Wpis z mikrobloga

Kiedyś jak wracałem do domu późno w nocy z imprezy spotkałem niezwykłego kota. Wracałem z buta jakieś 8km, bo autobusy już dawno zawróciły razem z wronami z mojej wioski i jedyny środek transportu jaki mi pozostał to własne nogi. Kiedy byłem w połowie drogi, za mostem w krzakach usłyszałem jakiś szelest. Myślę sobie "pewnie jakiś żul", ale to nie był żul, to był kot. Kot, który powitał mnie miauczeniem i skinieniem głowy. Odpowiedziałem mu "siema", na co on mi rzucił wesołe "miau" co moim zdaniem oznaczało deklarację rozpoczęcia wspólnej podróży do mnie do domu.
Kot szedł obok mnie przez całą drogę do domu, nawet wtedy kiedy przechodziłem przez przejście dla pieszych czy ciemną ulicę, ten skubaniec cały czas nie odstępował mnie o krok. Co jakiś czas odwracał głowę i patrzył na mnie czy aby na pewno idę i miauczał jak zwalniałem albo zatrzymywałem się, żeby zobaczyć co zrobi. I tak odprowadził mnie kot do domu, chciałem jeszcze mu dać coś do jedzenia, ale kiedy wróciłem po 2-3 minutach z szynką, kota już nie było. Wołanie nic nie dało, uciekł niczym jakiś superbohater, który odprowadził mnie bezpiecznie do domu xD
Do dzisiaj nie wiem co się #!$%@?ło, nie znam żadnego kota, który by zaufał obcemu typowi w nocy i odprowadził go do domu taki kawał po czym zniknął.

#gownowpis i trochę #creepy
  • 41
  • Odpowiedz