, że mogę porozmawiać na bieżąco o tym co mi siedzi na sercu.

Zacząłem robić breloki - bo chciałem mieć coś dziwnego do kluczyków do auta. Później w firmie ktoś chciał. Później na wykopie. Zabijcie mnie ale nie pamiętam jak trafiłem na żywicę epoksydową. Prawdopodobnie widziałem jakiś stół na reddicie, albo może coś musiałem skleić i w ten sposób trafiłem? Nie wiem. Ale gdy już trafiłem od razu zamówiłem sobie kilogram, zrobiłem własne formy z pleksy i się zaczęło.

Żywica okazała się niesamowitym medium do tworzenia. Gdy odkryłem, że formy silikonowe są relatywnie tanie i wielokrotnego użytku zacząłem je masowo dokupować miesiąc w miesiąc. Różnorakie kształty, różnoracy hurtownicy jak zawsze na początku testując co mają, a później dogadując lepszą cenę za np 50 sztuk.
Do dzisiaj mam całe pudełko form które niby są spoko, ale w moim przypadku nie nadają się do niczego, korzystałem z nich poźniej na warsztatach z żywicy które robiłem na późniejszym etapie.

Każda rzecz która widzicie u mnie na stronie jest efektem tak naprawdę moich zabaw w przeszłości: "aaaa zobaczymy co wyjdzie bo czemu nie" albo "ale zajebiste, też muszę spróbować"
Wtedy miałem i czas i fundusze żeby po prostu się uczyć jak wylewać, uczyć która żywica jest dla mnie najlepsza, ogólnie nic mnie nie goniło i dostałem twórczą wolność - mogłem robić to co mi się aktualnie najbardziej podoba, to na co przyszła mi ochota albo robiłem coś, co na 90% nie wyjdzie, ale trzeba spróbować.
Oczywiście z efektów nigdy do końca nie byłem zadowolony ale patrząc na przeszłość - progres jest gigantyczny. A uwierzcie, dobrze widzieć postęp bo często zalewają mnie myśli "przecież ja nic tak naprawdę nie umiem".

Mistrzem nie jestem, ale doświadczenie i warsztat robią swoje. I nie, to nie jest talent w to możecie mi uwierzyć. Jeśli ktoś uważa, że to co robię wymaga talentu, to niech odłoży taką narrację na półkę razem z "dieta kapuściana zmieni moje życie" i "nie ma dowodu że morawiecki w ogóle wiedział o podatkach"

Pół roku nauki. Pół roku siedzenia, wylewania, wprawiania się i powolnego mozolnego uczenia się właśnie takiej pracy. Przychodziło mi to łatwo, bo przy żywicy bardzo szybko widać efekt końcowy. Później rok uczenia się na błędach co robić a czego nie. Która metoda szlifowania będzie DLA MNIE najlepsza, a która zbyt mozolna i wkurzająca.
To nie jest efekt talentu, tylko jakiegoś dziwnego zaparcia i... Cieszenia się z tego wysiłku. No i przy takiej pracy niesamowitą satysfakcją jest świadomość, że to co się stworzyło zrobiło się od zera. Stworzyło się całkowicie unikalną nową rzecz której na ziemi nie było. Czasem, gdy zrobię coś co naprawdę mi się podoba takie myśli są podnoszące.
A czasem, gdy odlałeś 60 różnych baz tego samego dnia zadajesz sobie pytanie czy to wszystko ma w ogóle sens?
Ot życie i próba gaszenia negatywnych myśli.

Nie pamiętam ile jeździłem tam ciężarowym, ale myślę że prawie 2 lata. Nie wiem jak Wy, ale u mnie zazwyczaj po okresie 2-3 lat bieżąca praca zaczyna zacierać swoje plusy i odkrywa minusy które się widziało ale na początku nie przeszkadzały.
Poszedł na L4 bo rozwaliłem łokieć na longboardzie szef uznał że to okres w którym mogę dostać minimalną na konto bo przecież nie pracowałem, jeszcze jak debil przyszedłem 3 dni wcześniej z L4 bo był firmowy dramat, szef był w kropce, ale na koniec miesiąca gdy zobaczyłem wypłatę szlag mnie trafił.

I to był moment gdy na szybko zacząłem myśleć co dalej.

Bo doszło do mnie, że tak naprawdę przecież chyba pierwszy raz w życiu wykonałem jakiś plan życiowy.
A planem było:
- Zwiedzić Europę za kółkiem (zaliczone)
- Zdobyć doświadczenie jako kierowca na B (zaliczone)
- Zrobić wszystkie papiery na ciężarowy (zaliczone)
- Zdobyć doświadczenie jako kierowca ciężarowego żeby nie przejmować się ew. Szukaniem pracy. (zaliczone)
- Popracować nad sobą i swoim umysłem (oblane)
- bido. Bido. BIDO!

Nie miałem dużo oszczędności - wtedy na koncie miałem chyba 14k + parę zbędnych rzeczy które mógłbym sprzedać.
Już pomalutku sprzedawałem swoje jakieś wyroby w różnych miejscach - na forach z żywicą no i przede wszystkim na wykopie ( ͡º ͜ʖ͡º)

Doszło do mnie, że to może być ten czas.

Fakt faktem dzisiaj wiem, że te oszczędności to było za mało. Zanim otworzyłem działalność minęły chyba ponad dwa miesiące, więc na samo życie/wynajem/dodatkowe rzeczy poszło 5k a ja nie zarabiałem prawie nic, nic licząc malej sprzedaży raz na jakiś czas, no ale zaczynałem dopinać wszystkie sprawy.

