Wpis z mikrobloga

Jadąc na zachód dalej niż do Zgorzelca nie można się oprzeć wrażeniu, że bycie Polakiem jest, w gruncie rzeczy, #!$%@? smutne.

Kilka metrów przede mną siedzi młoda rodzina – wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, którego butne spojrzenie i tatuaż „Braci się nie traci” na plecach zdają się mowić, że w szkole zdecydowanie wolał wf od matematyki. Zakładając ,że do jakiejś szkoły w ogóle poszedł. Obok niego siedzi niska, pulchna blondynka, która kłóci się o coś z kilkuletnim brzdącem. Mężczyzna przerywa im stanowczym stwierdzeniem, że nie synek, nie pójdziemy na zjeżdżalnię, ponieważ mama się nie zgadza. A mama, dodał z lapidarnością której uczy się na ostatnich latach filologii i to tylko na najlepszych uniwersytetach, jest #!$%@?.

Mama ewidentnie w mniejszym stopniu niż ja była pod wrażeniem słownego kunsztu swojego partnera i następne kilka minut poświęcili na debatowanie, kto kogo wrobił w dziecko i kto kogo bardziej wytrąca z równowagi, choć nie użyli ani słowa wytrącać, ani równowaga. Tę rzeczową dysputę przerywa nagłe olśnienie, że muszą jeszcze wymienić funty na euro, przy czym nie omieszkają oznajmić całej plazy, czym zajmuje się w życiu matka właściciela kantoru, w którym są tak ogromne prowizje – i nie jest to bynajmniej pomoc synowi w prowadzeniu interesu, choć równiez ma w swojej domniemanej pracy kontakt z gotówką.
To, że z kraju wyjeżdżają tacy ludzie, jest dobre dla każdego – cieszy się brytyjski budżet, cieszą się polscy policjanci i cieszy się rodzina naszych bohaterów, ponieważ, jak wiadomo, poza horrendalnymi cenami marlboro nad Tamizą wszystko jest lepsze, a przede wszystkim w kieszeni zawsze szeleszczą przyozdobione wizerunkiem krolowej banknoty, o co w kraju nad Wisłą nie było łatwo.

Niedobre jest za to to, że wyjeżdżają też normalni ludzie. W kawiarni siedzi przy mnie kolejna rodzina. Synek pyta o coś ojca po niemiecku – bodajże, czy może zjeść jeszcze jedne lody. Ojciec odpowiada po polsku, że lodów już co prawda wystarczy, ale żeby synek napił się jeszcze wody. Ta dwujęzyczna wymiana zdań mogłaby co prawda świadczyć o niemieckim pochodzeniu matki chłopca, ale ta po powrocie z łazienki również odzywa się do dziecka po polsku. Tylko, że dzieci po polsku mówić nie chcą, nie będą, zaś z ich torby wystaje nie Kaczor Donald ani Tytus, Romek i A’tomek, tylko Micky Maus.

W końcu ojciec łapie mój wzrok i obaj wiemy, że wpatrywałem się w nich przez ostatnie kilka minut. Wykorzystując sytuację, zagaduję go, skąd przyjechali i jak im się podoba. Podobało im się owszem, bardzo, a od kilku lat mieszkają z żoną w Niemczech i ich synek w tym roku idzie tam do szkoły. Nie, nie zamierzają wracać.

Ten czlowiek był inżynierem, matka nie mówiła czym się zajmuje, ale nawet wścibstwo ma swoje granice. Do Polski nigdy nie wrócą dłużej niż na kilka dni. Nawet jeśli w domu są polskie książki, to gdy ich dzieci się wyprowadzą, na ich półkach dzieła Goethego i Hegla będą stały wyłącznie w oryginale. Wszyscy wiedzą, że okręt już idzie na dno – orkiestra jeszcze gra, ale za kilka godzin, miesięcy, lat przestanie.

Ale mam nadzieję, że nie.

#rozkminy #emigracja #polska
  • 7
@kroman: szczerze to sam sie zastanawiam nad emigracja. Pracuje od wyprowadzenia sie na swoje idąc na studia. Od dekady wynajmuje mieszkanie( rożne mieszkania w rożnych miejscach w kraju) zarabiam powyżej średniej ale nie jestem w stanie odłożyć w sensownym czasie na wkład własny. Nie jestem w stanie wynajmując mieszkanie odłożyć tyle kasy ile chciałby bank. Nie mam jeszcze dzieci bo sytuacja zawodowa nie jest pewna w naszym kraju i nie chodzi