Wpis z mikrobloga

Mirki nie wiem co robić, bardzo proszę o pomoc chociażby w postaci plusa, może jakimś cudem przeczyta to ktoś kto był w podobnej sytuacji bądź miał z taką styczność...

tldr:


Postaram się opowiedzieć to jak najkrócej jak mogę, ale ostrzegam, że i tak będzie długo. Gdy byłam w liceum moja mama zmarła z powodu alkoholu, zostałam z moim bratem i babcią. Mieszkanie było przepisane na moją mamę, w związku z tym razem z bratem odziedziczyliśmy je po połowie. Mój brat jest starszy ode mnie, zawsze miał jakieś problemy z prawem, nigdy nie chciało mu się pracować, ciągnęło go do używek, nie miał wykształcenia, nie myślał o przyszłości, utrzymywała go najpierw mama, później babcia i po części jego dziewczyna. Ja do tej pory utrzymuję się z renty rodzinnej po mamie już tylko do grudnia tego roku, do 25 urodzin, po skończeniu studiów mgr zapisałam się jeszcze do szkoły policealnej na weekendy by jeszcze dostawać rentę. Ponad pół roku temu odkryłam, że interesuje mnie robienie stron internetowych i tak zaczęłam samodzielną naukę programowania, wiążę z tym swoją przyszłość, nawet chciałam już niedługo spróbować robić strony na zlecenia.

Mój brat około rok temu uzależnił się kompletnie od alkoholu i dopalaczy. Między innymi przez to zostawiła go dziewczyna, z którą był 8 lat. Oczywiście próbowała mu pomagać, opłacała mu psychiatrę, wspierała go ile mogła, ale było coraz gorzej. Zresztą bardzo źle ją traktował, nie raz ją uderzył czy zdradził. Ja także próbowałam mu pomagać ile mogłam, próbowałam go wspierać, prosiłam, ale on w ogóle uważał, że nie jest uzależniony. Poświęciłam naprawdę dużo czasu i nerwów.

Ostatecznie próbowałam załatwić mu nawet przymusowe leczenie psychiatryczne bądź alkoholowe, ale to już głównie z powodu babci, której wyciągał ostatnie pieniądze na dopalacze i alkohol. Ja dokładałam się standarowo do rachunków, a oprócz tego na koniec miesiąca musiałam babci dokładać do jedzenia, bo przez niego już nic jej nie zostawało. Przez to, że próbowałam załatwić mu przymusowe leczenie przychodziła w odwiedziny pani z mopsu, dzielnicowy. Dodatkowo 2 razy wzywałam policję i pogotowie gdy robił sceny, że popełni samobójstwo. Gdy przyjeżdżali udawał, że nic się nie dzieje, a babcia też tak robiła, bo myślała, że mu tak pomaga.

Znienawidził mnie, bo próbowałam na siłę go wyrwać z uzależnienia, z jego strefy komfortu. Że nasyłam na niego policję.

Gdy zbliżało się Boże Narodzenie znowu zaczął świrować, że się zabije, wtedy jakiś jego internetowy kolega wezwał policję do nas, że on chce popełnić samobójstwo, bo się zmartwił. Gdy policja przyjechała, mój brat standardowo mówił, że nic sie nie dzieje, on nie wie o co chodzi. Wyszłam wtedy z pokoju i powiedziałam jaka jest prawda, oni i tak mieli to gdzieś, a co więcej moja babcia stanęła w jego obronie i też skłamała, że nic się nie dzieje. Pojechali, a mój brat wtedy pierwszy raz sprawił, że się go bałam. Wydzierał się na mnie, zwyzywał od najgorszych, miał bardzo agresywną postawę.

Pękło coś we mnie wtedy i stwierdziłam, że #!$%@?ę to, mam dość, nie będę już próbować pomagać komuś kto nie chce tej pomocy. Spakowałam się wtedy i wyjechałam na dobre do mojego niebieskiego do innego miasta (z #krakow do #lodz) (wcześniej byliśmy ze sobą na odległość i widywaliśmy się w weekendy), na święta nie było mnie w domu. Przyjeżdżałam do domu już tylko by odzwiedzić babcię i do mojej policealnej szkoły i tylko z moim niebieskim, bo bałam się brata.

Babcia się rozchorowała i zmarła w kwietniu :( Ja załatwiałam wszystko z pogrzebem, mój brat miał wszystko gdzieś.

