Wpis z mikrobloga

Polacy nie umieją robić gier tak samo jak nie umieją robić filmów.

Zanim się tutaj rozpędzę z obroną tytułu tego tekstu, chciałbym sobie pozwolić na chwile wytłumaczenia dlaczego to napisałem.

W przyszłym miesiącu kończę 29 lat i naszła mnie refleksja po ostatnich targach E3 oraz niedawno wydanym tytule jakim był Frostpunk.

Otóż nie grałem w niego, ale nie ze względu na to, że gry poświęcone mikro zarządzaniem jednostek i budynków mnie kręcą, tylko dlatego, że uważam wszystko co ma w swojej nazwie „PUNK” jest turbo mega wieśniackie.

Żeby zrozumieć to należy się cofnąć do czasów w których polacy nie mieli dostępu do normalnej telewizji albo nawet w dłuższym wyciągnięciu ręki – internetu.
Ze względu na żelazną kurtynę Polacy byli skazani na spędzanie wieczorów czytając książki oraz magazyny poświęcone literaturze fikcyjnej. W czasach w których miałeś do wyboru albo dłubanie kijem w gównie na szarym osiedlu a możliwością czytania kobył pełnych literek, co mądrzejsi poświęcali swój wolny czas temu drugiemu. Generalnie czytanie fajna rzecz, pozwala nam na rozwijanie naszego mózgu, i jakiś tam dupereli z tym związanych, w tym wyobraźni.

Jeżeli rzucimi okiem na co mieliśmy wtedy do dyspozycji to poza magazynem detektyw który był czegoś rodzajem millenialskich gówien z mediakrafta typu „TOP 10 TAJEMNICZYCH WZWODÓW PODCZAS ZGONU”, to mieliśmy dostęp do papierowego szmatławca jakim było czasopismo – FANTASTYKA.

Dlaczego o tym piszę? Otóż jak wcześniej wspomniałem, twój starszy brat Paweł lub też twój stary w przerwach pomiędzy przegrywaniem bazarowych kaset metaliki a pokryjomym onanizmem do kart z gołymi babami wujka, musieli jakoś zapchać czas wieczorami.

I tu pojawia się FANTASTYKA. Magazyn który był wypełniony ścianami tekstu o pokonywaniu smoków i fikcyjnych lotach w kosmos. Kiedy masz jakieś 16 lat i jedyna twoja styczność z czymś fajnym w twoim zajebiście szarym i nudnym życiu, były odwiedziny kuzyna który z NRD pozwala Ci przez 15 minut pograć na swoim gameboyu który stary kupił za miesiąc sprzedawania jeansów na bazarach.

Lata mijały i pokolenie wychowane na chłopach z mieczami tłukących się z goblinami w końcu dostało dostęp do literatury i mediów zagranicznych, i zamiast jak normalny człowiek łaknący poznawania czegoś nowego taplali się dalej w tym swoim wyimaginowanym świecie wypełnionym wymyślonymi na potrzeby dzieła stworami i erotycznymi fantazjami starych tłustych dziadów z wąsem.

W tym momencie jak grzyby po deszczu wyrosły sklepy z karciankami i grami planszowymi które poza asortymentem kart yu-gi-oh i pokemon posiadały magic the gathering oraz uwaga, PODRĘCZNIKI DND które dzięki swoim polskim wydaniom pozwoliły nie jednemu młodemu samcowi zamieszkującego akademiki na Krakowskiej lub też Warszawskiej polibudzie spełnić swoje marzenia o byciu niesamowicie bohaterskim barbarzyńcą.
Po przeoraniu się przez kolejny oraz kolejny podręcznik do DND, nasi przyszli magistrowie technologii grillów stacjonarnych restauracji „pod łukami” zdecydowali, że czas sięgnąć po inne inne fantastyczne światy jakim były ich dystopijne krainy osadzone w przyszłosci wypełnione narkotykami których w życiu na oczy nie widzieli oraz cybernetycznymi prostytutkami. Kolejnym światem do którego mogli się przenieść były krainy które przypominały Polskę w jej czasach świetności wypełnioną machinami napędzanymi parą.

Wydaje mi się, że chyba możemy tutaj zauważyć pewien powtarzający się schemat prawda?

Bez względu na tematykę, problem przejawiający się tutaj jest taki sam – są to światy tak fikcyjnie oderwane od rzeczywistości, że mogą przyciągać do siebie również ludzi tak samo oderwanych od rzeczywistości, a co za tym idzie z jakimiś ułomnościami nie pozwalającymi im na wyjście poza kanwy kanonów literatury które czytali od srającego pod siebie nastolatka.

W tym samym momencie co mądrzejsze Andrzeje postanowiły zarobić trochę groszy na tłustowłosych młodzieńcach.

