Wpis z mikrobloga

#creepypasta #creepy #mozebylomozenie

Od zawsze mieszkaliśmy na Stockholm Street 423, więc nie było chwili, w której nie słyszałabym tej kreatury. Mieszkała po drugiej stronie ściany już zanim się urodziłam.

Gdy byłam małym dzieckiem, myślałam, że była moim przyjacielem. Pukałam, a w odpowiedzi otrzymywałam uderzania po drugiej stronie. Chichotałam, a To coś mamrotało jakieś słowa, których nie byłam w stanie zrozumieć. Myślałam, że To miało mnie chronić przed koszmarami. Z czasem zaczęłam się jednak Tego bać. Rodzice upierali się, że nie ma żadnego pokoju po drugiej stronie ściany. W końcu zrozumiałam, że To nie było moim przyjacielem. Wtedy też drapanie, jęki i sporadyczne uderzenia zaczęły mnie przerażać.

Gdy miałam osiem lat, złamałam się i powiedziałam rodzicom o kreaturze żyjącej za ścianą. Bałam się, że pewnej nocy wejdzie do mojego pokoju i mnie zabije. Matka popatrzyła się na mnie z politowaniem i stwierdziła, że to tylko myszy. I tak właściwie nigdy mnie nie słuchała. Ojciec zgodził się z nią, lecz przytulił mnie i powiedział abym się nie bała, gdyż w razie czego mnie ochroni.

Od tego momentu, gdy tylko słyszałam jakiś hałas, wołałam ojca. Przybiegał do mojego w pokoju w niemniej niż minutę, by sprawdzić co się dzieje. Wtedy skulona jedynie wskazywałam na ścianę. Tata uśmiechał się i po grzmotnięciu w nią pięścią wołał:

- Cicho tam! Bo inaczej…

Wszelkie hałasy wtedy ucichały. Uśmiechałam się zapłakana, a tata mnie przytulał. Zawsze był moim obrońcą. Bardzo za nim tęsknię.

W wieku nastoletnim zaczęłam zapraszać przyjaciółki na noc. Z początku nie wierzyły w moje opowieści, lecz pewnej nocy przekonały się, że były prawdziwe. Nazwałyśmy się Łowcami Duchów ze Stockholm Street i godzinami próbowałyśmy wypędzić kreaturę, która zgodnie z naszymi badaniami okazała się być demonem. Przeprowadzałyśmy żenujące seanse spirytystyczne, czy też korzystałyśmy z tabliczki Ouija. Stwierdziłyśmy, że drapanie to próba wyrycia przez monstrum szatańskich symboli i rysunków po drugiej stronie ściany.

Podczas jednej z nocnych imprez, będąc bardziej brawurowa niż zwykle pod wpływem dużej ilości kofeiny, czekałam jedynie na znane nam już drapanie. Gdy je usłyszałam, uderzyłam kilka razy w ścianę i zawołałam tak jak mój tata:

- Cicho tam! Bo inaczej… I tak już jesteś trupem. Żywi chcą tu spać!

Zachichotałyśmy. Moje przyjaciółki były pod wrażeniem, ale tylko przez chwilę. Powinnam była wiedzieć, że nie należało Tego prowokować.

Nagle rozzłoszczony byt zaczął głośniej niż kiedykolwiek walić w ścianę, wściekle przy tym krzycząc. Wszystkie zapiszczałyśmy i ukryłyśmy się w szafie, wołając mojego tatę. Kiedy przybiegł, dziewczyny zaczęły go prosić, aby odwiózł je do domów. Gdy pojechały, zostałam całkiem sama. Czułam To, niemal widziałam jak niecierpliwie chodzi w tę i we w tę po drugiej stronie. Dzieliło nas jedynie pięć cali drewna i tapeta. Tak się bałam, że nie wychodziłam z szafy. W pewnym momencie znów rozpoczęło się drapanie.

Wtedy zdałam sobie sprawę, co To próbowało zrobić. Chciało wyryć sobie drogę przez ścianę do mojego pokoju. Pisnęłam na tę myśl, lecz wtem drapanie ustąpiło, a powróciło uderzanie. Trwało aż do momentu, gdy światła samochodu ojca rozświetliły moją sypialnię. Prawie przestałam płakać, gdy mój bohaterski tata wpadł do pomieszczenia i zaczął walić w ścianę.

