Wpis z mikrobloga

Obraz "Miasto rodzinne"/"Hometown"; olej na płótnie.

Jak wspomniałem we wcześniejszym wpisie urodziłem się na Pawiaku, w roku 1942. Byłem tam z mamą na oddziale o nazwie Serbia, a tata znajdował się wtedy na oddziale męskim. Spędziliśmy tam dwa lata.

Użytkownik @contraband pytał w jaki sposób udało nam się stamtąd wydostać. Niedługo przed powstaniem Niemcy likwidowali Pawiak, ludzi rozwożono do obozów, moich rodziców również zabrano; mama trafiła do Ravensbrück, a tata do Buchenwaldu. Mnie udało się wydostać dzięki Radzie Głównej Opiekuńczej, działającej wówczas organizacji charytatywnej. Trafiłem do mojej dalekiej krewnej, ciotki u której spędziłem ponad rok. W 1945 roku odnaleźli mnie moi rodzice, cali i zdrowi.

Oczywiście tą część mojego życia znam tylko z opowieści rodziców, krewnych. Byłem zbyt mały, żeby coś zapamiętać. Pamiętam tylko jedną rzecz: szczekającą paszczę psa pilnującego, którym zostałem poszczuty, gdy jedna ze strażniczek pozwoliła mi wyjść z celi, co nie spodobało się przechodzącemu obok niemieckiemu strażnikowi.

Dzieciństwo spędziłem w zrujnowanej Warszawie, uczyłem się tam w szkole podstawowej nr 133, którą ukończyłem w roku 56. Mieszkałem przy polach Bielańskich, na ulicy Swarzewskiej. Nieopodal były pola na których spotykałem się ze swoimi znajomymi z paczki. Żeby dostać się do niej trzeba było przejść test sprawnościowy wyznaczany przez najważniejszych chłopaków w bandzie. Przeważnie było to przejście pod dachem jednej z powojennych ruin, skacząc po wystających ze ścian cegłach, raniąc ręce drzazgami z połamanych belek podporowych. Próbę przeszedłem.

Nasza paczka regularnie spotykała się co tydzień z ekipą wrogą (chłopaków z ulicy Hajoty), w stałym umówionym miejscu. Toczyliśmy ze sobą wtedy bitwy, pojedynki. Nie było to jednak obrzucanie się błotem czy strzelanie z drewnianych pistoletów, biliśmy się na prawdę. Wśród ruin słychać było świst kamieni, okrzyki bojowe, wybuchy petard samoróbek, płacz młodszych chłopaków, powietrze przecinały strzały z prowizorycznych łuków. Jedna z takich strzał, zwieńczona gwoździem, swój lot skończyła na moim brzuchu, co na szczęście nie miało większych konsekwencji niż ból, szczypta strachu i blizna, którą mam do dziś. Wojna pomiędzy bandą Swarzewskiej, a Hajoty trwała dobre lata.

W 55 roku, jako 13 latek symbolicznie i nieświadomie zacząłem swoją walkę z komunizmem. Po powrocie z wakacji wybrałem się z kolegą na pole na którym odbywały się bitwy, na którym mieliśmy bazy i pochowane składy kamieni. Niestety zastaliśmy płot, za którym widniały fundamenty jakiejś dużej, ledwo zaczętej budowy. Oburzyło nas to wielce i stwierdziliśmy, że nie można nam tak po prostu odebrać naszego terenu! W akcie chłopięcej furii usypaliśmy ścieżki suchej trawy wokół płotu i podpaliliśmy je, by bronić swojego terenu. Zostaliśmy złapani przez robotników, którzy zauważyli nasz sabotaż i stłumili go w zarodku razem z ogniem. Trafiłem na milicję, stanąłem przed Kolegium Karnym i groźbą trafienia do domu poprawczego. Na szczęście za wstawiennictwem szkoły i dzięki mądrym rodzicom skończyło się ułaskawieniem.

Takie było moje dzieciństwo w szarej, powojennej Warszawie.

Przy okazji otwieram nowy tag: #obrazystefana pod którym będę publikował, a także pragnę poinformować, że w niedziele o godzinie 17:00 odbędzie się AMA z moim udziałem, serdecznie zapraszam!

http://www.artpal.com/saj?i=50773-2
http://stefanjedrzejeski.deviantart.com/art/Hometown-561820822

Pozdrawiam serdecznie!

#tworczoscwlasna #malarstwo #sztuka #warszawa
StefanJedrzejewski - Obraz "Miasto rodzinne"/"Hometown"; olej na płótnie.

 Jak wsp...

źródło: comment_f0ZkoYZ5AeOILEgP0UNomFTzR5m3QV3z.jpg

Pobierz
  • 40
@StefanJedrzejewski: Człowiek elokwentny i wykształcony, z ciekawą historią i inwencją twórczą, mimo tego, że nie jest z naszej generacji świetnie pojmuje działanie Internetu, używa tagów, odpowiada użytkownikom i rozumie inside jokes - 200 plusów
@lechwalesa: #!$%@? zdjęcie byle głupoty, podpisze to byle jak, jeżeli komuś odpisze to ze wszystkimi możliwymi błędami - 1500 plusów w gorących.