Jak grzyby po deszczu pojawiły się co nowsze wydawnictwa poświęcone publikacji twórczości młodych polaków wychowanych na Lemie i Sapkowskim. Mamy tutaj już kolejną falę pogłębiającą młodych ludzi w odrealnieniu. Dodając do tego łatwy dostęp do internetu, nowoczesny młody meżczyzna lub też dziewczyna byli narażeni na wpływy zagranicznych popularnych okołomediowych treści – kolejne płyty power-kuc metalów na kazie, obrazki z deviantarta które wyskakiwały po wpisaniu SMOKI w wyszukiwarce obrazków google oraz gry RPG które mogli cisnąć na swoich pentiumach w zaciszu pokoi swojej rozwiedzonej Matki.

Jestem właśnie z tego pokolenia, pochodzę również z małej miejscowości w która była pod tym względem czymś gorszym niż PRL, była post-prl'owskim zadupiem na południu polski, gdzie jeszcze w 99' jedyny sposób na pozyskanie nowego GTA do pociśnięcia z kumplami na wagarach albo rekolekcjach, było danie koledze studentowi dwóch dych by Ci przywiózł w Krakowskiej giełdy komputerowej wypalonego CD'ka na Verbatimie.

Możecie sobie tylko wyobrazić jakie to było dość zabawne wychowywanie się na dresiarskich osiedlach na których rycerze ortalionu w wolnych chwilach cisneli w tibie w lokalnych kafejkach internetowych albo po lokalnej sieci w Diablo. W dzisiejszych czasach może i to jest standard by Sebek z osiedla jarał się nowym herosem w hearthstonie, ale w latach wczesnych 00', było to nie do pomyślenia.

Mniej więcej w liceum, czyli tak około roku 2008 moi koledzy zaczeli coraz bardziej zatracać się w rzeczywistości chodząc na wagarach już nie browarka nad rzeczkę, lecz do kumpla którego starzy wyjechali na urlop i jest wolny salon w którym mogą cisnąć w DND ze skeworwanych podręcznków które znajomy na studiach ogarnął.

Jednym z głównych problemów z jakimi tutaj się borykami, jest bariera językowa oraz ograniczone wpływy prawdziwej kultury z zagranicy jaką przyszło nam oglądać przez maleńkie okienko ramówki seriali familijnych po sobotnim maratonie disney'a na jedynce, lub też w serialach dla dorosłych oraz blockbusterach puszczanych na Polsacie po 20'tej.

Świat za morzem był bardzo kolorowy, wszystko było duże i zajebiste, ale też przy okazji ochroniony od żelaznej kurtyny związku radzieckiego i restrykcji związanych z socjalistyczną propagandą jedności i solidarności.

Polacy pomimo mentalności buńczucznej i opozycyjnej do jakichkolwiek reżimów mają też mało wypracowany zmysł poznawczy i wdrażania w rzeczywistość napływów i inspiracji od innych nacji.

To oznacza, że w kraju w którym dostęp do „fajnych” rzeczy jest dość ograniczony nie należy oczekiwać wdrażania kultury zepsutego zachodu.

Niemcy co prawda mieli to szczęście, że Amerykańce u nich sobię trochę posiedzieli po wojnie, ale to sprawa inny tekst w kwestii gier oraz kultury masowej.

Kolejną rzecz którą należy wziąć pod uwagę by zrozumieć dlaczego Polacy nie umieją robić dobrych gier jest fakt, że dostęp w naszym kraju do konsol był ograniczony ze względu na sytuacje finansową większości domów.

Panu Tadeuszowi opłacało się bardziej zakupić komputer na raty dla syna na komunie pod pretekstem stacji multimedialnej nauki, a przy okazji w też maszyny do grania w gry dla jego synalka, niż wywalenie 900 złotych czy tam 1900 złotych (nie pamiętam bo srałem jeszcze w gacie jak grałem na pegazusie podczas gdy koledzy mojej siostry cisneli w na plejakach) która jedyne co mogła robić to odpalać gry, jakąś tam muzykę i to wszystko na świętym portalu do obserwowania świata oraz piłki nożnej ojca.

Większość gier w jaką przyszło nam grać w tamtym okresie były to RPG, shootery i jakieś tam FPS'y w kosmosie lub też II'wojnie światowej (też ulubiona tematyka polaków, zaraz po średniowiczu i spuszczaniu się nad glorią wielkiej polski)

Mając to na uwadze możemy wywnioskować w jakim kierunku mogły się kształtować gusta oraz preferencje wobec mediów młodych ludzi z drugiego pokolenia po wyzwoleniu Polski spod radzieckich macek.

W tym samym okresie powstawały nowo powstałe studia gier dołączyły w szranki do jedno lub też paro osobowych micro-zespołów tworzących gry w Polsce.