- To wciąż tam jest, tato! – zawodziłam.

Skinął głową, popatrzył na mnie ze współczuciem i wciąż uderzając krzyknął:

- Cicho tam! Bo inaczej…

Wziął mnie potem na ręce, pozwolił się wypłakać i powiedział, że tej nocy mogę spać na sofie. Czasami wydaję mi się, że według niego to wszystko było jedynie w mojej głowie, ale to nieprawda. Pomruki, stukanie, drapanie… Słyszałam je przez całe swoje życie. Były prawdziwe. Lecz nawet jeśli mi nie wierzył, nie dawał tego po sobie znać. Nie chciał, bym poczuła się szalona. Chyba go nigdy w pełni nie rozumiałam.

Pewnej nocy, gdy miałam szesnaście lat, obudził mnie nieziemski krzyk. Był tak głośny, wysoki i przeszywający, że sama krzyknęłam z przerażenia. Wtem wrzask ustał, a do pokoju wpadł tata.

- Słyszałeś to! – zawołałam, trzęsąc się i szlochając. – Jak mogłeś tego nie usłyszeć? Musiałeś!

- Och, kochanie. – tata usiadł na skraju łóżka. Jego włosy były rozczochrane, a oczy przekrwione i nieobecne, sugerując środek nocy.

– Oczywiście, że to słyszałem, ale to była tylko sowa. Jestem pewien. Widziano kilka w okolicy.

- Nie tato, posłuchaj ścian.

- Lindsey…

- Tato, proszę.

Westchnął, lecz kiwnął głową i przez chwilę wspólnie się wsłuchiwaliśmy. Chciałam, by ojciec poznał prawdę i w końcu mi uwierzył. Wszyscy byliśmy w niebezpieczeństwie. Niestety, tej nocy zza ściany nie wydobył się już ani jeden krzyk.

Po tym już przez długi czas nie słyszałam Tego. Ściana nagle wydawała się być pusta, pierwszy raz w moim życiu. Może To było uśpione, lub zostało zesłane z powrotem do piekła. W każdym razie, wiedziałam, że powróci.

Co ciekawe, gdy kreatura wróciła, nie zdałam sobie z tego sprawy. Po szesnastu latach było to wszystko dla mnie niczym biały szum – ścieżka dźwiękowa w tle, tak mi bliska jak własna twarz. Tyle czasu zajęło mi rozgryzienie, że To powróciło, iż nie jestem w stanie podać konkretnego momentu. Myślę, że to scaliło nasze losy. Hałasy były mi na tyle nieodłączne, że nie rozumiałam nie tylko ich niezwykłości, ale również tego, iż trwały przez cały czas. Wstydzę się przyznać, lecz gdy w końcu zdałam sobie sprawę z ich powrotu, niemal poczułam ulgę.

Nawiedzanie postępowało tym samym cyklem co wcześniej. Najpierw jęki, potem uderzanie, następnie łagodne, leniwe stukanie, aż w końcu drapanie. Zawsze kończyło się drapaniem.

Powiedziałam tacie o drapaniu i o tym, że kreatura prawdopodobnie próbuje przedostać się do mojego pokoju. To jednak go rozśmieszyło – powiedział, że za moją ścianą są trzy cale solidnego metalu i żadne myszy, szopy, dzikie koty, czy nawet duchy, nie byłyby w stanie przedostać się przez ścianę. Był tego pewien, gdyż sam budował ten dom. Poza tym upewnił mnie, że w razie czego zawsze mnie obroni. Ale, jak się potem okazało, nie miał racji.

