Wpis z mikrobloga

27/52 --> #anime52
Tamako Love Story (recenzja filmu)

MAL: https://myanimelist.net/anime/21647/Tamako_Love_Story
Kitsu: https://kitsu.io/anime/tamako-love-story
AniList: https://anilist.co/anime/20519/Tamako-Love-Story/

Przychodzę do Was z recenzją filmu będącego sequelem 12-odcinkowej serii slice of life “Tamako Market”. Wielu z Was zapewne krzyknie: “Ależ młody Filipie! Nie zamierzam spędzać czterech godzin, aby obejrzeć film, który polecasz”. I słusznie!
Po półtorej roku od seansu sam niewiele pamiętam z serialu, a przy filmie bawiłem się dobrze. “Tamako Love Story” to historia nastoletniej miłości w skondensowanej formie, z podbudową w postaci slice of life jednak w ilości mniejszej niż seria TV. Główne skrzypce gra tutaj codzienne życie, które zostało zmącone wyznaniem uczucia przez jednego z bohaterów, a nie słodkie dziewczynki robiące słodkie rzeczy (CGDCT).

Fabuła:
Postacie znane z prequelu kontynuują swoje codzienne życie. Klub od wymachiwania pałkami ćwiczy dalej i przy okazji postanawia wziąć udział w festynie i pokazać się przed szerszą publicznością, ponieważ to ich ostatni wspólny rok w szkole. Również Ooji, czyli męski protagonista, zaczyna myśleć o swojej przyszłości, ponieważ zbliża się ostatni semestr szkoły. Poważnie rozważa studia na filmówce w Tokio, jednak będzie musiał wtedy opuścić rodzinny biznes i pożegnać przyjaciół, a w szczególności Tamako, w której… jest zakochany.

I w tym momencie na scenę wkracza fabuła tego dzieła - bohater wstydzi się wyznać swoje uczucia, jednak będzie to ostatnia okazja, ponieważ po jego wyjeździe mogą się już nigdy nie zobaczyć. Nie będzie wielkim spoilerem jeśli zdradzę, że do tego wyznania doszło, jednak powoduje to, że relacja między przyjaciółmi z dzieciństwa staje się niezręczna i żadne z nich nie wie jak do tego podejść. I właśnie to zmieszanie niezręczności z wypełnianiem codziennych obowiązków, będąc jednocześnie umysłem zupełnie gdzie indziej, stanowi trzon i większość fabuły “Tamako Love Story”.

O ile wstęp mi się nieco dłużył, szczególnie pierwsze 10 minut pokazujące ptaka i ciemnoskórego księcia, to im bliżej 30. minuty filmu, tym coraz lepiej się bawiłem. Rozumiem, że niejakie przypomnienie widzom kto był jakim archetypem postaci jest potrzebne i doceniam to, ponieważ osobiście mi się przydało, więc tych pierwszych minut nie uważam za stracone.

Jednak najwięcej zabawy przynosi wszystko co ma miejsce po wyznaniu uczuć. Począwszy od tego w jaki sposób zostało przeprowadzone, po niezręczne unikanie się, ludzi wokół, którzy zauważają dziwną atmosferę, a także powolne i niepewne próby pojednania. W zasadzie dostajemy pełen zestaw szczeniackiej, nie wiedzącej jak się zachować miłości i jako widz posiadamy zaszczyt oglądania jej od początku do końca.

Postacie:
Tym razem w świetle reflektorów stają Ooji i Tamako, reszta postaci stanowi bodziec napędowy do ich działań lub po prostu są elementem świata wypełniającym swoje codzienne obowiązki. Jak już wspomniałem wcześniej - jesteśmy w stanie szybko wydedukować ich charakter bez uprzedniego obejrzenia serii TV, więc nie są to jakieś szczególnie skomplikowane postacie.

Nazwanie głównego bohatera “self-insert protagiem” mogłoby być trochę obraźliwe. Bardziej mu po prostu do zwykłego, w miarę ambitnego licealisty. Kończy szkołę, a w czasie nauki znalazł pasję, którą chce dalej rozwijać na studiach w dużym mieście. Przy okazji pomagał rodzicom w sklepie, ma dobry kontakt z sąsiadami i paru znajomych. Ot, normalny chłopak, z którym bardzo łatwo jest się utożsamić.

Główny żeński bohater - Tamako - jest… trochę autystyczna? To znaczy, rozumiem, że jej charakter ma sprawiać wrażenie słodkiej dziewczynki, ale gdy przez cały seans bredzi o mochi (japońskie słodycze, które jej rodzina oraz rodzina protagonisty tworzy i sprzedaje) to naprawdę ciężko nie odnieść takiego wrażenia. Poza tym - zachowuje się jak normalna, grzeczna licealistka, która również pomaga w sklepie, zna się z sąsiadami i ma swoją grupkę znajomych, z którymi spędza czas w klubie szkolnym i poza nim.

