Dwie, krótkie, historie związane z zakładem. Nie do końca to #chemiczneopowiesci, ale – w pewnym sensie – było to związane z moją pracą. Więc:
1. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.
W tamtych czasach zakład „ochraniała” Straż Przemysłowa. Formacja tak znakomita, że za przykład niech posłuży pewna afera.
W „tamtych” czasach nikt nie znał bankowości internetowej. Ba! Niewielu miało konta w bankach. Ot, odbierało się gotówkę przy okienku od pani Zosi wraz
Nie pamiętam, niestety, czy poniższa historia nie została już opisana, w czasach przed usunięciem konta. Nie jestem w stanie tego już sprawdzić. Dlatego może się zdarzyć, że ktoś już to czytał. Jeśli tak, to sorry. Jednak zdecydowana większość przeczyta to pierwszy raz. A może wszyscy?
Bogusia część z was już pewnie „zna“. Dziś będzie o nim. I o mnie (jako postać 7 planowa). Ale głównym bohaterem będzie on.
O tym, jak ustawić się do emerytury – czyli o tym, co nie „pykło“
Jeśli chodzi o elektryków zakładowych, to na początek trzeba rozróżnić dwie rzeczy. Byli elektrycy zmianowi i dzienni. Zmianowi mieli za zadanie usuwać drobne awarie i wymieniać przepalone żarówki. Dzienni, to byli tzw. fachowcy. Przy czym dziennych można było jeszcze podzielić na dwie podkategorie. Fachowców i takich, którzy za długo nie popracowali. Bo jak można zostawić w remontowanym silniku
@verruct: O ile sam sposób zarobku rozumiem (zrobić po swojemu i zakład musi mnie ściągać aby cokolwiek naprawić = $$$) to końcówki nie - czym jest blokada na 15 minutowe przedmuchiwanie silnika? Blokada obciążenia? Zasilania? Czym zakończyło się ściągnięcie tej blokady przez zmianowego? I czemu to wpłynęło na emeryturę (dziennego jak mniemam)?
@verruct: troche patola jak dla mnie, sam pracuje w tym i nie rozumiem jak cos moze byc zrobionie inaczej niz w dokumentacji i ktos za to przez kilka lat nie beknal
O tym, jak to się kiedyś malowało trawę na zielono.
Poniższe, to opis z przekazu ustnego. Na tyle jednak zweryfikowanego, ze jest autentyczny. Słyszałem to od kilkunastu osób. Dlaczego przekaz ustny? Na swój pierwszy wydział przyszedłem (bo miałem daleko) po 6 latach od wspomnianej „akcji”.
W dramacie wystąpi kilka osób i jedna rzecz. Zacznijmy od rzeczy. Silnik turbozespołu.
Rok 1987. Końcówka tzw. komuny. Gospodarka leży i kwiczy a w zakładzie trwa
@Mr_RIP: Nie wiem, może jestem starej daty. Ale Twoje "Dziękuję" jest - zajebiście - motywujące. Malo jest ludzi, którzy mówią dziś "dziękuje". Mam #!$%@? na plusy i atencje. Dzięki Ci, ze są JESZCZE tacy jak Ty.
Potrzebuje ktoś bazy z (blisko) milionem użytkowników? W bonusie dostaje hasła trzymane otwartym tekstem. ( ͡°͜ʖ͡°) Pisałem do nich z rok temu. Zero odzewu i naprawy problemu. Dzis chciałem sobie przypomnieć hasło, żeby usunąć tam konto. I co? Hasełko przyszło. Tak jak i rok temu... Dodatkowo - słowo klucz - SQL Injection.
Ten wpis będzie trochę, jak „Archiwum X“, bo nie dotyczy on mnie bezpośrednio a opisuje pewne wydarzenie historyczne (późne lata 70) i kradzież „stulecia“ w Azotach.
Pewnego poranka, na zmianie dziennej, wpadła do nas ekipa automatyków i zaczęli montaż monitoringu. Kamera w rogu hali, w miejscu, gdzie nie było widać utleniacza, trochę kabli i na sam koniec monitor na sterowni. Pytanie – po co to? „Wkładem“ utleniacza, czyli reaktora, był
@verruct: Typowi złodzieje są typowi. U nas kradli domieszki do żeliwa, głównie chrom i molibden. Nikt nie wiedział jak. Wyszło w czasie żniw. Za płotem zakładu było pole i tam przerzucali kontrabandę. Sprawa się rypła gdy do kierownictwa przyszedł #!$%@? rolnik, bo rozwalił header na tym co przerzucili przez płot. Złapanie sprawców zajęło od tego wydarzenia jakieś 2 tygodnie. Po cichu zamontowali monitoring w tym miejscu. Policja znalazła u gościa w
Wybaczcie mi, że dzisiejszy wpis nie będzie stricte branżowy, ale przypomniała mi się pewna historia o której muszę napisać.
