Wpis z mikrobloga

Tak jak mówiłem, festiwal filmowy w Wenecji ruszył pełną parą. Recenzje trzech najważniejszych filmów tego roku które tam się premierowały już są, mianowicie: #lalaland, #arrival i #thelightbetweentheoceans

La La Land - musical reż. Damien Chazelle
RottenTomatoes: 100%, oceny: bardzo wysokie, głównie powyżej 9/10
Podsumowanie: jeszcze większy hit niż poprzednie dzieło tego reżysera, Whiplash, jednak ten może mieć problem z przekonaniem do siebie widowni. To typowy i najbardziej stereotypowy musical odwołujący się do lat 40' i 50' w których dzieje się akcja, więc ci którzy nienawidzą tego gatunku go zwyczajnie nie polubią. Najwierniejsi fani i zwolennicy starego kina będą w siódmym niebie zdumieni jak doskonale taka mieszanka wyszła.

Arrival - sci-fi, reż. Denis Villeneuve
RottenTomatoes: 100% ale recenzje napływają i raczej spadnie, oceny: bardziej zróżnicowane, ale wokół 8/10
Podsumowanie: trochę pomieszanie z poplątaniem ale raczej w dobrym stylu. Ci którzy oczekiwali twardego sci-fi z obcymi i nowoczesną technologią będą zawiedzeni, to bardziej filozoficzna rozprawa w stylu Interstellara i 2001 niż Alien. Jeden z recenzentów wspominał o wpływach Christophera Nolana i Terrence'a Malicka co już samo w sobie jest cholernie interesującą kombinacją. Ogółem jeden z lepszych filmów sci-fi ostatnich lat i na pewno konieczna pozycja dla fanów gatunku.

The Light Between Oceans - dramat reż. Derek Cianfrance
RottenTomatoes: 63%. oceny: bardzo różne, od 4 do kilku 10, średnia 6/10
Podsumowanie: nic nowego dla fanów twórczości Cianfrance'a - jego filmy są bardzo ciężkie emocjonalnie i nie inaczej jest w tym wydaniu. Prawdziwa para aktorska w postaci Michaela Fassbendera i Alicii Vikander przekazują swoją życiową chemię na ekran i wychodzi to rewelacyjnie dla ich obojga. Chwyta za serce tak jak i The Place Beyond Pines i Blue Valentine, ale dla ludzi nieprzyzwyczajonych ten film objawi się jako zbyt ckliwy i zbyt oczywisty, niewyważony w swojej emocjonalności.

Z dań głównych czekamy jeszcze na Nocturnal Animals Toma Forda, Voyage of Time Terrence'a Malicka, Hacksaw Ridge Mela Gibsona i dwa odcinki nowego serialu HBO autorstwa Paolo Sorrentino The Young Pope

#film #venice #filmy #kino #villeneuve #cianfrance #chazelle
Joz - Tak jak mówiłem, festiwal filmowy w Wenecji ruszył pełną parą. Recenzje trzech ...

źródło: comment_9SnjbJkamiWlkkEJRB9Wyaxaw53B2rEw.jpg

Pobierz
  • 7
@alenacomnielogin_: Drzewo Życia jeszcze oszukiwało trochę widzów mając w miarę spójną i racjonalną fabułę, dwa następne filmy już były jej kompletnie pozbawione, będąc pozornie losowym wycinkiem niewyjaśnialnych scen. Osobiście Malick jest wśród moich uwielbianych reżyserów, ale też jest w wąskim gronie tych, których nie poleciłbym nikomu innemu. Jest wyjątkowo specyficzny i rozumiem ekstremalne reakcje wobec niego.

Voyage of Time to film z planowaną ekskluzywną premierą w kinach IMAX, będący całkowicie montażem
@Joz: to akurat prawda, a już scena, w której cała akcja cofa się do początków stworzenia ziemi i śledzi powstawanie na niej życia, była dla mnie kompletnie nielogiczna i niezrozumiała. Za to ludzie na forach rozpisywali się o tym jak wiele im ten film dał przemyśleń.
Jak dla mnie to Mallick dostał wtedy Złotą Palmę na złość von Trierowi, którego Melancholia przebiła wszystko.
@Joz: Arrival to must-see, bez wątpliwości. The Light Between Oceans pewnie sprawdzę ze względu na duet aktorski. Problem z La La Land- recenzje zachęcają, reżyser zachęca, ale gatunek :/ Jestem raczej muzycznym ignorantem. Może to dobra okazja żeby zapoznać się z gatunkiem musicali? Znasz jakieś konieczne do obejrzenia?
@alenacomnielogin_: Gdyby Złotą Palmę mieli przyznawać na złość von Trierowi, to przyznaliby ją Refnowi za Drive, bowiem obaj panowie mają dość otwarty i głośny konflikt. Jeżeli przejrzeć lineup filmów które były w Cannes w 2011 roku to trzeba przyznać że to był ciężki wybór: Melancholia, Tree of Life, Drive, We Need To Talk About Kevin, This Must Be The Place Sorrentino i Skóra w Której Żyję
@NieBojeSieMinusow: Jeszcze jak, uwielbiam musicale. Z tymi współczesnymi jest taki problem, że nieudolnie przenoszą te którym się udało na Broadwayu. Z tych które jeszcze jako tako da się obejrzeć to Phantom of the Opera i Chicago dają radę. Jeżeli nie przeszkadza ci wiek, to złoty okres musicali przypadł na lata 50' i 60' - kultowy Singin' in the Rain i An American in Paris z Genem Kellym to klasyki klasyki i