Wpis z mikrobloga

Ostatnio, jak to już zresztą w przeszłości parę razy bywało, miałem okazję obserwować bezdomnego. Był to raczej młodzik, na oko 20-30 lat, chociaż raczej bliżej mu było do 20. Jak to nierzadko w takich wypadkach ów jegomość był obesrany i roztaczał wokół siebie tak zwaną "aurę". Nie wiem czy sprawił to jego młody wiek czy inne okoliczności przyrody ale sytuacja skłoniła mnie to do refleksji, którą niniejszym chciałbym się z Wami podzielić. Otóż pytanie wprowadzające do dyskusji jest bardzo proste: jak takim ludziom pomóc? Ale mówmy tu o prawdziwej pomocy, takiej po której ten człowiek stanie na nogi. Nie obiecujmy sobie oczywiście za wiele, szansa na to, że z bezdomnego zrobimy milionera, który potem jeszcze pomoże 10 kolejnym bezdomnym nie jest nawet godna rozważenia ( ͡º ͜ʖ͡º) Powiedzmy, że osiągniemy sukces jeżeli nasz bezdomny po jakimś czasie uzyska pracę gdziekolwiek i będzie w stanie dopiąć swój budżet "do pierwszego". Nieważne czy będzie pracował w Mc Donaldzie, gdzieś na magazynach, rozdawał ulotki czy robił cokolwiek innego, ważne żeby wyrwał się ze swojej dotychczasowej sytuacji. Jeśli już mu się uda znaleźć pracę to pewnie będzie otrzymywał płacę minimalną, więc nie czarujmy się, jeżeli stać go będzie na współdzielenie mieszkania, choćby i "po studencku" (4 osoby w 2 pokojach) to i tak uznamy to za triumf.

Ale zanim to nastąpi, spójrzmy na wszystko dosyć przyziemnie ...

Po 1 nasz włóczęga jest obesrany, więc wypadałoby zacząć od higieny. Możemy dać mu nowe ubrania i odesłać go do rzeki żeby się ogarnął, ewentualnie zaprowadzić do jakiegoś miejskiego szaletu czy prysznica w naszej pracy. Osobiście pewnie nie odważyłbym się do udostępnienia własnej łazienki zwłaszcza jeżeli miałaby to być "pierwsza" kąpiel.

Po 2 dobrze by było taką osobę nakarmić ale z tym jest chyba najprościej, więc nawet nie warto się nad tym zastanawiać.

Jak do tej pory wszystko jest jeszcze realne ale teraz najtrudniejsze dwa punkty czyli po 3 mieszkanie i po 4 praca. Nawet nie ma sensu tego rozpatrywać osobno, choćby dlatego, że podczas podpisywania umowy o pracę trzeba podać adres korespondencyjny. Możemy oczywiście to jakoś obejść, załatwiając bezdomnemu skrytykę pocztową ale jeżeli nie będzie miał gdzie spędzić nocy to zaraz znowu się obesra i cały trud pójdzie w niwecz. Można pomyśleć o zasponsorowaniu pola namiotowego, warunki nie będą może idealne i to rozwiązanie nie nadaje się za bardzo na zimę ale za to koszta są niskie a w takich miejscach zwykle są jakies urządzenia sanitarne, które powinny tymczasowo wystarczyć. Problem jest jednak taki, że zarówno przy polu namiotowym jak i przy samej już umowie o pracę wymagane są dokumenty, których obesrany jegomość może po prostu nie mieć a do czasu ich wyrobienia musi mieć przecież się gdzie podziać ... Można by się nawet szarpnąć i wynająć na miesiąc jakieś mieszkanie / pokój na swoje nazwisko i tam go ulokować ale tu już wchodzimy w konflikt z prawem bo prawie zawsze w umowach zakazuje się podnajmowania a jeśli już jest to dopuszczalne to wymaga zgody właściciela a nie sądze, żeby ktoś był chętny na wynajem osobie bez środków do życia nawet jeśli zasponsorujemy pierwszy miesiąc z góry. Ludzie boją się, że takiego lokatora nie będą się już mogli pozbyć i jest to lęk uzasadniony dzięki przepisom prawnym, które (o zgrozo!) są niby po to żeby ktoś nie trafił na ulicę. Zresztą ręczenie za nieznajomego i wynajem na nasze nazwisko może się nam odbić czkawką w przypadku zdemolowania mieszkania przez szanownego obywatela, który tak okaże nam swą wdzięczność. Pole namiotowe wypada na tym tle dużo bardziej zachęcająco, więc ułatwmy sobie życie i załóżmy, że nasz przyjaciel jednak ma ważny dowód osobisty i opłacimy mu z góry miesięczny pobyt na polu namiotowym (kupując oczywiście namiot, śpiwór, ręcznik, środki czystości i parę innych drobiazgów). Do tego wynajmiemy skrytkę pocztową aby uzyskał on swój "adres". Niestety wcale nie jesteśmy na finiszu bo praca się sama nie znajdzie a na polu namiotowym raczej nie zainstalujemy komputera z Internetem i nie nauczymy Pana włóczęgi jego obsługi. Będziemy, więc musieli sami znaleźć robotę dla tego człowieka, jednakże już na wstępie odpadają nam najpopularniejsze posady w "McDonaldach" bo gość musiałby mieć pewnie książeczkę sanepidu i Bóg jeden raczy wiedzieć co jeszcze żeby mógł pracować z żywnością a nie mamy czasu na biurokracje, poza tym lista chorób, którymi może się poszczycić nasz znajomy może go z góry skreślać. Zatem szukamy raczej pracy fizycznej dla naszego trędowatego ale nawet gdy znajdziemy ofertę musimy na nią koledze przekazać namiary a to wcale nie takie proste bez Internetu i telefonu, zresztą telefon obok adresu jest często wymagany przy ubieganiu się o pracę. Musimy więc zainwestować w jakąś tanią komórkę z odzysku, wykupić doładowanie i od razu bilet miesięczny żeby móc wysyłać naszego podopiecznego w różne zakątki miasta na rozmowy kwalifikacyjne. Jak dla mnie poziom komplikacji, któremu trzeba sprostać jeszcze zanim w ogóle tej osobie zaproponują posadę jest już dosyć przytłaczający, a pewnie nie przyszły mi do głowy wszystkie możliwe problemy i wyzwania dlatego zastanawiam się czy takim ludziom w ogóle da się pomóc? Rozumiem oczywiście akcje w stylu koc dla bezdomnego itp. ale są to jedynie doraźne działania, więc zastanawiam się czy są jakieś organizacje, które stawiają człowieka w takim stanie na nogi i pozwalają faktycznie odmienić jego życie?

#przemyslenia