Dziś będzie o dwóch starych pracownikach z mojego pierwszego wydziału. Bronek i Jan – bo tak mieli na imiona – jakoś specjalnie przyjaźnią ze sobą związani nie byli. Ot, koledzy z pracy. Na domiar sprawy pracujący na innych zmianach.
Bronek – nasz I sterowniczy. Człowiek krótko przez emeryturą i z czasów „wiecie,
@verruct: czasami najprostsza prawda otwiera ludziom oczy na życie, które jest przygodą, czymś co powinno cieszyć i bawić - szkoda tego dobrego czasu marnować na smutki i frasunek
Mam trochę czasu i żeby tag #chemiczneopowiesci nie umarł, to krótka opowieść. Na wstępie – tradycyjnie – teoria.
Nieodłącznym elementem (prawie) każdej instalacji jest układ chłodzenia. Najczęstszymi składnikami takiego układu jest chłodnia i pompownia wody obiegowej. W przypadku chłodni sprawa się komplikuje, bo jest zbyt dużo ich typów, żeby je tu opisywać. Najczęściej są to chłodnie kominowe (pic. rel.). W tym przypadku są to chłodnie elektrowni atomowej (zdjęcie moje, bo mieszkam obok
Po tułaczce po starym wydziale wracamy znów na mój ostatni wydział. Nowy i pachnący farbą.
Pierwszy, próbny, rozruch. Chodziło o wyeliminowanie wszystkich niedociągnięć przed ruchem ciągłym instalacji. Nieszczelności, złe nastawy zaworów, które były policzone tylko teoretycznie itd. W związku z tym, że był to pierwszy rozruch instalacji w jej historii, to do tego przedsięwzięcia zostały ściągnięte wszystkie zmiany do pomocy. Generalnie tłum ludzi, bo jeszcze kierownictwo, bo jeszcze szefostwo zakładu, bo jeszcze...
@verruct: po tych twoich opowiesciach to rozuniem ze juz jestes tam prezesem zarzadu albo przynajmniej dyrektorem? Zawsze wszystko wiedziales, zawsze ratowales sytuacje, zawsze wszystko sie udawalo dzieki tobie ( ͡°͜ʖ͡°) No normalnie spec nad spece, wszyscy inzynierowie i technicy, majstry, znawcy nigdy nie wiedzieli tylko zawsze ty
Jak niektórzy pamiętają, Robercik był inteligenty inaczej. Ale nie tylko on, mi tez się udała ta sztuka kilka razy w życiu. Przypomniała mi się pewna historia związana ze Sulfubursztynianem. Specyfik był na tyle popularny w zakładzie, że wynosiło się go (czyt. kradło) na potęgę. Proceder urósł do takich rozmiarów, że kierownictwo tamtejszego wydziału zdecydowało się na zaplombowanie wszystkich miejsc, gdzie można było go spuszczać – włazy, pompy, wszystkie połączenia kołnierzowe, odpowietrzenia. Dosłownie
Jestem aktualnie na – mam nadzieję – zasłużonym urlopie. Odpoczywam sobie, ale zostałem przez jednego mirka wywołany do tablicy. A że pewności nie mam, czy jak wrócę, to będę miał czas coś napisać (a o tag #chemiczneopowiesci dbać trzeba), to opowiem wam już teraz historie, która mi się przypomniała. Dlatego muszę wrócić na swój pierwszy wydział i do początku mojej „kariery” w ciężkiej chemii.
Dziś będzie o moim pierwszym – i jedynym – wypadku przy pracy. Chociaż bardziej powinno to się nazywać głupotą przy pracy. Wracamy więc na mój pierwszy wydział i jej (całkiem nie mały) wycinek, czyli mycie potasowe. I jak sama wskazuje, myło się tam coś (mniejsza o to co) ługiem potasowym. W postaci stałej przypominał płatki śniegu. I w takiej postaci był do nas dostarczany.
Jak się kończy śmieszkowanie w pracy? Niektórzy się już tutaj o tym przekonali. Ja byłem o tyle mądrzejszy, ze nigdy, ale to przenigdy nie pozwoliłem sobie na robienie sobie jaj. Czasami bywały jakieś drobniejsze żarty pomiędzy sobą, ale nigdy nie związane z praca. Wiadomo czym to się mogło zakończyć... Ale raz jeden, jedyny, nie wytrzymałem. No, musiałem. I koniec. Nadarzyła się okazja, więc z niej skwapliwie skorzystałem.
@epll: Bylo kilka możliwości. Najszybsza - z systemu. Naciskałeś "wirtualny"przycisk blokady technologicznej i wszystko odbywało się automatycznie. Po ok. 2 sek instalacja była wyłączona. Wszystkie zawory w odpowiednie położenia przełączały się automatycznie. Potem było tylko bieganie i ręczne odcinanie zaworów, odparowanie amoniaku (najgorsza robota, bo można było łatwo zamrozić odparowywacze) itd. itd. Tak wiec człowiek był ciągle potrzebny...
Druga możliwość, to dwa, fizyczne, wyłączniki. Jeden na sterowni, drugi na hali (raz
#chemiczneopowiesci
Komentarz usunięty przez autora