I chyba właśnie ta “normalność” stanowi o sile “Tamako Love Story”. Krótki, treściwy i wiarygodny romans normalnych licealistów zamknięty w formie nieco ponad godzinnego filmu. Jednocześnie odpada CGDCT, co dla niektórych osób może być zaletą, jeśli ten element odpychał ich od serii TV.

Grafika:
Co jakiś czas miałem wrażenie, że oglądam Kyoukai no Kanata, zwłaszcza że char designy niektórych postaci są podobne (szczególnie męski protagonista). W każdym razie pod względem graficznym, film cieszy oko.

Podsumowanie:
Jeśli chcecie obejrzeć wiarygodny romans licealistów - “Tamako Love Story” jest dobrym filmem na wieczór. Osobiście raczej preferuje dłuższe historie miłosne, które mają się czas rozwinąć, więc ten film nie stoi zdecydowanie na szczycie mojej listy romansów.
Jednak biorąc pod uwagę to w jak unikalny sposób przedstawia on romans oraz że jest to treściwy seans, który faktycznie wykorzystuje dany mu czas (nie licząc pierwszych 10 minut) to warto dać szansę, nawet jeśli nie oglądaliście serii TV.

=================
#animedyskusja #anime #film
Pobierz youngfifi - 27/52 --> #anime52
Tamako Love Story (recenzja filmu)

MAL: https://my...
źródło: comment_1652442387Qu8GuA1NN3ISX28RFaXL7t.jpg
  • 17
Po półtorej roku od seansu sam niewiele pamiętam z serialu, a przy filmie bawiłem się dobrze


@young_fifi: Same here, wywalenie praktycznie w całości ptaka i hawajskiej arystokracji postawiło całą historię z powrotem na nogi. O ile seria jest z kategorii "w sumie to spoko, ale tylko i wyłącznie dlatego, że ładne" to film już awansuje na "głupiutki romansik, który przyjemnie się ogląda". Wreszcie widz dostaje jakiś konkret, na którym może się
@tobaccotobacco: To znaczy? Ja serię TV lubię i nie szkaluję jak kinasato, aczkolwiek ptak to jest naprawdę zbędny element.
Filmu nie nazwałbym "głupiutkim romansikiem", a raczej prostym romansikiem o głupiutkich nastolatkach, no ale poza tym to się chyba zgadzam z przedmówcą.
@young_fifi: w ciągu serialu typ niejednokrotnie wysyła głupiej jakieś pokrętne sygnały i gdy wreszcie przychodzi mu się pakować i wyjeżdżać to stwierdza do kroćset już no jaj jej zrobię KOKUHAKU (chin. powiem autystce że chcę jej wsadzić benis) - w tym momencie w poprawnie wykonanym filmie dziewczyna powinna zrobić yikes i go wyśmiać a chłopak powinien wypłynąć w łódce na morze i się utopić a to wszystko do wtóru skrzypców (czy
@tobaccotobacco: Z tego co widzę to LN wydane zostało później, a film jest oryginalnym dziełem. Zakładam, że pisane wewnątrz studia, jak wiele innych bajek.

Hyouka dobra bajka
Hibike Euphonium fajna bajka
Kyoukai no Kanata - bijom siem na miecze

Jak dla mnie na tym repertuar KyoAni godny polecenia się kończy, aczkolwiek osobiście podobało mi się jeszcze chuunibyou, no i wspomniane Tamako Market. Ale generalnie fanboyowanie studiów anime w dzisiejszych czasach trochę
@JustKebab: Chińskie bajki poważny biznes. Dobrze, że na Magni wpisałem zamiast jakiegokolwiek nicku swoje imię, bo jeszcze bym #!$%@? zebrał od wykopków ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Oglądałem to prawie 10 lat temu (w sezonie) i dałem 6/10. XD
W moich wspomnieniach jest spoko i nie zamierzam tego weryfikować.
@young_fifi:

Chińskie bajki poważny biznes


Najpoważniejszy ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Oglądałem to prawie 10 lat temu (w sezonie) i dałem 6/10


Drugi sezon słabszy od pierwszego, więc nawet bym nie polecał go oglądać, ale potem jest kinówka, która moim zdaniem jest najlepszą częścią K-ON
@JustKebab: Aaa... Mówiłem o tym, że oglądałem 10 lat temu chuunibyou. Chociaż jak patrzę to K-ON! też oglądałem 10 lat temu, ale akurat temu 7/10, więc punkcik wyżej ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Raczej nie wrócę niestety. Nic nie pamiętam z pierwszego sezonu, a CGDCT jakoś do mnie nie przemawia jako gatunek.
@young_fifi:

Nic nie pamiętam z pierwszego sezonu, a CGDCT jakoś do mnie nie przemawia jako gatunek


No właśnie elementy CGDCT w K-ON nie są jakoś specjalnie mocne i nawet dla mnie (fana gatunku) seria była trochę nudnawa pod koniec.

Mówiłem o tym, że oglądałem 10 lat temu chuunibyou.


No to może wtedy dałoby radę oglądać na trzeźwo ( ͡° ͜ʖ ͡°) Rok temu próbowałem oglądać i nie