Poznał dziewczynę przez internet gdy babcia chorowała. Przyjeżdzała do niego. Do teraz jest ona dla mnie zagadką, nie rozumiem czemu z nim jest, bo wydaje się być dobrą dziewczyną. Wydaje mi się, że po pierwsze ciągnie ją do toksycznych związków (była wcześniej kilka lat z facetem, który ją bił), po drugie chciała go chyba zmienić i po trzecie strasznie nakłamał, ona myślała, że tak ćpa, bo zostawiła go dziewczyna. Zaszła z nim w ciążę.

I teraz przejdę do meritum mojego problemu.

Generalnie na początku wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że mieszkanie trzeba sprzedać. Po pierwsze jest za duże, ja i tak mieszkam w Łodzi, mój brat ma długi i bałabym się mieć z nim mieszkanie, poza tym mieszkanie jest całe do generalnego remontu i nikogo z nas nie stać by je wyremontować.

Niestety już niedługo mój brat zaczął coś kręcić, że w sumie to tak dziwnie się stąd wynieść, że tyle tu mieszkał, a w ogóle to on sprzeda tylko jak dostanie za swoją część co najmniej 200 tys (co jest śmieszne po prostu, a on kompletnie nie zna się na cenach mieszkań). Raz mówił, żebyśmy sprzedali jak najszybciej, bo on potrzebuje kasy, a zaraz zmieniał zdanie, że gdzie on później będzie mieszkać, że nawet kawalerki sobie nie kupi itp. Jedynie jeszcze ta jego dziewczyna go przekonywała ciągle żeby sprzedać. No i ja mu mówiłam, że będzie siedział bez internetu, prądu i gazu, bo ja będę płacić tylko czynsz, a on nie ma kasy w ogóle i do pracy nie zamierza oczywiście iść, ta jego dziewczyna też jest bezrobotna.

Od kwietnia ja sama płacę czynsz, choć nie jest mi łatwo, bo mieszkanie jest duże i sam czynsz to jest kwestia ponad 500 zł, a dodatkowo spłacałam raty za jakąś sporą niedopłatę, więc ok. 600 zł miesięcznie ostatnio wywalałam na sam czynsz, choć nawet tam nie mieszkam. Dodatkowo płaciłam jeszcze za prąd i internet, bo musiałam tam przyjeżdżać żeby popakować moje rzeczy no i sprzątać mieszkanie przed sprzedażą, więc wiadomo, że nie chciałam tam siedzieć np. bez prądu. Mój brat oczywiście #!$%@?, a ja po prostu nie chcę zadłużyć mieszkania. Jak łatwo się domyślić jemu taka sytuacja jest na rękę.

Po przewiezieniu większości moich rzeczy i ogarnięciu mojego pokoju, będąc w Łodzi ustaliłam z bratem, że wystawię ogłoszenie i będziemy próbować sprzedać. Wystawiłam ogłoszenie i zaczął się po prostu nawał telefonów od pośredników. Pomimo że mieszkanie jest do generalnego remontu, jest duże, w świetnej lokalizacji w Krakowie i ogólnie tutaj bardzo chętnie są kupowane mieszkania (bronowice małe, tak dla zainteresownych i ogarniających temat). Już się ucieszyłam, że pośrednicy mają dużo chętnych klientów na mieszkania w tej lokalizacji, poumawiałam się z kilkoma na taki dzień by zdążyć przyjechać do Krakowa i posprzątać mieszkanie.

Naprawdę cieszyłam się jak dziecko, że sprzeda się to i będę mogła w końcu odciąć się od mojego brata, a do tego w końcu będę mogła w 100% skupić się na moim życiu poza patologią, spokojna i szczęśliwa z moim niebieskim. Że wynajmniemy sobie mieszkanie, zacznę robić strony internetowe na zlecenia, ustabilizujemy się finansowo, za jakiś czas kupimy sobie jakieś śliczne mieszkanie za te środki ze sprzedaży + kredyt, będziemy myśleć o ślubie, dzieciach itd... No ale to by było zbyt piękne prawda...

Przyjechałam w niedzielę wieczorem z niebieskim do Krakowa. Zastałam taki syf w mieszkaniu, że zrobiło mi się słabo... Zawsze był taki porządek, wszystko było takie zadbane, pomimo, że do remontu, ale było czysto :( Jakby babcia albo mama to zobaczyły... Nawet nie wyobrażam sobie jak można siedzieć w czymś takim... Do tego na ścianach w prawie wszystkich pomieszczeniach była rozbryzgana krew, dziewczyna mojego brata powiedziała, mi, że mój brat (bardzo dotkliwie) pobił swojego kolegę (który ćpa dopalacze razem z nim) jak się opił, który swoją drogą na następny dzień mu to wybaczył.

