Wpis z mikrobloga

Wracając z pracy w głowie słyszę szum złożony z dziesiątek pełnych pretensji głosów, ostatnio codziennie. Moje ręce coraz rzadziej przestają się trząść a na twarzy nieustannie goszczą czerwone plamy, których szczerze nienawidzę. Ratowałam się melisą, ale to już nie pomaga. Ogłupia mnie, ale nie uspokaja. Tak się z wami pracuje, szanowni klienci. Szanowni klienci, którzy zawsze wiecie, że to nie nasza wina, ale przecież gdzieś musicie sobie pokrzyczeć. Którzy nie zdajecie sobie sprawy ze swojej liczebności i bagatelizujecie swój wpływ na nasze życie.
Czasami powiesiłabym się na klamce od biura, żebyście sobie poczekali. Żebyście nie dostali tej pieprzonej faktury. Żebyście mogli ponarzekać, że wam się spieszy. Przykro mi, ale nie jesteście tego warci.
Po takim dniu chciałoby się wrócić do domu i odpocząć. Tylko najpierw trzeba go mieć. Niestety - ja mam tylko łóżko, które mogę zajmować o ile się dostosuję. Słabo, co?
Można się przeprowadzić. Na przykład z przyjaciółką. Albo z przyjaciółką i jej chłopakiem. Albo i nie, bo przecież mogłabym jej go odbić. Stop. Mówiłam przyjaciółką? Już więcej jej tak nie nazwę.
Czasami chciałoby się wypiąć na nich swoją, zimną już, dupę. Zimną, w sensie martwą. Choćby na złość. Na złość wszystkim.

Więc właściwie dlaczego nie?
Odpowiedź nie przychodzi naturalnie, choć chyba powinna.

Pierwszą myślą jest nadzieja. Nadzieja, że warto się przemęczyć. Że kiedyś zapomnę o maratonie porażek, w którym właśnie biegnę. Albo, że nie zapomnę, ale okaże się, że naprawdę było warto. Już raz tak myślałam. Może i dwa. Chyba nie muszę mówić, że skutki takich myśli zazwyczaj są opłakane?

Druga jest już bardziej przekonywująca - chciałabym pozostawić po sobie lepszy obraz. Nie portret rozhisteryzowanej dziewczynki. Nie chcę zwracać na siebie uwagi, jednocześnie nie chcąc zniknąć niezauważoną. Jest mi głupio za błędy, które popełniłam. To by ich nie przekreśliło. Raczej uwydatniło. No way!

Zrobiło się zbyt depresyjnie - jest jeszcze trzeci powód - gdybym miała się zabić, zrobiłabym najpierw te wszystkie rzeczy, na które brakowało mi odwagi. Czasami miewam świadome sny. Codziennie zasypiając liczę na to, że znów mi się taki przytrafi, ale przecież to już nie te czasy, kiedy w takich snach próbowałam latać. Każdy dzień jest takim samym "świadomym snem" a jedynym co mnie powstrzymuje przed jego wykorzystaniem w taki sam sposób jest strach przed konsekwencjami. Właściwie świadomość konsekwencji. Ale skoro miałabym być martwa.. Wcześniej odwiedziłabym kilka osób a później poszła gdzieś na koniec świata.

Chyba zbliżam się do końca. Czwórka. "Gdyby miało nie być jutra..." wolałabym już wyjechać na jakąś misje, najchętniej do Afryki. Szkoda marnować rąk, którymi można komuś pomóc. Po prostu.

Piątka będzie ostatnia. To i tak nadejdzie. Mimo tego podłego poczucia bezradności, bezsensu i bezniewiadomoczegojeszcze czasami kocham moje życie. Wystarczy, że zaświeci słońce a ja cieszę się, że mogę wyjść z domu bez kurtki. Cieszę się, że potrafię dostrzegać piękno w tym całym bałaganie.

Tylko kiedy już wiem, że muszę żyć dalej pojawia się kolejny problem - jak nie zrobić z życia wyroku śmierci z odwleczonym terminem? Pomyślę o tym.

#cossiezepsulo #atencyjnyrozowypasek #blog #yearsinc #latawce #samobojstwo #depresja #przegryw #smutnazaba #pracbaza
  • 2