Wpis z mikrobloga

#pasta #kradzione #pastypolskichczanow

Anony, wjeżdża kolejna historia z życia wzięta. Wzięło mnie na wspominki, bo parę dni temu przechodziłem ulicą i zobaczyłem nekrolog, na którym było wypisane imię i nazwisko znajomego patola z czasów podstawówki. Smutłem, bo chociaż nie byłem z nim nigdy jakoś specjalnie blisko to jednak swój człowiek, z którym się dorastało. No ale nieważne - spadł z rowerka w wieku dwudziestu pięciu lat, podobno się naćpał, chciał #!$%@?ć kilku typom, ci mu jednak #!$%@?, więc ten #!$%@?ł się po raz drugi i zamarzł w krzakach.

Mówili na niego Cygan.

Urodził się w biednej rodzinie, mieszkającej w jednej z najbardziej patologicznych i ubogich dzielnic miasta jako bodajże trzeci z piątki rodzeństwa, czy coś koło tego. Wygląd odziedziczył po ojcu, który mimo iż podobno nie pochodził od cyganów, to jednak na jednego wyglądał - miał ciemną skórę, głupkowaty wyraz twarzy i jakieś więzienne tatuaże na rękach, robione wkładami do
długopisów. Poza tym ojciec rozwoził jakieś towary starym Żukiem, więc śmialiśmy się wszyscy, że to ich cygański wóz i że w Żuku śpi cała rodzina xD

Jedną jedyną osobą w tej familii, która była w porządku była matka Cygana i jego rodzeństwa. Gdy my mieliśmy może z dziesięć lat, ona mogła mieć... Dwadzieścia pięć? Podkochiwaliśmy się w niej wszyscy i to pod jej wyobrażenia fapaliśmy po raz pierwszy. Do dziś pamiętam jak przychodziła do szkoły na spotkania z nauczycielami, bo Cygan źle się zachowywał, ubrana w krótkie spódniczki, jakieś rajstopki w fantazyjnych tęczowych kolorach i buty na obcasie. Aż dziw nas brał, że z takiej loszki wyszedł taki patol jak Cygan. No, ale jak się miało okazać, każdy kij ma dwa końce.

Jakoś w czwartej klasie pod koniec roku staliśmy za budynkiem szkoły, gadając o tym jak to ostatnio waliliśmy konia i jak fajnie było xD Podszedł do nas Cygan, słysząc o czym rozmawiamy i powiedział nam, że jesteśmy słabi, bo on miał sto razy lepiej podczas śmietankowych niedzieli.

> Czo.png

No to zaczął nam tłumaczyć, mówi nam, że każdej niedzieli jak się kąpał ( „hehe, raz w tygodniu się myjesz” - dodał inny kumpel), to do łazienki przychodziła jego mama, dotykała jego czerwonka i ruszała skórką dopóki nie siknął mleczkiem. No i to były śmietankowe niedziele.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Staliśmy #!$%@? przez minutę nie wiedząc nawet co mu odpowiedzieć. W końcu jeden z kumpli #!$%@?ł mu blachę w potylicę i poszliśmy na lekcje. Jednak mogę się założyć, o kim i o czym marzyła większość chłopaków fapając następnym razem, czyli pewnie tego samego dnia xD

  • 3
  • Odpowiedz