No ale dobra, w poniedziałek zabrałam się za sprzątanie, niebieski mi pomagał. Popłakałam się w pewnym momencie, prawie się poddałam jak zobaczyłam pod górą brudnych talerzy w zlewie jakieś śmierdzące już żarcie, gdzie cywilizacja była już na etapie wynalezienia koła... Ale niebieski mnie pocieszył i sprzątałam dalej, kuchnia, łazienka, przedpokój, aż do nocy. Naprawdę było nie do poznania, byłam z siebie mega zadowolona, że doprowadziłam ten dramat do ładu. Jeszcze ta dziewczyna mojego brata mi mówiła, że starała się tu sprzątać, ale trochę sie poddała, jak mój brat nic jej nie pomagał tylko syfił ciągle. Tak czy siak nie wiem jak ona mogła wytrzymywać w takim syfie.

Wczoraj razem z jego dziewczyną i moim niebieskim zabraliśmy się za sprzątanie balkonu. Ona mi się żaliła, że mój brat cały czas chleje, całą noc nie spał, teraz ma jakiegoś focha na nią bez powodu, po prostu sobie coś wkręcił po pijaku. Puszczał muzykę w swoim pokoju tak głośno, że nie słyszałam własnych myśli.

Po sprzątaniu balkonu zabraliśmy się za salon i mój brat wyszedł z pokoju kompletnie pijany i zaczął mi robić awanturę, że zabrałam mu jego papiery notarialne, że on ich potrzebuje (nie wiadomo na co), że mu je ukradłam. Ja mu tłumaczyłam że mam tylko swój jeden egzemplarz i potrzebuje go do sprzedaży mieszkania. Do tego kłóciłam się z nim żeby mi nie przeszkadzał teraz tylko pomógł nam sprzątać, a nie siedział w pokoju i chlał. Naprawdę nie wiem jak to się stało, ale nagle zrobiła się wielka awantura. Mój brat nagle chciał mnie pobić, ale mój niebieski stanął w mojej obronie, no to chciał bić się z nim. Jego dziewczyna rzuciła się w jego stronę i zaczęła się na niego drzeć, bić go i krzyczeć "no uderz mnie, jestem w ciąży, uderz mnie, pozwę Cie! Zobacz jak Ty sie zachowujesz, mam Cie dość, jade do domu!". On krzyczał, że jej nie uderzy i poszedł wyładować agresję na drzwiach w swoim pokoju, w które przywalił, wywalił je z zawiasów i się rozleciały. Poszedł do pokoju, rozbił szklaną butelkę, darł się. Uznał, że pójdzie do prawnika, że odpali mu dużo kasy i sprawi, że całe mieszkanie będzie jego. Jego dziewczyna zaczęła się pakować, my z niebieskim uznaliśmy, że pakuje już resztę moich rzeczy i jedziemy w trybie natychmiastowym do Łodzi.

Mój brat wyszedł ze swoją dziewczyną i jej rzeczami przed blok, a ja pakowałam wszystko co miałam do zabrania. Wyszliśmy też z wszystkimi rzeczami przed blok, a mój brat z auta swojej dziewczyny wywalał wszystko na ulicę w tym chyba jakiś szklany obrazek, którym rzucił w stronę auta mojego niebieskiego i mało brakowało, żeby się o niego rozbił, ale na szczęście trafił w ulicę. Mój niebieski się do niego wydarł, żeby uważał co robi, a on na to do niego rzucił się z nożem mówiąc "chodź się #!$%@?ć", mój chłopak do niego "ale co, ze sprzętem do mnie podbijasz?" a on "niee, no to bez sprzętu" i wyrzucił nóż na chodnik i chciał się bić. Mój niebieski powiedział, że on się z nim bić nie będzie, ja krzyczałam, że dzwonie na policje, to sie uspokoił trochę i odszedł od nas. Wsiedliśmy o auta i pojechaliśmy.

Zadzwoniłam do wszystkich pośredników, z którymi się umówiłam by odwołać wizyty i przedstawiłam po krótce sytuację. Generalnie raczej nie mieli dla mnie żadnych rad oprócz tego bym się wybrała do prawnika i bardzo wszyscy mi współczuli. Pytałam się kilku czy ciężko jest sprzedać tylko swoją połowę mieszkania z problematycznym właścicielem, ale powiedzieli, że niestety jest bardzo ciężko. Do tego jednej pośredniczki zapytałam co by było gdyby trafił do więzienia bądź zakładu psychiatrycznego, czy dałoby się wtedy sprzedać mieszkanie, powiedziała mi że nie, bo on musi być wymeldowany.

