W nawiązaniu do wykopu:
//www.wykop.pl/ramka/1084639/final-sprawy-z-cialem-obcym-w-brokulach-mrozna-kraina/ a także wielu innych, w których mowa o dziwnych rzeczach znalezionych w produktach spożywczych, chciałbym opisać Wam jak wygląda masowa produkcja w zaawansowanym zakładzie spełniającym wszelkie wymogi bezpieczeństwa, mam nadzieję, że po przeczytaniu będziecie mieć jeszcze jakieś wątpliwości, które będę mógł rozwiać;)
Przez jakiś czas pracowałem w fabryce mrożonek, praktycznie na wszystkich działach, nie byłem tylko konserwatorem maszyn i urządzeń. Fabryka produkuje różne mrożone ciasta typu angielskiego, np.
Chicken & Mushroom Pie,
Salmon En Croute, albo
Sausage Roll. Posiada chyba wszelkie możliwe atesty i potwierdzenia bezpieczeństwa.
Każdy pracownik przed rozpoczęciem pracy w fabryce przechodzi intensywny trzydniowy kurs bezpieczeństwa i higieny pracy, a także HACCP, po którym musi zdać egzamin, aby potwierdzić, że zrozumiał (odsiew tępych emigrantów bez języka angielskiego)
Fabryka podzielona jest na pięć części:
1. Magazyn półproduktów - czerwona strefa
2. Produkcja - niebieska strefa
3. Mroźnia
4. Pakownia - zielona strefa
5. Magazyn - mroźnia gotowych produktów - czarna strefa.
każda z nich jest oddzielona od reszty i jedyne co może przechodzić pomiędzy nimi, to gotowy produkt, albo osoby, które zajmują się kontrolą, lub konserwacją maszyn, a nie mają kontaktu z jedzeniem. Tak więc, pracownicy z magazynu nie mogą przebywać na produkcji, czy pakowni. Aby odróżnić pracowników na zmianie wszyscy noszą różnokolorową odzież i czepki. Odzież robocza składa się z: białych skórzanych butów, z bezpieczną podeszwą i bez sznurowadeł; białego kombinezonu (lub też kitla i spodni), który pobiera się na początku zmiany i oddaje do pralni na koniec zmiany, dodatkowo pracodawca wymaga, aby utrzymywać swój kombinezon w czystości, a w razie ubrudzenia wymienić na nowy w trakcie pracy, następnie czepek na włosy i lateksowe rękawiczki (pod które zakłada się bawełniane rękawiczki, jako ochronę przed zimnem w kolorze odpowiedniej strefy, na której się pracuje. Osobnicy z brodą, albo wąsami muszą też nosić specjalne czepki na zarost;)
Pracownik przychodząc do pracy wchodzi do szatni, gdzie rozbiera się do gaci i wszystkie swoje graty wsadza do szafki. Na terenie produkcji nie można mieć komórek, kluczy, zegarków. Wciąga buty i wędruje kilka metrów do następnej szafki, gdzie ma przygotowany czysty kombinezon. W czystym kombinezonie może wejść na korytarz prowadzący do różnych działów. Wejście na ten korytarz w prywatnych ciuchach wiąże się z ostrzeżeniem. Trzy ostrzeżenia i dyscyplinarka. Wchodząc na każdy dział mija się zegar, na którym pracownicy odbijają się swoimi kartami (coś a'la kredytówka). Karty znajdują się obok zegara, więc pracownik nie ma jej przy sobie podczas produkcji, żeby przypadkiem nie zapodziała się w żarciu. Dawało to nam pewne ułatwienie: każdego dnia umawialiśmy się, że jedna osoba przyjdzie pół godziny wcześniej do pracy i odbije resztę paczki - dodatkowa kasa do wypłaty za nic;). Po odbiciu na zegarze przechodzi się przez "zmywak", gdzie każdy musi się obszorować aż do łokci (jak w Grey's Anatomy, albo Ostrym Dyżurze), po czym zdezynfekować alkoholowym żelem (tak, też do łokci). Po tym pobiera się czepek, rękawiczki i zapierdziela do roboty.
