Piękny okres studiowania dobiegł końca. Nie czekając długo postanowiłem znaleźć pracę w wielkim mieście. Po politologii nie jest to łatwe, próbowałem składać swoje CV w różnych branżach i natrafiłem na ofertę, zgodnie z którą zajmowałbym się tzw. "marketingiem". Jak to zwykle bywa, na znanych regionalnych portalach internetowych w dużym mieście, wysyłane ogłoszenia z rąk potencjalnych pracodawców były mało konkretne w aspekcie potencjalnie zajmowanego stanowiska. Ważne jednak było to, że jednak ktoś się odezwał. Na rozmowie kwalifikacyjnej, która trwała krótko, zostałem poinformowany, że moja kandydatura zostanie przedłożona podczas spotkania rady nadzorczej. WTF?!
Już w tym momencie zaczęła mi się włączać lampka ostrzegawcza. Bo przecież po pierwsze, ogłoszenie nic nie mówiło o konkretnie zajmowanym stanowisku pracy, a po drugie samo zdanie, mówiące o jakiejś tam radzie nadzorczej, wyglądało na takie, jakbym miał być niewiadomo jakim szefem jakiegoś działu, co było absurdalne w stosunku do mojego dotychczasowego doświadczenia. Raptem po dwóch godzinach, przez sekretarkę, dowiedziałem się, że pracę otrzymałem. Następnego dnia miałem się już wstawić na dzień próbny, rzecz jasna, nie wiedząc czym będę się zajmował. ;) Gościu, który przeprowadzał kwalifikację, za wszelką cenę unikał szczegółów. Na rozmowę z nim czekali inni, nie było możliwości dokładnego wypytania się.
Bez konkretów, wysłano mnie na front, z szarańczą młodocianych akwizytorów zajmujących się sprzedażą pakietów cyfrowych. Teraz już wiedziałem, co się będzie święcić.;) Jak zapewne wiecie, do 2015 roku najpóźniej, wyłączona będzie telewizja analogowa. Dlatego też platformy cyfrowe w tej chwili zbierają żniwa. W obiegowej opinii, każdy narzekał na tego typu gównianą posadę, ale już z czystej ciekawości, mając na uwadze poświęcony mój czas na rekrutację, chciałem sprawdzić, na czym ta praca będzie dokładnie polegała. Z tych, którzy mieli mnie wprowadzać w fach, tryskał optymizm, a wręcz ekscytacja, podniecanie się tym co ich już spotkało. Praca polegała na umiejętnym okłamywaniu wprost ludzi. Zaczynało się od samego wchodzenia do mieszkań. Stare wygi na pytanie "kto tam?" odpowiadali, że przybyli z "informacją do mieszkańców". Najbardziej odrażającym dla mnie faktem był sposób w jaki traktowani byli szczególnie ludzie w podeszłym wieku. Wszechobecne chamstwo było nie do zniesienia. Młode osoby nie dawali się omamiać ofertami, dlatego akwizytorzy szybko odpuszczali. Co innego ze starszymi ludźmi, wobec których szydzenie i prostactwo było powszechne. Nazywali sobie imionami ludzi, z którymi mieli spotkanie i tak też np. wprost jednemu dziadkowi mówili na "dżinks", a do drugiej babci "margot".
"- To co Margot? Decyduje się Pani na pakiecik?"
Rozmowy zaczynały się od kłamstwa, polegającego na tym, że jeśli tej umowy nie podpiszą, to potem owi mieszkańcy będą zmuszeni zapłacić ponad TYSIĄC ZŁOTYCH za założenie pakietu cyfrowego. Kolejnym kłamstwem była sugestia, że na terenie danej dzielnicy, z polecenia miasta firma była rekomendowana przez władze - "miasto powiedziało, że nie może położyć światłowodu, dlatego została przedstawiona wam oferta".
W pewnym momencie w jednym z mieszkań, nagle wszyscy zaczęli naśmiewać się z obrazów rodzinnych. Innym zaś razem, kiedy jedna starsza pani schylała się po dokumenty, jeden z moich "kompanów" zaczął udawać, że liże jej tyłek, wykorzystując jej nieuwagę...
W innym przypadku, do starej ale kumatej babci, która omamić się nie dała, jednemu chciało się jak to nam określił "wysrać" - rzecz jasna u nich. Oczywiście potem nie przeszkodziło mu poprosić jeszcze o kawę - obowiązkowo z mlekiem;) Ona im zwróciła uwagę, że zdaje sobie sprawę z tego, że oni z niej szydzą i poprosiła o opuszczenie lokalu. Nic sobie z tego nie zrobili i dalej wciskali ofertę. Po wizytach w różnych lokalach, oczywiście nie obyło się od komentowania tych ludzi, że np. są głupi.
Hitem tej 4-godzinnej przygody było omamienie także starszej Pani, która po długim tłumaczeniu stwierdziła:
"- Ale niech mi pan tak nie tłumaczy, bo ja i tak jestem psychicznie chora! ;)"
Odpowiedź była wielce zabójcza:
"- Ale wie Pani ile trzeba jutro zapłacić za montaż? "
W pewnym momencie miałem na tyle tego dosyć (zachowania tych ludzi), że nawet nie tłumacząc się, po prostu sobie poszedłem do domu. To wszystko. Zachęcam do przemyśleń i na koniec: nie wpuszczajcie takich ludzi do domostw, bo niektórzy jak to określali, uwielbiają tę pracę. ;) Jakby nikt ich nie wpuszczał, tego chorego fachu by nie było. Pozdrawiam.
Komentarze (71)
najlepsze
Ale zobaczyłem, jak to jest z drugiej strony i jakie to
Po prostu mam tak paskudny ryj i jestem taki obleśny, że żadna mnie nie zaczepi, wiedząc, że nawet najlepsze i najbardziej markowe perfumy mi nie pomogą. :W
I kit wciskają, że niedługo zostaniemy bez telewizji. Chamstwo. Na szczęście jak mnie nie ma to zawsze ktoś do mnie dzwoni jak coś trzeba podpisywać.
Zresztą sam wymieniłem ostatnio antenę i pokupowałem tunery cyfrowe.
Niemniej ostatnio jak byłem to po tym ich kicie powiedziałem, że za sekundę przyjdę. I poszedłem do
może jeden z drugim przemyśli moralność wciskania ludziom kitu.
pamiętam jak z 8 lat temu cyganie przyjechali okradać i sprzedawać tombak.
co to się wtedy działo :)
praktycznie wszyscy gospodarze wyszli do nich, kilku z widłami, jakimiś kijami, ale jeden wyciągnął skądś jakąś starą strzelbę.
do tej pory nie było u nas żadnego cygana.
i jeszcze co do posiadania broni.
swego czasu toczyły się na
ostatnio widziałem u mnie w bloku takich naciągaczy, najchętniej nękali oczywiście starsze osoby, najbardziej jednak uderzyło mnie to, że ledwo ktoś otworzy drzwi to na chamca włażą do mieszkania. tekstem na przywitanie była ściema, że