Wpis z mikrobloga

#theknick #knick #seriale #piesandaluzyjski (mój tag do którego wrzucam swoje recenzje filmowe, serialowe i inne rzeczy, można subskrybować, można czarnolistować. Archiwum wpisów można znaleźć pod ostatnią recenzją, nie będę tutaj wrzucał, żeby nie robić bałaganu. Poniżej są spoilery z serialu The Knick, więc ostrzegam)

Jedna z ostatnich scen tego serialu (s02e10) to jest mistrzostwo świata. Idealne, ostateczne zwieńczenie losu głównego bohatera. Nie muszę chyba dodawać też, że w moim osobistym odczuciu jedna z lepszych serialowych scen kiedykolwiek, no ale tutaj to jest aż nadto kandydatów. No ale do rzeczy. Doktor Thackery, pionier chirurgii, ćpun, ale jednak bezkompromisowy, chorobliwie ambitny wizjoner. Nie wystarczyło mu przeprowadzenie szeregu prekursorskich operacji, wielokrotne przejście do historii itd. itd. Zaskakiwał coraz to bardziej szalonymi pomysłami, a ostatnim z nich miało być przeprowadzenie operacji na samym sobie. Operacji ryzykownej i co wiemy z zakończenia na 99% nieudanej (adrenalina nic nie da przy sporej utracie krwi). Samo to jest świetnym i głębokim zakończeniem - ostateczne i najwyższe poświęcenie, śmierć w imię idei. Tak jak obok geniuszu szła słabość do kokainy i innych, tak samo obok genialnego pomysłu przeprowadzenia operacji bez znieczulenia ogólnego poszedł idiotyzm w postaci przeprowadzenia jej na sobie. Wszystko idealnie pasuje, a przecież historia tego lekarza jeszcze dostarczyła dodatkowego kontekstu pogłębiającego to zakończenie. Dodatkowych kontekstów.

Ten sam Thackery po ironicznym odwyku (leczenie heroiną) powraca powoli do świata żywych za sprawą swojej eks dziewczyny, której najpierw odbudowuje nos, a następnie bohatersko leczy z syfilisu (bez użycia antybiotyków). Bezinteresowna (a może bardzo interesowna?) pomoc kobiecie wyraźnie nadaje znowu sens jego życiu, symbolizuje niejako odkupienie (nadal niedoskonałe bo przerzucił się na kokainowy proszek), a co najważniejsze zdecydowanie trzyma go przy życiu - wystarczy spojrzeć chociażby na tę naturalną scenę gdy wraca do domu i podekscytowany opowiada jej o rozdzieleniu bliźniaczek. Albo na tę być może lekko ckliwą, gdzie przed operacją na siostrach syjamskich dzwoni do niej po wsparcie. Oto co się dzieje dalej: Thack zamierza przeprowadzić na swojej przyjaciółce ostatnią operację mającą na celu poprawienie jej nosa. Mimo że chirurgia plastyczna jakoś mocno w modzie wtedy nie była to dla naszego bohatera jest to rutynowy zabieg. Wtedy następuje ciąg zdarzeń niczym z najlepszych tragedii - pacjentka wypija roztwór, w którym znajduje się opium (pewnie na odstresowanie przed zabiegiem?), w trakcie zwykłej procedury anestezjologicznej z użyciem eteru umiera w wyniku niewydolności układu oddechowego. Nikt nie popełnił błędu, nikt nie jest winny, ot fatalny los. Tragedia w najczystszej postaci.