Ponieważ miałam wyprowadzić się w ciągu roku, zdecydowałam, że nie mam wyboru i muszę jakoś wytrzymać. Po szesnastu latach z Tym, czym było jedynie dwanaście miesięcy więcej? Stałam się obojętna, leniwa i pozbyłam się zmartwień. Ignorowałam hałasy, czasem nawet odpowiadałam uderzeniami. Posługując się logiką, zaczęłam uspakajać samą siebie – cokolwiek to było, nie mogło przedostać się przez ścianę. Gdyby mogło to zrobić, zrobiłoby to lata wcześniej. Wydedukowałam, że najbardziej na świecie To chce się wydostać. Ale, skoro wciąż było tam, musiało być uwięzione. I miałam rację.

Ta noc, w której drzwi zostały otworzone, jest najwyraźniejszym wspomnieniem jakie posiadam. Byłam u mojej przyjaciółki, gdy zadzwoniła do mnie matka i kazała jak najszybciej wrócić do domu. To już samo w sobie było dziwne, ponieważ ledwo co zwracała na mnie uwagę, a już nigdy nie dzwoniła.

Pojechałam pięć mil z powrotem do mojego sąsiedztwa, ale ciężko mi było tam się dostać. Zaczęłam panikować, mijając wszystkie te samochody stacji telewizyjnych, jednostki policji oraz pojazdy SWAT. Musiałam zaparkować wcześniej i przejść wzdłuż trzech bloków, by dostrzec ze łzami w oczach, że to mój dom stanowi epicentrum całego zamieszania. Po prostu wiedziałam o tym. Gdy go zobaczyłam, zdałam sobie sprawę, że ojciec nie żyje. To coś musiało w końcu wyjść i zabić tatę.

Zaczęłam biec, ignorując wszystkie głosy każące mi się zatrzymać. Mijałam pojazdy, przepychałam się przez dziesiątki ludzi, przebiegłam przez taśmę policyjną i wpadłam do domu. Za salonem, obok mojego pokoju, stała szeroko otworzona szafa. Wszystkie kurtki i swetry zostały z niej usunięte, odsłaniając kolejne drzwi. Z niewiadomej przyczyny nikt mnie nie powstrzymał – wpełzłam do niej i po pokonaniu tego tajnego przejścia znalazłam się w pokoju, o którego istnieniu wiedziałam od samego początku. Nie wyobrażałam go sobie jednak w ten sposób.

Media nazwały mojego ojca Rozpruwaczem ze Stockholm Street. I widząc to, co znajdowało się w pokoju, pseudonim do niego pasował. Było tam wiele noży, chyba wszystkie rodzaje. Było też około stu metalowych przedmiotów poukładanych wzdłuż jednej ze ścian. Większości nie rozpoznałam, jednakże kilka widziałam w podręcznikach do historii. Były cztery zestawy kajdan, cała ściana łańcuchów oraz rolki srebrnej taśmy klejącej. Na środku pomieszczenia znajdował się płaski stół, który najwyraźniej przesiąkł już krwią. Na jego drugim końcu stał wysoki stołek.

Ale najgorsza ze wszystkiego była ściana. Moja ściana. Każdy cal pokryty był przez wyryte w niej napisy. Wbrew moim wcześniejszym wyobrażeniom, nie były one jednak ani satanistyczne, ani złe.

Jacob, kocham Cię. Diana Hobb

Powiedzcie mojemu ojcu, że mu wybaczam. Brian Woodlin

Tara, jest mi bardzo przykro. Michael Mcnulty

Powiedzcie moim córkom, że były dla mnie całym światem. Angela Waterstone

Według dowodów, było ponad sześćdziesiąt podobnych wiadomości. A ja zmusiłam się do przeczytania każdej z nich. Nawiedzają mnie każdej nocy. Spędziłam dziesięć lat dręcząc ich, a oni teraz będą dręczyć mnie już zawsze.

Teraz żyję w szpitalu i słyszę drapanie za każdym razem gdy zamykam oczy. Nie spałam przez to od roku. Mój lekarz mówi, że jeśli wkrótce nie usnę, umrę z przemęczenia. Spędzam dni oglądając wiadomości dotyczące procesu mojego ojca, a nocami wpatruję się w ściany. Leki nie działają, lecz wciąż są mi podawane. I mimo, że próbuję usnąć każdej nocy, nie jestem w stanie tego zrobić. Zawsze słyszę drapanie.

I zawsze będę je słyszeć.
  • 2