- Magazyn półproduktów:
Magazyn podzielony jest na miejsce dostaw, gdzie rozładowuje się tiry (osobno dla produktów spożywczych, osobno dla opakowań i chemii), kilka chłodni, w których przechowuje się różne rodzaje półproduktów, oraz strefę wspólną (bufor) z działem produkcji, gdzie przekazuje się konkretny towar. Po magazynie jeżdżą wózki widłowe i paleciaki. Osobną strefą w magazynie jest strefa dla surowego mięsa. Tam się wstępnie obrabia mrożone mięsiwo (np mieli w maszynce do mięsa o wysokości trzech metrów). - Produkcja:
Trzy linie produkcyjne, żeby robić różne produkty w tym samym czasie. Każda linia podzielona jest na dwie części, jedna robi ciasto, druga do kupy ciasto razem z sosem i nadzieniem. Sos oczywiście robi się w osobnym dziale produkcji, tj sali sosów (po około 5t każdego sosu na raz), z którego rurami jest doprowadzany do linii produkcyjnych. Ewentualne ciasto, które pozostało po wycinaniu form, spada na przenośnik i wraca na początek linii, gdzie jest mieszane z nowym ciastem. Ciasto, które spadło na ziemię trafiało do kosza, a pełen kosz na magazyn, a stamtąd wywalali wszystko na kompostownik. Z linii produkcyjnej gotowy produkt przejeżdżał na przenośnikach do mroźni - trzy metry, gdzie dwóch ludzi wybierało "na oko" produkt, który wyglądał źle (np widać, że pusty, bo sos się nie nalał, krzywy wzorek na górze, albo odstająca połamana aluminiowa forma). Czasami ktoś z pracowników na linii coś spierdolił i np wyjeżdżało nam kilkaset ciast pustych i trzeba było wszystkie zgarniać i rozbebeszać (oddzielić jedzenie od aluminium), co zdążyliśmy to nasze, a co nie, to pojechało do mroźni. - Mroźnia:
To pomieszczenie miało z jakieś 10x20 metrów, -36stopni Celsjusza i było jednym wielkim przenośnikiem taśmowym zwiniętym niejako w sprężynę. Produkt objeżdżał wszystkie spirale przez dwie godziny, po czym był zmrożony na kość i wyjeżdżał na pakowni. Tam ludzie mieli robotę naprawdę obciążającą psychicznie, dlatego gdy miałem zmianę na końcówce produkcji, to lepiłem z ciasta różne figurki i im wysyłałem przez mroźnię, żeby mieli trochę rozrywki;) - Pakownia:
Najbardziej stresujące miejsce dla mnie (po pierwszym tygodniu napisałem list z prośbą o przeniesienie na inny dział). Gotowy produkt wyjeżdżał z mroźnie na jednej linii, a na równoległej linii przyjeżdżały pudełka złożone przez maszynę. Zadaniem pracownika było włożyć produkt do pudełka. Pół biedy, gdy wkładało się tam jedną formę z ciastem (ok 80 pudełek/minutę), gorzej, jak trzeba było włożyć np. 18 małych ciasteczek (ok 30 pud/min). Na każdej linii do pakowania pracowało od 4 do 6 osób. Produkt niezapakowany robił kółko na przenośnikach i wracał na awaryjną linię do mroźni i po 10 minutach znów wyjeżdżał do zapakowania. Produkt zapakowany przechodził przez kontrolę wagi (jeśli nie zgadzała się masa produktu, to był on zrzucany do kosza (kosz też trafiał do magazynu, skąd można było sobie zabrać do domu troszkę). Następna kontrola, to na obecność metali. Tu ciekawostka, bo co godzinę robiło się test tego urządzenia i wrzucało na linię pudełko, które próbki różnych metali, po 1g z każdego (oprócz ALU, bo korzystaliśmy z takich form). Za mojej kadencji nie zdarzył się negatywny test tego urządzenia, ale z księgi procedur wiem, że wtedy trzeba zatrzymać produkcję, wezwać "inżynierów", a po naprawie przepuścić przez linię cały towar zapakowany od czasu ostatniego pozytywnego testu (czyt.: gigantyczne straty czasu, czyli pieniędzy). Gotowy produkt trafiał do pakowania na palety, gdzie robota ostro rozwalała kręgosłup. Palety zawijało się w stretch folię na specjalnych maszynach (czasami dla zabawy zawijaliśmy się nawzajem). Czas przebywania głęboko mrożonego produktu na pakowni od wyjazdu z mroźni do przygotowania gotowej palety (razem z opisem, naklejkami i wprowadzeniem do systemu wynosił ok 15-20 minut. Temperatura na pakowni max 10stopni. - Magazyn: Paletę odwoziło się do przedsionka magazynu, gdzie pracownik wszystko ustawiał równo swoim widlakiem. Stamtąd ładowało się do TIR'ów.
Czyszczenie: Tym zajmowała się specjalna grupa nazywana przez nas "higieną". Po zakończeniu dziennej zmiany, albo podczas przestawiania produkcji na co innego wpadała ekipa i gorącą wodą pod ciśnieniem czyściła dokładnie każdy element maszynerii zaczynając od sufitu, kończąc na podłodze. Później wszystko spryskiwało się pianą z chloru i zostawiało na 10min celem zabicia zarazków (w trakcie tych 10min robiliśmy sobie przerwę na kawę i papierosa, która zwykle trwała 45min). Po tym ponowne mycie gorącą wodą, test czy wszystko działa, czy jest czyste i przekazanie linii szefowi zmiany produkcji.