Z wielkimi poślizgami, ale jednak xD

Oficjalnie działalność otworzyłem na początku listopada 2018. To wtedy znalazłem dodatkowe źródło dochodu pod własną działalność, jednocześnie dopinając rękodzieło. Dodatkowym źródłem dochodu był Uber drodzy Państwo :D

Od początku wiedziałem że chcę uciekać od każdego możliwego pośrednika, więc zaczęła się walka o stronę internetową, o urząd skarbowy by być producentem i jednocześnie sprzedawcą hurtowym do sklepów i inne rzeczy o których istnieniu nie wiedziałem a czego po prostu się uczyłem z biegiem czasu.

Uwierzcie, marzenie o własnej firmie okazało się słodko gorzkie. Myślałem że będzie o wiele łatwiej bo rękodzieło samo w sobie niesamowicie mnie cieszy, ale wiecie jak jest w Polskiej rzeczywistości poruszania się po przepisach. Dobrze, że byłem naiwny i skoro otworzyłem działalność to trzeba działać. Czy zrobiłem to wszystko z głową? Absolutnie nie. Gdybym miał się wrócić do tego okresu i zacząć od nowa zrobiłbym dosłownie WSZYSTKO inaczej ale jak wiemy ANALIZA WSTECZNA ZAWSZE SKUTECZNA.

Aktualnie jestem własnym przedstawicielem handlowym, wytwórcą, PRowcem, kierowcą, wykonawcą, prawnikiem i cholera wie jeszcze czym. Tak jak przy jeździe ciężarowym nie mam zamiaru dorabiać do tego łatki - miliony ludzi mają o wiele ciężej, a ja jestem zwykłym gościem który zapragnął poruszać się w przestrzeni artystycznej i na tym zarabiać. Tyle i aż tyle.

Najlepsze jest to, że pomimo tego że aktualnie zajmuję się tym na pełen etat, czasem mam mniej czasu na samo rękodzieło niż miałem wtedy, gdy pracowałem jednocześnie jako kierowca xD

Ale uczę się. Dochodzę do jakiejś wprawy.

Początkowo cała pracownia była w małym pokoju. Później za 400zł brutto wynająłem 9mkw starej cieciówki o której pisałem TUTAJ

Ja póki co staram się po prostu nie zawalić. Bycie producentem i ominięcie wszystkich możliwych pośredników ma niesamowite plusy i nie muszę być JanuszemBiznesu. Nie mam problemu ze zwrotami, nie mam problemu z gratisami, jeśli coś trzeba zmienic wystarczy napisać - ogólnie rękodzielnicy mają niesamowitą przewagę nad znanymi dużymi markami. Są prawdziwie prokonsumentcy. Nie dlatego, że muszą. W większości to naprawdę normalni ludzie którzy chcą być w porządku a sami pewnie wielokrotnie zostali oszukani w ten czy inny sposób.

Chciałbym żeby każdy klient był zwyczajnie zadowolony, chciałbym też robić rzeczy na które nikt inny nie wpadł, a jednocześnie chciałbym też pociągnąć hurt by już inni pod moją marka sprzedawali u siebie moje rzeczy i mogli na nich zarobić. Bo wiem jak to działa przecież.

Minęło trochę czasu a ja dalej jestem tym chaotycznym ciekawym świata chłopakiem który stanowczo zbyt często irytuje się samym sobą, ale z drugiej... Mam wrażenie że o wiele intensywniej uczę się samego siebie niż kiedyś właśnie przez to, że mam sklep internetowy.

Cokolwiek będzie niech się dzieje, dobrze czasami czuć że życie jest cholernie ciekawe ( ͡º ͜ʖ͡º)

cdn.

#opowiadanie #dziendobry #rozkminkrzaka

PS: Tym razem gif i zdjęcie. Gif to moja chmurka którą zrobiłem z waty, światełek choinkowych i butelki 5L po wodzie. Początkowo myślałem, że udoskonalę projekt i będę to sprzedawać (zresztą takich pomysłów miałem mnóstwo) ale okazało się że jest tak cholernie nietrwała, że co bym nie zrobił nie wytrzymywała dłużej jak 3 miesiące i się rozpadała jednocześnie strasznie się kurząc. Ale wizualnie lubiłem sobie na nią popatrzeć w nocy :)
  • 10
@Or3z: Te chmurki to jest naprawdę prosta sprawa a wyglądają na żywo naprawdę zajebiście.

Kupuje się watę kosmetyczną 1-2kg, do środka butelki 5L ładujesz światełka które najlepiej nieregularnie porozprowadzać i przyczepić w środku, watę sklejałem klejem na gorąco (choć jak już pisałem niezbyt trwały to sposób) i po 2h zabawy masz taką lampkę, którą można fajnie uformować dodając większość ilość waty w niektórych miejscach.

Mi się mega podobało :)
@wesolarzapka dzięki wielkie Mirku - ja już to wielokrotnie pisałem, powtórzę i tutaj: uwielbiałem na wykopie takie historie jak ta moja.
Zwykła codzienność z inne perspektywy niż własną albo gdy ktoś opisywał swoją pracę i można było "wejść w jego świat"
Posłuchać o plusach, minusach, o rzeczach o których na codzień się nie myśli a inny człowiek potrafi o tym czymś przypomnieć, więc póki mam w sobie trochę weny to opisuje to