Wpis z mikrobloga

#seriale #truedetective #kultura #rozrywka #telewizja

Od czasu do czasu będę tutaj wrzucał recenzje/felietony kręcące się wokół filmu i seriali. Raz że mój skill pisarski trochę zardzewiał, a dwa, że irytują mnie miałkie i mało odkrywcze „recenzje”, w których ponad połowa to opis filmu. Lubię analizować, odkrywać mechanizmy i dokładnie opisywać to co mi się podoba i nie podoba, więc takie też będą te teksty. Nie ukrywam, że czasem lubię się rozpisać, więc jeśli lubicie sążny kątęt to zapraszam do subskrypcji tagu, gdzie będę to wszystko wrzucał: #piesandaluzyjski

Poprzednie teksty:

Mr. Robot - recenzja pierwszego sezonu bez spoilerów
Młodość/La Giovinezza (2015) - recenzja bez spoilerów
Narcos - recenzja w której o spoilery trudno
Demon - recenzja bez większych spoilerów
The Knick - geniusz jednej sceny z drugiego sezonu (ostre spoilery)
Carol - recenzja bez spoilerów
Kilka słów na temat najnowszej edycji programu "Agent"

-----------------------------------------------------------------------

True Detective, sezon 2 (2015)

Kryminał wydaje się być bardziej oklepanym gatunkiem niż kotlety, które tłucze sfrutrowana żona w niedzielny poranek, a jednak zarówno pierwszy jak i drugi sezon True Detective jakimś cudem wyszedł poza wszystkie ramy. Nie zamierzam wdawać się tutaj w szczegółową analizę, bo genialną interpretację przedstawił już na mirko @Joz – zachęcam do zapoznania się z jego tekstem: http://www.wykop.pl/wpis/13873593/truedetective-seriale-spoilery-the-war-was-lost-th/. Ze swojej strony napiszę o kilku rzeczach, które mnie ujęły.

Przede wszystkim rozumiem wszystkich rozczarowanych drugim sezonem. Był chaos, natłok informacji i najważniejszy chyba argument – to była nowa historia. Trudno było osiągnąć poziom pierwszej serii, ale moim zdaniem prawie się udało. Dla mnie kluczem do tego serialu, głównym elementem, który sprawił, że TD wyszedł poza swój gatunek jest fakt, że to pierwsza produkcja o detektywach, w której kompletnie nie chodzi o rozwiązanie zagadki.

Być może to kontrowersyjne stwierdzenie, ale to co trzymało mnie przy kolejnych odcinkach to nie chęć poznania prawdy, a cała otoczka nadająca wszystkiemu klimat – od samej czołówki, początkowych scen pierwszej serii widz chłonie atmosferę, potem dochodzi para głównych bohaterów, którzy teoretycznie powinni być na zdrowy rozsądek sztampowi (przeciwstawne charaktery muszące ze sobą współpracować – kolejna zgrana płyta), a nie są. Właśnie dzięki tej otoczce. Świat w którym żyją nadaje im głębi. Nie wiem jakie upodobania filmowe ma Nic Pizzolatto, ale jego pomysł na opowieść kojarzy mi się z tymi wszystkimi artystycznymi filmami, które są pozbawione zwrotów akcji, a skupiają się bardziej na atmosferze i psychologii postaci. Wdrożenie tej idei do pozornie niepasującego gatunku kryminalnego jest proste i genialne.

Drugi sezon już od intro komunikuje nam zamiar twórców – ma być tak samo i jednocześnie zupełnie inaczej. Kompletnie inny utwór, ale ten sam styl. Dostaliśmy zupełnie inne okoliczności natury (Kalifornia), natomiast idea pozostała ta sama – tu nie chodzi o rozwiązanie zagadki, a o wszystko inne.

Być może to brzmi zbyt górnolotnie w stosunku, do popkulturowej produkcji puszczanej w prime time, ale True Detective konsekwentnie ukazuje bezsilność człowieka. W pierwszej serii ta bezsilność miała bardziej charakter mistyczny (filozoficzne przemyślenia Rusta, sceny w ośrodku religijnym czy co to tam było), natomiast w drugim wszyscy bohaterowie są bezradni wobec „ludzkiej siły wyższej” czyli całej tej nienazwanej masy oligarchów i watażków, którzy wszystkim kręcą, a o których nie słyszymy. Każda z postaci w tym sezonie jest gnieciona przez kogoś kto ma nad nią władzę: Semyon przez ludzi z którymi robił interesy, Bezzerides i Woodrugh przez pracodawców, Velcoro przez żonę utrudniającą mu kontakty z synem.