Pomijając takie infantylne tytuły jak zagadki Lwa Leona, przyszło nam zagrać na Gorky17, Sołtys albo teenAgent, a nawet wspaniałe Wacki kosmiczna rozgrywka. Mieliśmy do dyspozycji w większości gry koontynuujące tradycje niskolotnych gust wcześniej wspomnianych w tekście onanistów świata fantasy, średniowiecza albo futurystycznych światów gdzie spuszczamy srogi łomot obcym. Oczywiście rozstrzał gatunkowy tych produkcji zawężał się co najwyżej do trzech gatunków gier, które zresztą królowały w tamtej epoce – symulatory drzewek dialogowych (RPG), bycie wirtualnym Generałem na polu bitwy lub też panem Prezydentem (RTS), lub też po prostu bycie wojakiem z giwerą na zamkniętej arenie (FPS)

Świat poszedł do przodu z rozwojem gatunków gier oraz tematyce światów poświęconych w grach, tylko nie my. Przez najbliższe 20 lat wypuszczaliśmy w kólko i to samo.
Kolejna gra w której zarządzamy chłopkami na wsi, kolejna gra przygodowa albo turowa której nasz napakowany osiłek który jest przy okazji też magiem ratuje świat od złego smoka, aż po kolejną gre która w jakiś tam kryptyczny sposób próbuje pokazać, że Polacy to waleczny naród i nigdy nie zapomnimy o tym, że zły niemiec zabrał nam ziemie.

Kiedy zagranicą był wydawany kolejny Ratchet and Clank od studia Insomniac, jedyne co my mogliśmy się połasić to zrobionie kolejnego shootera jakim był Painkiller.
Gdy świat już był daleko za hajpem na gry o zombi ponieważ w końcu sobię uświadomiliśmy, że przesaturyzowanie tematyki jest beznadziejne, polacy się obudzili i wypuścili dead island.

Wtedy wchodzi on, cały ubrany w srebrną zbroje z dwoma mieczami, nasze magnum opus, Wiesiek.
Gra oparta na książkach starego chłopa który na starość oszalał i jest tak odrealniony od rzeczwistości, że aby mógł wyjąć swoją własną głowę z dupy, trzeba było sprzedać prawa do jego własności intelektualnej Netflixowi.

Pisanie tutaj kim jest wiedźmin oraz czym są jego gry jest zbędne, ale biorąc pod uwagę co napisałem parenaście akapitów wcześniej można wywnioskować co uważam o Wiedźminie.

Ale to nie jest do końca jedyny powód dlaczego uważam Wiedźmina za słabą grę, chociaż nazwanie Wiedźmina słabą grą to przegięcie. Jest on dobrą grą pod względem gamedesignu, ale gdybym był siurkiem to mógłbym się doczepić faktu, że Wiesiek w porównaniu do takich gier jak devil may cry albo Dark souls wychodzi biednie jeżeli chodzi o system walki.

Problemy Wiedźminem są dwa;

Pierwszy problem to jak napisałem na początku tego felietonu jest fakt, że Smoki i elfy to jest zajebiście już ograny temat do porzygu w tym kraju tak samo jak gatunek gier które właśnie są osadzone w owych światach.

Drugi problem który mam z Wiedźminem, i to mnie niesamowicie #!$%@? jest fakt, że Wiedźmin nie jest Polską grą pomimo tego co wam prasa chce wmówić oraz media.

Wiedźmin w większości został stworzony przez najemników z zagranicy. Tak, dobrze przeczytałeś.
Wiedźmin został zaprojektowany i napisany przez ludzi którzy są ze Stanów, Tailandii i Wielkiej Brytanii. Wiem to, bo piłem z tymi ludźmi wódke od 2013 roku kiedy zostali ściągnięci do Warszawy by tu orać w niewolniczych warunkach nad grą której blaski chwały zostały przypisane polskiemu studiu developerskiemu.

I zgadnij co koleś czytający to, ten sam problem jest z Cyberpunk 2077

Historia z 2077 jest taka sama jak z Wieśkiem – Ci którzy zostali w CDPR i nie uciekli do people can fly albo do Ubi, siedzą na kontrakcie i klepią kod do niego.
Gość który napisał twoją ulubioną gre od paru lat, nie ma na imię Kowalski, tylko Morrison.

A teraz żeby bardzo ładnie zamknąć ten tekst, akcentem dotyczącym pokazania cyberpunk 2077 na E3 tego roku, powiem to raz i dosadnie.

Cyberpunk i całe neo-dystopijne światy są równie wieśniackie jak chłopy w kolczugach co latają po łąkach i biją gobliny po kaskach, żeby uratować cycate elfice.

CP77 jest FPS'em, jest osadzony w wieśniackim uniwersum oraz nie jest robiony przez polaków.
Polacy co najwyżej co przy tej grze robią to drygują mrówkami obcego pochodzenia i każą im realizować swoje post-PRL'owskie fantazje o lotach w kosmos albo cybernetycznych lafiryndach z holocycami.

A ci najzdolniejsi którzy mieli chodź trochę do czynienia z kultura amerykańską i znają się na grach oraz mają innowacyjne pomysły smarują storyboardy margaryny w agencjach reklamowych albo robią gówniane freemium gry na komórki.

To jest Wasza wina, że Polacy nie umieją w gry, mogliśmy się w końcu na E3 pochwalić jakąś odpowiedzią na Metal gear solid V a co najwyżej dostaniemy kolejną wariacje this war is mine w przeciągu tego roku.
~~pewien random.

To jest autentyko post typa z pewnej grupki gdzie jest masa "starych" graczy

#pasta #heheszki #takbylo #coolstory #gry #wiedzmin #cyberpunk2077
  • 7