Wpis z mikrobloga

Mirki, dzisiaj historia o tym, jak udało mi się odnaleźć melanezyjski chór w puszczy jednej z Wysp Salomona znany z Cienkiej Czerwonej Linii.

Wielu z Was interesujących się #filmy a w szczególności tymi o II wojnie światowej, kojarzy zapewne pieśń God, yu tekem laef blong mi wykorzystaną razem z innymi śpiewami chórów melanezyjskich w słynnym obrazie Cienka Czerwona Linia, jak i w późniejszych innych produkcjach hollywoodzkich (np. Mr. Nobody).

Pamiętam, że gdy pierwszy raz obejrzałem The Thin Red Line, słysząc melanezyjskie chóry aż dostałem gęsiej skórki. Do dzisiaj wprawiają mnie w dobry stan, a już szczególnie często słucham tułając się po Oceanii. Będąc na Wyspach Salomona nie mogłem nie podjąć choćby próby odnalezienia ich źródła. A zadanie nie było wcale takie proste…

O okraszenie filmowego dzieła muzyką poproszony został sam Hans Zimmer. Ten zadania się podjął, jednak nawet poczynania słynnego kompozytora okazały się niewspółmierne do melanezyjskich chórów, których śpiew pasuje do obrazu Cienkiej… wręcz perfekcyjnie. Niestety, na oficjalnej ścieżce dźwiękowej znalazły się prawie same niewykorzystane w filmie utwory Zimmera i… tylko jedna piosenka chóralna (właśnie słynna God, yu tekem laef blong mi), co nawet spotkało się z pewną krytyką (wielu amatorów muzyki filmowej nabyło album dla unikalnej wyspiarskiej muzyki). Na szczęście wydawnictwo bardzo postarało się tym razem i został wydany drugi, mniej znany krążek, zawierający same pieśni chóralne (melanesian choirs: the blessed islands).

Z opisu albumu wynika, że pieśni zostały wykonane przez dwa składy chóralne: Choir Of All Saints z Honiary oraz Melanesian Brotherhood ze wsi Tabalia. To już jest jakiś początek.

Po Chórze Wszystkich Świętych na Guadalcanal ani śladu. Nie udało mi się zdobyć niemal żadnych informacji. Czy istnieją? Czy śpiewają jeszcze? Ja przynajmniej – nie wiem. Łatwiejszy za to okazał się kontakt z drugim z zespołów, posiadający nawet bardzo skromną stronę domową. Za jej pośrednictwem nawiązujemy kontakt z pracownikiem jednego z tutejszych hosteli prowadzonych przez misję chrześcijańską. Ten kontaktuje się z Bractwem i… bracia chętnie zapraszają do siebie!

Problemem pozostaje tylko znalezienie odpowiedniej drogi. Wsi Tabalia nie ma nawet na mapie, znajduje się w głąb wyspy odchodząc od głównej drogi udeptaną ścieżką w las tropikalny. Brat z hostelu rysuje nam pokraczną mapkę.

Na drugi dzień wynajmujemy skuter, odnalezienie drogi zajmuje trochę czasu (na Wyspach Salomona bliska anarchii jest nie tylko sytuacja polityczna ale również organizacyjna - żadne miejscowości nie są oznaczone). Kilkakrotnie mijamy niepozorną ścieżkę aż w końcu przy pomocy tubylców udaje się odnaleźć właściwą drużkę. Jadziemy jakiś czas wyboistą ścieżką, tropikalna wilgoć bardzo daje się we znaki.

W końcu docieramy na wzniesienie, na którym znajduje się drewniana kaplica i kilka bambusowych domków gospodarczych braci. Wita nas przeor bractwa, ubrany w białą koszulę i naszyjnik z muszelek z krzyżem. Wytatuowane poprzeczne linie na policzkach zdradzają jego pochodzenie z wyspy Malaita. Spodziewaliśmy się jedynie krótkiej zamiany słów, poznania kilku braci a tu przygotowano dla nas cały prywatny koncert! Bracia, ubrani w błękitne stroje przepasane czerwonymi wstęgami stają w kilku rzędach i zaczynają śpiewać.

Mirki, mija już prawie dwa miesiące od początku mojej wyprawy i muszę powiedzieć, że było to jedno z najciekawszych przeżyć podczas tej podróży. Anielskie głosy 30 Melanezyjczyków pośród tropikalnego lasu Guadalcanalu. Od razu uśmiech maluje się na twarzy a przed oczami stają sceny ze słynnego filmu.

Po śpiewach rozmawiamy z braćmi, opowiadamy o Polsce, niedawnych ŚDM. Bracia cieszą się, że mogli zaśpiewać przed nowymi twarzami, nieczęsto ich tu ktoś odwiedza. Oprowadzają nas po okolicy, żegnamy się serdecznie.

W drodze powrotnej, na okropnie zniszczonej nawierzchni, po raz pierwszy w swoim motocyklowym stażu (a objechałem kilka krajów na dwóch kółkach) rozwalam felgę. I to w skuterze xD Jednak tubylcy kolejny raz okazują się pomocni. Wracając do Honiary na pace przewożącej ziarna kakaowca poznaję Maria, Salomończyka który opowiada mi wiele interesujących legend, przedziwnych historii i panujących na poszczególnych wyspach przeróżnych wierzeniach (tzw. kastom). Ale to już materiał na kolejną opowieść…

Mirki, chciałem zrobić #rozdajo ze wspomnianą płytą jednak nigdzie w Honiarze nie udało mi się jej dostać. Znalazłem jedynie handlarza, który nagrywa sam płyty lokalnych melanezyjskich chórów po kilka dolarów. Jak ktoś byłby zainteresowany to plusować, postaram się wysłać w kopercie na pamiątkę (obawiam się jednak, że nie wszystkim podołam tym razem, więc może zrobimy klasyczne rozdajo z losowaniem).

Zapraszam do obserwowania tagu #wanderlust z mojej obecnej tułaczki po Oceanii i wyspach południowego Pacyfiku.

#podroze #podrozujzwykopem #ciekawostki #swiat #wojna #muzyka
Pobierz Dwadziesciajeden - Mirki, dzisiaj historia o tym, jak udało mi się odnaleźć melanezyj...
źródło: comment_v1DT055o2g1csi3FdjWhRboEqWDUJBED.jpg
  • 10
@hedgeh0g: dziękuję za dobre słowo :) Wiesz, wydaje mi się, że samo wydanie książki czy też publikacji w dzisiejszych czasach nie powinno być trudne. Problemem jednak może być... czy ktoś chciałby to czytać :) Mam wrażenie, że paradoksalnie, mimo niemal nieograniczonego dostępu do wszelkiej wiedzy, ludzie obecnie coraz mniej są zainteresowani czytaniem, poszerzaniem swojej wiedzy o świecie czy ogólnie tym jak wygląda życie na drugim końcu świata.

Gdyby ktoś chciał opublikować