To co wypada źle, to chęć za wszelką cenę pokazania psychologicznej głębi wszystkich głównych bohaterów. W pewnym momencie wszystko się ze sobą miesza – poszczególne życiowe historie z tym co się dzieje obecnie. O wiele lepiej ta sprawa była rozegrana w pierwszym sezonie, gdzie retrospekcje były przeplatane z aktualnymi wydarzeniami, ale rozumiem, że powielanie tego schematu byłoby mało ambitne. Z drugiej jednak strony czyni to z drugiego sezonu TD serial do wielokrotnego oglądania i odszukiwania ukrytych motywów i smaczków. A tego jest sporo: @Joz pisał o seksie i utracie kontroli, Pizzolatto wspominał o tym, że jest sporo motywów relacji rodzicielskich (Velcoro i jego dzieciak, Bezzerides i jej ojciec, Woodrugh i jego matka + wpadka z aktualną partnerką), ja powyżej wspominałem o beznadziejności i bezsilności. Z tego natłoku elementów można powyciągać mnóstwo pojedynczych rzeczy i poddać je refleksji, zastanowić się nad przekazem, co jakby nie patrzeć ma swój urok. Artystyczne filmy oddziałują na umysł widza surowością i mimalizmem, drugi sezon TD robi to samo tylko odwrotnie – za pomocą szumu informacyjnego. Być może to była zła decyzja, bo wszystko we wszystkim ginie.

Jednak jak już wcześniej wspominałem, najbardziej imponuje mi tutaj otoczka, pojedyncze losowe rzeczy, które budują klimat. Tak jak na przykład rozważania na temat zacieków na suficie: http://screencast-o-matic.com/watch/co6t0shiJr. Można uznać, że to pseudofilozofia, a cały monolog jest płytki, ale według mnie w tej jednej scenie doskonale zamknięta jest cała istota tego serialu (tak jak w pierwszym sezonie „time is a flat circle”, tutaj „everything is paper mache”) i tego sezonu: jest o rodzicielstwie, tajemnicach, przeszywającym strachu, bezsilności wobec otoczenia. Jako bonus, na końcu powyższego filmiku jest pomysłowe przejście montażowe – kolejna drobnostka, która buduje ten serial.

Ponadto w drugim sezonie genialna była strzelanina na końcu czwartego odcinka. Bardzo poruszająca scena i zastanawiam się czy to tylko moje osobiste odczucia. W dzisiejszych czasach, kiedy na ekranie pokazuje się dosłownie wszystko, praktycznie nie istnieją już tematy tabu, a takie rzeczy jak śmierć i przemoc zupełnie spowszedniały i nie robią żadnego wrażenia nawet na najbardziej wrażliwych jednostkach. Tutaj było zupełnie inaczej, nie wiem czy to przez grę aktorską, czy przedstawienie tej sceny, ale jak już było po wszystkim, to autentycznie „odczułem”, że zdarzyło się coś poważnego. Zwykle trupy w strzelaninach są trupami w strzelaninach – nic wielkiego. W TD te wszystkie ciała coś znaczyły. Dobrze to widzom uświadomiła Rachel MacAdams, która nie mogła złapać oddechu i twardziel Farell, gdy trzęsącymi się rękami poprawiał wąs. Kilka detali, które wzbogacają odbiór, wynosząc całość na wyższy poziom.

Takich scen-perełek było więcej, a w wielu z nich dużą rolę odgrywał dźwięk tak jak chociażby na początku szóstego odcinka, gdzie Velcoro wparował do domu Semyona i rozmawiali przy stole. Mocno podbity bas w wypowiedziach obu panów oraz niepokojące dźwięki robiące za tło. Proste triki sprawiły, że napięcie było nawet aż za mocno widoczne. Ale uwaga widza została kupiona z miejsca.

No i jeszcze te sceny w barze, w jakiś sposób odrealnione, budujące atmosferę całego serialu. Kapitalny pomysł z przygrywającą gitarzystką w tle. Niby drobiazg, ale wwiercający się w mózg, tak że po kilku miesiącach od seansu bardziej pamiętam samą jej obecność niż treść rozmów Velcoro i Semyona.

Jedynym poważnym zgrzytem jaki miałem w ciągu całego serialu to zakończenie wątku, tego ostatniego. To całe kuśtykanie na pustyni, halucynacje będące odbiciem jego lęków i uczuć, były zbyt... proste? Oczywiste? Ten jedyny zabieg niezbyt mi pasował do bardzo klimatycznej całości.

Tak czy inaczej serial od HBO po raz kolejny wyszedł poza kanon. W czasach, gdy nad każdym odcinkiem pracuje sztab scenarzystów i wszystko jest dopieszczone, wyważone, dopięte na ostatni guzik, miło jest obejrzeć coś co stworzył (od strony treści) praktycznie jeden człowiek. Co prawda zawsze wtedy będzie widać pewien chaos, niedoskonałości, ale to wszystko są skazy, które akceptuję. Może i mam skłonności do umysłowego masochizmu, bo bardziej cenię produkcje mające widoczne wady niż te „perfekcyjne”, nie zaprzeczam. Tylko że to dzięki tym pierwszym przemysł filmowy i serialowy na chwilę przestaje być „flat circle”, gdzie oglądamy na okrągło to samo.
Pobierz baalder363 - #seriale #truedetective #kultura #rozrywka #telewizja

Od czasu do cza...
źródło: comment_rtljbzwEsASmvsuDGBOjYMaku4J6fUBC.jpg