Jestem załamana. Nie chcę już tam nigdy przyjeżdżać, mam tego dość, boję się mojego brata :( Nawet gdyby mój brat uznał, że chce sprzedawać mieszkanie, bo potrzebuje kasy, to ja nie chcę tam przyjeżdżać, a musiałabym przecież posprzątać i pokazywać je klientom, a jak tu pokazywać mieszkanie z rozwalonymi drzwiami i wiecznie #!$%@? bratem, przy którym boję się przebywać?

Nie wierzę w to, że gdybym zgłosiła cokolwiek na policję to by to pomogło, zraziłam się do nich gdy przyjeżdżali w sprawie "samobójstw" mojego brata. Nie mam na nic mocnego dowodu, jego dziewczyna na 100% nie zeznawałaby przeciwko niemu, poza tym ciągneło by się to na pewno bardzo długo, a ja nie mam kasy by ciągle płacić czynsz. Myślałam, żeby zgłosić, że ma narkotyki w pokoju, ale prawdopodobnie wszystkie te substancje, które on ma są legalnymi dopalaczami (ale tego nie wiem). Naprawdę jestem gotowa sprzedać za niską kwotę swoją część, żeby już tylko mieć to wszystko z głowy :( Nie wiem co mam zrobić... Naprawdę nie chcę tam już nigdy wracać, nie chcę już nigdy wchodzić do tego mieszkania... Planuję iść do prawnika choć ciężko u mnie z kasą, ale raczej jest to konieczne.

Może przed pójściem do prawnika ktoś z Was mi doradzi cokolwiek, ktoś z Was ma jakiś pomysł? :( Czuję się strasznie zrezygnowana...

#prawo #nieruchomosci #patologiazewsi #patologiazmiasta #pomocy
  • 67
@lady_katarina: Nie chce mi się czytać całości ale mniej-więcej takiej sytuacji był kiedyś mój znajomy. Jedyne co mogę Ci poradzić to dogadaj się z nim żeby sprzedać mieszkanie, jak nie będzie chciał powiedz ile kasy dostanie to pewnie zmięknie i załatw to szybko przez jakąś agencję nieruchomości.
@lady_katarina: Przeczytałem i jedyne co mogę Ci poradzić to zostaw swojego brata w spokoju, opłacając mieszkanie tylko mu paradoksalnie szkodzisz bo ma dokąd wrócić i za co chlać.
Może gdy odetną mu prąd itd to się ogarnie i zacznie myśleć logicznie, wtedy sprzedajcie mieszkanie.
Żeby ktoś sie zmienił musi sam najpierw tego chcieć a to oznacza często że musi osiągnąć dno
@lady_katarina: jak sie trafia do szpitala to sie nie wymeldowywuje z miejsca zamieszkania...

pozbywanie sie osoby z mieszkania to nie taka latwa sprawa, szczegolnie ze jest tam zameldowany i jest wlascicielem...

na twoim miejscu sprawe bym olal, przestal placic rachunki itd niech se gosc tam mieszka.

jak mu odetna prad i wode to nagle spotulnieje i do ciebie przyjdzie/zaplaci.

Jak brat wpadnie w spirale długów i komornik bedzie chciał zając mieszkanie
@lady_katarina: jeśli jest uzależniony i oderwany od rzeczywistości to prawo przewiduje możliwość ubezwłasnowolnienia. ale to raczej nie jest aż tak poważny przypadek

Udaj się do prawnika po poradę. Tak zwyczajnie będzie najlepiej

I pamiętaj, że mimo wszystko to jest twój rodzony brat. Nie staraj się go jakoś mocno #!$%@?ć. Może znajdź kogoś z rodziny kto ma na niego większy wpływ niż ty i niech mu jakoś przegada do rozumu.
Jak brat wpadnie w spirale długów i komornik bedzie chciał zając mieszkanie to zajmie, sprzeda i da ci twoją połówkę.


@srogie_zaskoczenie: hmmm wydaje mi się to fajnym rozwiązaniem, tylko że ja też przecież będę zadłużona nie płacąc czynszu? I sama będę mieć długi, czy źle myślę?
@Jade: A co te długi jej zaszkodzą geniuszu? Jak dostanie kasę za mieszkanie może je spłacać a nie teraz wpędzać się w kłopoty lub sprzedać z dlugami obniżając o nie cenę geniuszu-inaczej!