Sytuacje hardcorowe:
- W mroźni zablokowało się jedno ciasto, tworząc zator. Maszyny stop i trzeba było wleźć do środka i rozładować korek. Po 10minutach pracy w środku myślałem, że zamarzłem.
- Ciasto robiło się w mikserach, które przyjmowało na raz 500kg produktów, później wielkie michy przepychało się do windy, która wyrzucała ciasto na szczyt linii produkcyjnej (tak, grawitacja bardzo pomaga w masowej produkcji). Kiedyś znajomy źle zabezpieczył taką michę, wcisnął guzik, a ta spierdoliła się z samej góry i spadła metr od niego. Gdyby postanowił postać dłużej przy guziku zamiast mieszać następne ciasto w drugim mikserze, to pewnie zostałaby z niego miazga.
- Pracując na czerwonej strefie zauważyłem na jednej palecie ślimaki łażące pomiędzy kawałkami nerek. Gdyby się nie ruszały, to nie zwróciłbym na nie uwagi, bo miały ten sam rozmiar i kolor;) Wezwanie managera, raport z sytuacji i zwrot palety do producenta. Mi się zdarzyło raz, mam nadzieję, że nie zdarzyło się innym, a jeśli tak, to mam nadzieję, że w porę zauważyli intruza. BTW: Mrożona cebula posiekana w kostkę przyjeżdżała na paletach 1000 kg z Polski;)
- Gdy dostałem przydział na higienę, trafiło mi się myć fragment linii produkcyjnej, który nie był dokładnie czyszczony. Pod linią (czyli tam, gdzie żarcia nie ma), gdzie trzeba było się położyć na podłodze, żeby domyć zakamarki maszyn, był grzyb o grubości 3cm...
- Raz też napisałem raport o odkryciu małej kolonii jakichś robaków, w dosyć mało uczęszczanym miejscu, później wyguglałem, że to były jakieś robaki żywiące się mąką. Bardzo wkurzyłem tym faceta, który zajmował się silosami - musiał je czyścić, a także całą instalację doprowadzającą mąkę do linii produkcyjnych;)
Jeśli coś Was intryguję i chcecie więcej detali, to pytajcie śmiało (dodaj
@kaef:
przed pytaniem, dzięki temu dostanę powiadomienie i na pewno nic nie przeoczę).
Komentarze (92)
najlepsze
Pieczywo ktore spadnie na ziemie kladzie sie z powrotem na tasme
SKAŻENIEM!
KAŻE!
Pozdrawia Językowe Gestapo
http://img689.imageshack.us/img689/5409/scanbw.jpg
Pakownia:
http://img252.imageshack.us/img252/745/f8545024.jpg
http://img714.imageshack.us/img714/9827/f8541440.jpg
Pracując na "higienie" można było obejść zakaz wnoszenia komórek i porobić sobie fotki;)
@kaef: kobitki tam pracujące też rozbierały się do gaci?
Gdzie było o tej cebuli?
Czy coś poza figurkami przepuszczaliście przez mroźnie?
Mieliście jakieś nieoficjalne "pasowanie na pracownika", typu przeczołgaj się pod linią produkcyjną, przejedź przez całą mroźnie i daj się na końcu zapakować streczem?
Ile tej pasty do mycia z alkoholem można zjeść, by poczuć efekty?
Domyślam sie, że aromaty były trzymane w jakiś butlach, pojemnikach, jak mocno "daje" taka na przykład skondensowana wanilia w ilościach hurtowych?
Poza figurkami nic więcej nie przepuszczaliśmy przez mroźnię... Ale chyba raz wrzuciłem lateksową rękawiczką wypełnioną sosem.
Nie była pasowania na pracownika, no chyba, że "wprowadzenie" do sposobu na dłuższe przerwy. Umowa gwarantowała pracownikowi trzy przerwy w ciągu jednej zmiany: 15min
Cytat z http://www.wykop.pl/link/1084639/final-sprawy-z-cialem-obcym-w-brokulach-mrozna-kraina/#comment-9313163
Co takiego działo się podczas produkcji, że miałeś wątpliwości, aby to jeść? Czy bardziej chodziło Ci o jakość składników?
2. Dalej pracujesz poza granicami kraju?
2. Tak, obecnie jestem kucharzem w 4* hotelu, który znajduje się na liście 500 najlepszych na świecie.
Spin z pracownikami raczej nie miałem, bo ja jestem dosyć przyjaznym osobnikiem, dopóki mnie ktoś nie wk#@@i.