Thackery traci ukochaną i sens swojego życia. Kolejną kłodą pod nogi jest pogarszający się stan zdrowia i teraz to słynny chirurg musi się oddać w ręce innych - pięknie ironiczne. Mając w pamięci utratę ukochanej pała nienawiścią do eteru, który służył do usypiania pacjentów. Remedium na to ma być specjalnie podane znieczulenie, gdzie pacjent jest w pełni świadomy - nikt już nie straci bliskiej osoby w taki sposób w jaki stracił on. Przed operacją Thack przyjmuje końską dawkę kokainy, wkracza na salę z obłędem w oczach i tak jak zwykle ogłasza, że znowu dokona przełomu w chirurgii. Tym razem jednak powraca do korzeni i zrobi to w swoim najlepszym stylu - totalnie naćpany (świetna klamra nawiasem mówiąc). Słowotok i podniecenie to Thackery, którego znamy z pierwszych odcinków serialu. Dodam do tego również nawiasem, że jest element humorystyczny w postaci zrzucenia szlafroku przed audytorium a sądząc po męskich westchnieniach doktor Thackery miał się czym chwalić + sama scena wstrzykiwania znieczulenia, gdzie chirurg został poproszony o "niewiercenie się" - wychodzi na to, że ta jedna scena to cały serial w pigułce.

No ale wracając bo ciągle nie mogę przejść do rzeczy. Thack rozcina bebechy, nie pozwalając żadnemu innemu lekarzowi się dotknąć - wszystkiego chce dokonać samodzielnie, samemu być w centrum blasku. Chirurg usuwa pierwszy odcinek jelita bez żadnych problemów i w zasadzie na tym można by było zakończyć operację - cel zostałby osiągnięty. Tak jak w całym serialu jednak, Thackery'emu nadal było mało. Przy usuwaniu następnego przecina aortę, wykrwawia się. Zrobił to przez przypadek czy specjalnie? Przypominam, że gość stracił dosłownie sens życia. Jedna jego miłość (chirurgia) zabiła drugą (kobietę). Najbardziej spektakularne samobójstwo w dziejach świata? Wyjątkowa śmierć godna wyjątkowego chirurga? Sądzę, że Thackery po utracie ukochanej postanowił popełnić samobójstwo z wielką pompą, kwestia jedynie w którym momencie wpadł na ten pomysł.

No i te ostatnie słowa, które powinny przejść do historii telewizji: "This is it. This is all we are" - wypowiedziane z rozwalonymi bebechami przed sporą publicznością. Najczystszy i najbardziej ostateczny performance, prosta scena, proste słowa reprezentujące pewną filozofię. Ecce homo na miarę dwudziestego wieku. Ikona.

Może to moja słabość do uśmiercania bohaterów, ale to zakończenie naprawdę jest genialne. Jest niejednoznaczność i dylemat interpretacyjny: śmierć w imię idei czy samobójstwo? W tej krótkiej scenie są także wszystkie elementy, smaczki i motywy, na których opierał się serial: szaleństwo, prekursorstwo, humor, ciekawe substancje (kokaina i adrenalina), dramaturgia. Ponadto (być może jest to na siłę), ale ta scena ma głęboko filozoficzny wydźwięk, nienachalny, który gdzieśtam jest sobie w tle. Silny, ale prosty manifest pewnych postaw, poglądów i systemu wartości. Doskonała puenta, której brakuje - czy to w serialach czy to w filmach. Głębia. No i ta niemal teatralna magia kiedy Thackery mówi: "moje widzenie obwodowe staje się odrobinę przyćmione. Prawie jakby krawędzie wibrowały. Temperatura ciała zaczyna spadać. To jest to. To jest to czym jesteśmy". Cała ta krótka wypowiedź aż do utraty przytomności trwa ponad minutę. Wystarczająco długo, żeby wszyscy zaczęli zwijać się jak w ukropie, próbując uratować pacjenta - tak jak przyzwyczaiły nas do tego współczesne filmy i seriale medyczne. Tymczasem kamera jeździ po twarzach zgromadzonych postaci - kamienne oblicza wpatrzone we flaki Thacka. Zero ruchu, zero reakcji. W tym ze strony samego pacjenta, który przerwał swoją operację. Znowu użyję tego sformułowania ale jest to najczystsza postać - tym razem teatru. Doktor Thackery po raz ostatni wciągnął wszystkich w swój spektakl. Szacun.
  • 3
  • Odpowiedz